konglomeratka konglomeratka
152
BLOG

Śmieci – oręż nowej wiary

konglomeratka konglomeratka Polityka Obserwuj notkę 9
Sprawa gigantycznej łapówki w sprawie przetargu na wywóz śmieci w Warszawie, w którą zamieszany jest były minister Włodzimierz Karpiński, a o której głośno jest w ostatnich dniach, nie jest wbrew pozorom najgorsza, najważniejsza i najstraszniejsza. Tam się czai jeszcze gorsze zagrożenie.

Jakiś czas temu zadałam sobie trud i próbowałam dowiedzieć się, jak to się stało, że śmieci w Warszawie stały się narzędziem walki politycznej, a opłaty za ich wywóz, zmorą i koszmarem mieszkańców. Teraz kolejny raz obserwujemy, jak szambo zaczyna wybijać…
Był rok 2021, czyli miej więcej dwa lata temu, kiedy mieszkańców Warszawy zaskoczyła gigantyczna podwyżka kosztów wywozu odpadów. Ponieważ sposób jej naliczania i jej wysokość uderzyły znacząco w budżet domowy, zaczęłam szukać możliwości zaskarżenia ustawy o gospodarowaniu odpadami, jako dyskryminującej duże rodziny i godzącej w podstawowe prawa obywatela. Ówczesna Uchwała Rady Warszawy dotycząca powiązania rozliczeń za wodę z odbiorem śmieci oraz uchwalone stawki były absolutnie nie do zaakceptowania, o czym piszę bardziej szczegółowo poniżej.
Poszukiwałam nawet kontaktu z radnymi i posłami, aby zbadano, jakie możliwości odwołania się od tej uchwały ma pojedyncze gospodarstwo domowe.
To co mnie wtedy zastanawiało i w sumie dręczy do dziś, to ciągłe powoływanie się samorządowców, ale przecież także organów władz państwowych, na dyrektywy unijne, które nakazują takie a nie inne na przykład właśnie gospodarowanie odpadami komunalnymi.
Co takiego tak naprawdę jest zapisane w tych dyrektywach, że na koniec okazuje się, że śmieciami mają handlować urzędnicy? Dlaczego w imię walki o ochronę środowiska wprowadza się odpowiedzialność zbiorową i tym samym tylnymi drzwiami wprowadza się u nas komunizm?
Czy faktycznie dyrektywa wymuszała likwidację usługi, którą zajmowały się komercyjne podmioty i rozliczały z klientami na podstawie faktur, i zamieniała ją w podatek, którego wysokość jest ustalana dowolnie według dowolnych kryteriów?
Niestety mimo starań nie udało mi się dotrzeć do osób, które by mi to wyjaśniły. A może o to w tym chodzi, żeby nie dociekać, nie rozumieć, a płacić.
We wspomnianym już roku 2021 urząd dzielnicy, z którego pracownikami rozmawiałam (i nie tylko ja dzwoniłam w tej sprawie) mimo wielokrotnego podnoszenia kwestii rozliczeń za odbiór śmieci, nie był w stanie wymusić na radnych uwzględnienia zgłaszanych masowo przez mieszkańców problemów wynikających z wprowadzonych zmian, które prowadzą do konfliktów i rażącej niesprawiedliwości. Podwyżka z 30 złotych na 220 w ciągu półtora roku to jednak jest rozbój w biały dzień. Urząd nie był w stanie wskazać, gdzie taka osoba, jak ja może się odwołać od decyzji. Ustawa i uchwała Rady Warszawy ZMUSZAŁA (i mimo nowelizacji nadal zmusza) takie osoby, jak ja do wchodzenia w zależności finansowe z obcymi ludźmi (poniżej wyjaśnienie) i tym samym godzi w moje podstawowe prawo swobody zawierania umów.
Ponieważ zamieniono umowę za usługę w podatek, jako podatnik nie mam jak odwołać się od decyzji o nieuzasadnionej podwyżce kosztów utrzymania nieruchomości. W zeszłym roku dokonano zmian obniżających trochę koszty wywozu śmieci, ale nadal nie mogę rozliczać się za moje śmieci osobno, a sąsiedzi osobno. Nadal uważam, że koszty te są niewspółmierne i wygórowane.
