Wrześniowe rocznice wojenne otwierają co roku bolesne rany w pamięci Polaków. 1 września zaatakowali nas Niemcy i rozpoczęła się długotrwała gehenna naszego narodu. 17 września dobili nas Sowieci atakujący Polskę w porozumieniu z Niemcami. Jeśli przy okazji tego wspomni się zdradę Francji i Anglii, „wypowiadających wojnę Niemcom” (chyba oczywiste dlaczego zamykam to w cudzysłów, tak?), to obraz polskiej rzeczywistości roku 1939 wygląda ponuro.
Nasze pokolenia, żyjące w całkowicie wolnej Polsce, nie muszą uciekać przed nalotami niemieckich samolotów ani przed sowieckimi czołgami, nie muszą bronić Warszawy w bronią w ręku, ani chadzać na konspiracyjne komplety. Nie drżymy na dźwięk pukania do drzwi, że wchodzi do nas gestapo, a i podróże pociągiem nie kojarzą się jazdą do Auschwitz. Jednak nasze pokolenia mają obowiązek pamiętać i tę pamięć starannie pielęgnować. O niemieckich wojennych zbrodniach i współczesnych kłamstwach o „wypędzonych”, o sowieckich mordach strzałem w tył głowy w katyńskich lasach i współczesnych próbach wybielania komunistycznych zbrodniarzy.
Jeden z bohaterów „Czasu honoru” wprost przyrównuje komunizm do hitleryzmu, co zresztą nie podoba się Gazecie Wyborczej, ale jest to obiektywna wykładnia realiów tamtych czasów. I obecnych ocen. Nawet jeśli te oceny nie powinny załamywać dążeń do ułożenia dobrych relacji ze współczesnymi państwami niemieckim i rosyjskim, to jednak zapominanie o nich stanowi dowód słabości każdego narodu. Słabości, która będzie bezwzględnie wykorzystywana przez współczesnych globalnych graczy politycznych.
Inne tematy w dziale Rozmaitości