Nasze Morze i Polska na morzu. Marzec 2012 i lipiec 2018. Tylko sześć lat, ale tak naprawdę dwie epoki. W marcu 2012 redakcja Naszego Morza żegnała się z papierową wersją miesięcznika, ogłaszając przejście do sieci. W lipcu 2018 z zainteresowanymi czytelnikami przywitała się redakcja Polski na morzu. Na papierze.
Łatwo mi zarzucić wielkie słowa o dwóch epokach w odniesieniu do jakichś tam magazynów morskich, ja będę się jednak upierał przy tym, że to jednak wydarzenia przełomowe. Jedno i drugie. W kraju posiadającym 440 km linii brzegowej, a więc z szerokim dostępem do morza, brak ogólnopolskiego pisma poświęconego sprawom morskim wygląda(ło) cokolwiek dziwnie. Nie mówię o kilku hobbystycznych tytułach poświęconych marynistyce, wojnom morskim, okrętom i historii, ale o pełnokrwistym magazynie poświęconym sprawom morza.
W latach PRL mieliśmy Morze, kolorowy magazyn i sprawach morskich – tych poważnych, ale i błahych, hobbystycznych, z ciekawostkami i analizami. I choć był to czas PRLowskiego zakłamania, to jednak magazyn Morze prezentował się ciekawie. I był pismem ogólnopolskim, które znajdowało czytelników nie tylko w Świnoujściu, Szczecinie, Kołobrzegu, Koszalinie, Trójmieście i innych nadmorskich miastach i regionach, ale w całym kraju.
Nasze Morze, wydawany przez PortalMorski.pl był ogólnopolskim pismem nie tylko branży, ale autentycznie zafascynowanych sprawami morza ludzi. Obficie raczył informacjami o wszelkich sprawach morza – z obszaru polityki, administracji, zarządzania, ekologii, nauki, turystyki, rozwoju regionalnego, bezpieczeństwa, pracy. Publikował analizy, artykuły, reportaże, fotoreportaże, wspomnienia, wywiady z ludźmi morza.
Wydawany w atrakcyjnej kolorowej formie wychodził przez sześć lat. W marcu 2012 r. w ostatnim papierowym numerze Grzegorz Landowski, ówczesny redaktor naczelny, w przejmująco smutnym artykule, podszytym refleksjami o śmierci prasy drukowanej, żegnał się z czytelnikami i zapraszał do portalu (www.portalmorski.pl). Zachęcał do regularnych odwiedzin i drukowania znacznie obszerniejszego w wiadomości morskie codziennego serwisu informacyjnego.
Pamiętam swoje odczucie sprzed tych sześciu lat – czułem, że Landowski pisze te niby zachęcające słowa ze łzami w oczach, że czuje, że internet OK, ale to nie to, o czym by marzył. Pamiętam to, bo ja tak czułem. I wiedziałem, że przejście do neta to nie progres, ale wycofanie się z przegranej walki o czytelnika w bogatej w morskie tradycje Polski. Jak to możliwe? Zespoły portów morskich, przemysł okrętowy, turystyka morska, potężny dział gospodarki i polityki związany z morzem, a pismo wycofuje się do internetu?? W głowie mi się to nie mieściło. Żal był przeogromny.
I wyobraźcie sobie moje ogromne zaskoczenie, wielką radość i wzruszenie, gdy po tych sześciu latach, dokładnie 1 lipca tego roku, a więc w pierwszym dniu istnienia, na empikowych półkach odkryłem Polskę na morzu, nowe pismo o polskich sprawach morskich. Ha! wydawane przez … PortalMorski.pl! Mało tego, do zaprzyjaźnienia się z pismem zaprasza mnie … Grzegorz Landowski! Ten sam! A z nim znane mi nazwiska: Tomasz Falba, Piotr B. Stareńczak i inni… Kurczę, ścisnęło mnie w sercu, oto papierowe pismo o morzu wraca. Co prawda, obecny naczelny nie odwołuje się do tradycji Naszego Morza – co mnie zdziwiło – a do tradycji przedwojennego pisma Polska na morzu, wydawanego w latach 30. XX wieku przez Ligę Morską i Kolonialną.
Polska na morzu XXI wieku – według treści pierwszego numeru – zapowiada się interesująco: są aktualności morskie, przegląd wydarzeń, analizy dotyczące morskiego sektora przemysłowego, artykuły historyczne, nowości książkowe. Redakcja nie stroni od kontrowersyjnych tematów: przekopu Mierzei Wiślanej, czy reanimacji Polskiej Żeglugi Morskiej.
I co ważne, Polska na morzu to miesięcznik, a więc zachowuje cykl wydawniczy pozwalający pisać o morzu dużo i z duża dozą aktualności. Trzymam kciuki za powodzenie tej inicjatywy, bo morska Polska to nie interes jednej partii, a wszystkich znaczących graczy politycznych w Polsce.