No dobrze, ale co takiego jest naprawdę zapisane w tej unijnej dyrektywie. Nie byłam w stanie przebrnąć przez całą, ale moją uwagę przykuł jeden artykuł z dyrektywy parlamentu europejskiego i rady UE 2018/851 z dnia 30 maja 2018 zmieniającej dyrektywę 2008/98/WE w sprawie odpadów:
„ (6) Odpady komunalne stanowią w przybliżeniu od 7 do 10 % wszystkich odpadów wytwarzanych w Unii. Jest to jednak jeden z najbardziej złożonych strumieni odpadów i sposób gospodarowania nim zasadniczo świadczy o jakości całego systemu gospodarowania odpadami w danym państwie. Wyzwania związane z gospodarowaniem odpadami komunalnymi wynikają z wysoce złożonego i zróżnicowanego składu tych odpadów, bezpośredniego sąsiedztwa wytworzonych odpadów w stosunku do obywateli, bardzo dużej widoczności takich odpadów dla obywateli, a także ich oddziaływania na środowisko i zdrowie ludzkie. Wskutek tego gospodarowanie odpadami komunalnymi wymaga wysoce złożonego systemu, obejmującego efektywny system zbierania, skuteczny system sortowania i odpowiednie śledzenie strumieni odpadów, czynne zaangażowanie obywateli i przedsiębiorstw, infrastruktury dostosowanej do konkretnego składu odpadów oraz kompleksowego systemu finansowania. Państwa, które stworzyły efektywne systemy gospodarowania odpadami komunalnymi, zazwyczaj osiągają lepsze wyniki pod względem gospodarki odpadami w ujęciu ogólnym, w tym w osiągnięcie celów w zakresie recyklingu.”
Proszę mnie poprawić, ale gdzie tu jest napisane, że tym skomplikowanym systemem mają się zajmować urzędnicy? Ponadto jak widać, tylko 7 do 10 procent odpadów jest wytwarzane przez zwykłych obywateli, czyli przez gospodarstwa domowe. Ale to te podmioty są kluczowe dla polityki…
Gospodarowanie – to działalność ludzka, indywidualna i zbiorowa, która prowadzi do zaspokojenia potrzeb człowieka. Działalność ta polega na porównywaniu korzyści oraz kosztów i jest połączona z wyborem najlepszej dostępnej możliwości.
Zatem obowiązująca ustawa o gospodarowaniu odpadami najwyraźniej podważa sens i znaczenie słowa „gospodarowanie”, które zakłada, że „gospodarne” rozwiązanie ustala takie zasady dla obu stron umowy, że po prostu każdemu się to opłaca. W przypadku odpowiedzialności zbiorowej z jaką mamy w obecnej sytuacji zbierania śmieci, spada motywacja pojedynczych osób do sortowania odpadów – za takie pieniądze sami sobie posortujcie! – i podważa sens takich działań skoro wszyscy mają i tak płacić po równo niezależnie od tego, ile kto wyprodukował śmieci. Urawniłowka zawsze kończy się tak samo – marnotrawstwem, spadkiem wydajności i morale.
Jedynie komercyjne firmy rywalizujące o klienta mają możliwość dostosowania oferty pod indywidualnego odbiorcę usług a jednocześnie dostarczyciela towaru, jakim są materiały wtórne. Inaczej zatem będą traktować blok mieszkalny, kilka bloków, szeregowce, domy jednorodzinne i takie jak nasz, dwu lub trzyrodzinne. Inaczej będą rozliczały odpady na wsi i w mieście. Bo to są kompletnie nieporównywalne sytuacje.
Odzyskiwanie i obrót materiałami wtórnymi z odpadów komunalnych rozwijał się w Polsce całkiem sprawnie do roku 2011, kiedy zaczęto podnosić tę kwestię, jako jedno z haseł politycznych. Był to okres, kiedy sekretarzem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji był pan Włodzimierz Karpiński. Czy to ma znaczenia? Może nie ma, ale trzeba zdać sobie sprawę z tego, że dyrektywa unijna dotycząca gospodarowania odpadami z 2008 roku była wdrażana w tym czasie. W 2013 roku pan Karpiński został Ministrem Skarbu Państwa, a czymże innym jak nie skarbem, a bywa, że żyłą złota są odpady – wtedy także w Warszawie miała miejsce śmieciowa rewolucja, o czym dalej. Ja nie twierdzę, że pan minister jest winny, mam wręcz wrażenie, że być może został kozłem ofiarnym całego systemu korupcyjnego, który rozwijał się i rozrastał przez lata. To wszystko zbada prokuratura, ale nie ulega wątpliwości, że wprowadzona unijna dyrektywa zamiast poprawić, pogorszyła sytuację pojedynczych obywateli i być może stała się przyczyną niezbyt jasnych procedur i mętnych interesów.
