Nie bardzo wiem po co „Głos Wielkopolski” opublikował wywiad z Wojciechem Kroloppem… Co chciał osiągnąć? Co chciał pokazać, wywołać? Burzliwą dyskusję, oburzenie, szok? Co zyskał redaktor Łukasz Cieśla decydując się na rozmowę z byłym dyrygentem? Chciał ujawnić jakieś nowe fakty w głośnej sprawie sprzed lat, kiedy na jaw wyszła pedofilska aktywność Kroloppa?
Poza debatą – rozmawiają o tym materiale bez mała wszyscy – i zniesmaczeniem, nie zyskaliśmy nic nowego. Kto się prezentuje w tej smutnej, w gruncie rzeczy, rozmowie? Biedny pokrzywdzony gej (no przecież nie pedofil!), pokarany przez los, który umniejsza swoją rolę w środowisku, w którym takich przypadków jest więcej. Jakich? No poza wrzuceniem takich sugestii, żadnych nazwisk nie ujawnia.
Rozmowa Cieśli z Kroloppem to mieszanina obrzydliwych charakterystyk kreślonych przez tego drugiego („on jest obleśny, nie na mój gust”, „był nieatrakcyjny”) z równie obrzydliwymi sugestiami o podwójnym życiu znanych poznańskich osobowości świata muzycznego, którzy … już nie żyją. O twórcy chóru, który potem prowadził, prof. Kurczewskim mówi, że „Od chóru odsunął go jego wiek i alkohol”, zaś o legendarnym prof. Stefanie Stuligroszu – „O Stuligroszu mogę powiedzieć jedno: był wybitnym muzykiem, natomiast jego postawa życiowa jest dla mnie dyskusyjna. Świetnie rozegrał kwestię przejęcia chóru księdza Gieburowskiego […] Nosił płaszcz na dwóch ramionach. W czasach PRL, komuny, z którą tak niby walczył, trzykrotnie był rektorem uczelni muzycznej. Poza tym nie zabrał wszystkich tajemnic do grobu. Świadków pewnych zjawisk można odnaleźć”.
Te wszystkie udowodnione przez sąd winy natury pedofilskiej to – zdaniem Kroloppa – splot dziwnych wydarzeń, dobrych intencji źle odczytywanych, ale nie – jakżesz tak? – pedofilii! W pewnym momencie mówi, że żaden z niego pedofil, a przypadek efebofilii, czyli człowieka o „skłonności do młodzieńców powyżej 15. roku życia”. Ręce opadają…
W opinii „głosowych” kolegów redaktor Cieśla próbuje dociskać swojego rozmówcę. Ja tego nie widzę. Zamiast tego są naiwne pytania w rodzaju „Co Pan robił w areszcie? Były chwile załamania?” (tak, „Pan” pisane z dużej litery), „Jak to się stało, że został Pan homoseksualistą? Miał Pan to w genach czy nauczył się tego w chórze?”… I wszystko to w rozmowie z człowiekiem ubranym z garnitur, na tle obrazów i przy fortepianie. Pełna sielanka.
Jestem skrajnym przeciwnikiem pedofilii i pedofilów, ale nie widzę sensu, by pastwić się nad człowiekiem, który został osądzony i odsunięty od zawodowego kontaktu z dziećmi. Nie widzę też sensu, by usprawiedliwiać jego różne podłe zachowania z przeszłości, ale też przypominanie tego w taki sposób nie jest najlepszym pomysłem. A już na pewno złą praktyką jest pozwalanie mu – jak to zrobił w wywiadzie kilkakrotnie – na szkalowanie osób, którzy już nigdy nie staną w swojej obronie.
„Głos Wielkopolski” miła zapewne swoje poważne powody, by tę obszerną rozmowę – prawie pięć stron!!! – publikować. Jak ich nie rozumiem. Trochę głupio, że szacowny „Głos” stanął w rywalizacji w pierwszym lepszym tabloidem – czym obrzydliwiej, tym lepiej…
PS. Swoim tytułem świadomie sprowokowałem, za co przepraszam czytelników i „Głos”. Znacznie spokojniej brzmiałby on „O pedofilii w Głosie”. Ale inaczej nie umiem wyjaśnić, dlaczego uważam takie prowokacje są idiotyczne i obrzydliwe.
Inne tematy w dziale Rozmaitości