A jak wyglądał rozwój gospodarki odpadami przed zmianami wymuszonymi rzekomo przez dyrektywę unijną? Na przykład u koleżanki w dzielnicy domków jednorodzinnych zatrudnienie znaleźli wtedy niepełnosprawni intelektualnie, których zadaniem było roznoszenie specjalnych toreb z podziałem na komory do poszczególnych frakcji i odbiór ich od właścicieli domków kilka razy w tygodniu. To była inicjatywa prywatnej firmy, ale bardzo pożytecznej. Torebki były małe, składane w harmonijkę i mieściły się do standardowej szafki kuchennej. Świetny pomysł na rozwój biznesu i wparcie dla osób niepełnosprawnych. Przekreślono to jednym podpisem, tylko dlatego że podobno unia tak kazała. Peryferie i kolonie nie mają głosu, mają wykonywać rozkazy i nakazy zgodnie z doktryną, że „my w unii wiemy lepiej”. Nie mamy prawa wiedzieć lepiej i nasze doświadczenia i pomysły nie mają żadnego znaczenia.
U nas w dzielnicy sortowanie na część „do odzysku” i pozostałe także sprawdzało się przez wiele lat, a firma która realizowała usługę była rzetelna i punktualna tak, że można było według przyjazdu śmieciarki ustawiać zegarek. Od kiedy odpady odbiera narzucona przez gminę firma, śmieci sortowane i zmieszane lądują w jednej śmieciarce lub tak jak ostatnio, po każdy rodzaj odpadów przyjeżdża ta sama ekipa, tym samym pojazdem, ale w kolejne dni. I tak, zamiast zabrać wszystko powiedzmy raz, czy dwa razy w tygodniu, śmieciarka jeździ pięć razy do tych samych nieruchomości. Czyli tę samą ilość śmieci obsługuje kilka razy drożej, bo spala więcej paliwa, bo więcej czasu ludzkiej pracy trzeba na to spożytkować. Na marginesie - daremne jest doproszenie się o harmonogram odbioru. Na stronie internetowej nie ma naszego adresu.
A tak naprawdę odbiór śmieci i realizację zadań dotyczących gospodarowania materiałami wtórnymi można rozwiązać bardzo prosto. Firmy komercyjne mogą żądać opłat za odbiór śmieci nieposortowanych, albo zmieszanych nie nadających się do ponownego wykorzystania, ale także mogą płacić ludziom za dostarczenie materiałów wtórnych, czyli prowadzić ich skup. Są ludzie, którzy zapłacą, żeby inni za nich posortowali odpady, a są także tacy, którzy chętnie zarobią kilka złotych na przygotowanych w workach posortowanych puszkach i plastikach. Wymyślenie systemu ewidencjonowania ilości odbieranych odpadów w dobie wszechobecnych kodów kreskowych, wymyślnych wag wszelkiego rodzaju, odpowiednio oznakowanych pojemników, naprawdę nie jest wysiłkiem ponad możliwości przeciętnego menadżera. W blokach można wydzielić osobne śmietniki dla tych, co sortują i dla tych, co nie sortują – inne klucze nie pozwolą na „podrzucanie” śmieci niezgodnie z deklaracją. Wspólnota mieszkaniowa zatem też może czerpać zyski ze sprzedaży materiałów wtórnych i tym samym zmniejszać koszty utrzymania nieruchomości przypadające na jej członków. Ale takie dostosowanie oferty jest tylko możliwe na wolnym rynku, a wprowadzone w roku 2013 zasady godzą w wolny rynek i wprowadzają odgórnie i tylnymi drzwiami komunizm.
Kiedy jako młode małżeństwo nabyliśmy w 2005 roku mieszkanie w małym, przedwojennym domku w jednej z warszawskich dzielnic, płaciliśmy około 54 złotych miesięcznie za wywóz śmieci raz w tygodniu (pojemnik 110 litrów). Kiedy trzy lata później zrobiliśmy generalny remont i na ten czas zawiesiliśmy umowę z „firmą śmieciową” ponowne jej zawarcie po trzech miesiącach było już na nowych zasadach, bo już wchodziła w życie unijna dyrektywa 2008: sortowane będą tańsze, niesortowane droższe. Wybraliśmy sortowanie: czyli zmieszane raz w tygodniu i „sortowane suche” raz na dwa tygodnie za 51,36 zł/mc. Sortowane suche obejmowały wszystkie w miarę suche i dające się ponownie zużyć materiały wtórne (szkło, plastik, karton, metal), a firma podstawiła nowy duży kosz 240l na „suche sortowane”. I tak to działało bardzo dobrze z niewielkimi podwyżkami (do kwoty 58,32 w roku 2011) aż do rewolucji z roku 2013. Wtedy to w Warszawie nagle wywleczono temat kosztów wywozu odpadów jako „wabik wyborczy” – że teraz jak gmina się tym zajmie, a nie „prywaciarze”- tfu! – prywatne firmy, to na pewno będzie taniej, bo to nie może być tak drogo. Nam jako rodzinie koszt około 12-15 złotych za pojemnik wydawał się całkiem racjonalny i ekonomicznie uzasadniony, więc z całkowitym zaskoczeniem i nieufnością przyjęliśmy rewelację w postaci obniżki kosztu wywozu śmieci na 10 złotych (lipiec i sierpień 2013). Tak absurdalnie niska kwota ustalona przez gminę, która „przejęła” na siebie organizację odbioru odpadów okazała się już we wrześniu za niska i podniesiono ją do 37 złotych. Bez żadnych wyliczeń, bez żadnych wyjaśnień, bez głowy… Potem przed kolejnymi wyborami samorządowymi obniżono ją w roku 2018 do 30 złotych. Po co? Tym bardziej, że firma, która „przejęła” kosze od poprzedniej „firmy śmieciowej” nie kwapiła się z dostarczeniem nowych pojemników w momencie odgórnego żądania od nas sortowania śmieci na pięć frakcji. Metraż mieszkania nie daje miejsca na ustawienie pięciu różnych koszy na śmieci i wydaje mi się to wysoce niestosowne, aby ustawy o śmieciach tak głęboko ingerowały w moje prywatne życie i to, jak mam sobie urządzić mieszkanie. Nie przebuduję domu ani kuchni. Nadal mogę jedynie pomieścić tylko dwa kosze, a firma, która „przejęła” obsługę śmieciową przestała nawet zostawiać worki. Bezcelowe jest gromadzenie w nich kartonu, bo i tak zmoknie. Naklejkę „suche sortowane” zaklejono napisem „plastik, metal” i tyle. Kiedy udało mi się cudem dodzwonić do firmy w sprawie pojemników na pozostałe odpady odpowiedzieli, że mam sobie kupić (sic!). Tak wygląda w praktyce gospodarowanie przez gminę i przerzucanie wszelkich kosztów na obywatela.
Kolejna bomba wybuchła w kwietniu 2020, kiedy zmiana stawek na 96 złotych od mieszkania – czyli podwyżka ponad trzykrotna - powiązana została z absurdalnym wymogiem rozliczania się wspólnie z obcymi ludźmi (budynek jest dwulokalowy, ale nie jest jednorodzinnym, odrębne księgi, zupełnie obcy ludzie). W dodatku okazało się, że formularze są tak skonstruowane, że nie przewidują budynków takich jak nasz: ma płacić jeden ze współwłaścicieli nieruchomości i mieszkańcy mają się rozliczać się prywatnie między sobą. I znów: dlaczego ustawa wkracza w prywatne relacje sąsiedzkie? Dlaczego ja mam wchodzić w jakieś zależności finansowe z obcymi ludźmi? Właścicielka jest na telefon, a lokatorami są najemcy, którzy zmieniają się prawie co rok.
Kolejny koszmar, to była zmieniona na szczęście potem ustawa i nowa stawka w oparciu o zużycie wody – wspólny licznik główny, brak możliwości rozdzielenia instalacji i rozliczanie proporcjonalne do liczby osób zamieszkujących lokale: w naszym przypadku wychodziło  220 zł za miesiąc przy wciąż takim samym litrażu wywożonych śmieci; mimo, że przez 15 lat rodzina nam się powiększała, to nadal jest to 4x110l ale tylko 1x240 wtórne, bo firma odbiera odpady wtórne tylko raz w miesiącu, a nie jak było wcześniej dwukrotnie (patrz ad 4). Ponadto nie było i nadal nie ma możliwości, aby niezależne lokale wnosiły opłatę tylko za swoją część. Jesteśmy zmuszeni do tego, by jeden ze współwłaścicieli nieruchomości brał odpowiedzialność za drugiego i wnosił pełną opłatę, która stanowiła wówczas wzrost ponad stuprocentowy wobec poprzednich stawek. Skąd wzięto absurdalnie wysoką stawkę 12,73 zł za metr sześcienny zużytej wody? Dlaczego tak? Mogę za tę samą usługę zapłacić tyle, ile to jest dla mnie warte, czyli uwzględniając nawet jakieś podwyżki przez lata, to opłata za odbiór śmieci nie powinna wynosić więcej niż 65-70 złotych za takie gospodarstwo jak nasze. A i tak po zmianie tej uchwały płacimy 107 złotych.

Przyjrzyjmy się temu absurdowi, jakim było opieranie kosztów wywozu śmieci o wyliczenia dotyczące zużycia wody. O ile dłuższy wyjazd oprócz spadku ilości śmieci powoduje także spadek zużycia wody, o tyle na przykład prace remontowe już nie. Wodę podczas remontu zużywa się do koniecznych prac, ale nie produkuje się śmieci komunalnych, zwykle konieczne jest wynajęcie specjalnego kontenera. Tym samym zmusza się właściciela remontowanej nieruchomości do wnoszenia opłaty dwa razy za to samo. Zakładając, że na czas remontu wyprowadzam się z mieszkania i nie produkuję śmieci, ale zużywam więcej wody, jak mam potem rozliczyć się z sąsiadem, który nadal mieszka? Śmieci w rozliczeniu miesięcznym będzie zdecydowanie mniej, ale wody zużyjemy więcej. Tak było przy poprzednim remoncie i podobnie było ostatnio. Produkcja odpadów nijak się ma do zużycia wody.

Od piętnastu lat, mimo że rodzina jest 1,5 raza większa, nie zwiększyła się objętość śmietników, bo odpady w zasadzie produkowane są w tej samej ilości. Na przykład jedno opakowanie sera żółtego 300g jest niewiele większe od tego, które zawiera 150g produktu, a zgniecione zajmuje w koszu tyle samo miejsca. I tak jest analogicznie jeśli chodzi o większość opakowań „rodzinnych”. Zwiększa się natomiast zużycie wody, bo młodzież musi się myć, a także zwiększa się ilość prania. Gotowanie dla całej rodzinny nie zwiększa ilości śmieci, natomiast zwiększa zużycie wody. Więcej używam wody na zupy i makarony niż sąsiedzi, którzy wynajmują mieszkanie singlom, którzy gospodarują się indywidualnie. Lokatorzy nie jedzą wspólnych posiłków, ale za to zamawiają duże ilości gotowych dań z dostawą do domu, co zwiększa produkcję śmieci (pizza, sushi). Skoro powiązano wodę ze śmieciami, to może jeszcze należy ze zużyciem wody powiązać wzrost obywatela – dyskryminowani są wysocy i duzi, bo zużywają więcej wody do mycia i prania ubrań niż osoby drobnej postury. Do takich absurdów niedługo dojdziemy. Przeliczanie zatem wody na śmieci uderzało w tych, którzy gospodarują się wspólnie a premiowało singli.
Przepisy te zostały potem w Warszawie zmienione, ale nadal nie rozumiem, w oparciu o jakie kryteria radni ustalają wysokość opłat.

Kwestia nadużyć i korupcji, jaka ujrzała światło dzienne ostatnio w Warszawie, to jest tylko wierzchołek góry lodowej.
Mam wrażenie, że cała sprawa dotycząca gospodarowania odpadami ma drugie dno. Tu wcale nie chodzi o ochronę środowiska i racjonalne zarządzanie obrotem materiałami wtórnymi, a uderzenie w podstawowe prawa jednostki, w wolność gospodarczą, w wolność obywateli, celem jest odebranie obywatelom prawa do obrony wobec machiny urzędniczej. Komunizm w czystej postaci wprowadzany tylnymi drzwiami.

Jeśli faktycznie chodziłoby o odzyskiwanie materiałów wtórnych i ochronę zasobów przyrodniczych, to tym bardziej należało postawić na przedsiębiorczość i pomysłowość firm w tej kwestii, a jedynie zobowiązać do raportowania realizacji zadania do gminy mającej nad tym nadzór. Przecież te firmy obracały materiałami wtórnymi i w ich interesie było takie kształtowanie kosztów, żeby to było opłacalne. I było. Nawet inwestowały w nowe instalacje do sortowania i spalarnie. Ale przecież jako kolonia Unii Europejskiej nie mamy prawa robić niczego po swojemu i nie daj Boże lepiej. Dlatego rozwalono ten rozwijający się nieźle sektor gospodarki odpadami. Teraz kiedy przejęły kontrolę nad tym gminy, nikomu nie zależy na obniżaniu kosztów (czyli odzyskiwaniu pieniędzy ze sprzedaży materiałów wtórnych) bo przecież gmina nie będzie się zajmować handlem. Urzędnik ma sprzedawać śmieci i zarabiać dla gminy? No i koszty łapówek trzeba przecież pokryć… Gdzieś tych śmieci trzeba się przecież pozbyć. I tak oto w gminie, gdzie jeżdżę czasem na wakacje, w ciągu ostatnich 3 lat wysypisko śmieci płonęło 12 razy. Pomijam już, że to zatruwanie środowiska, ale jakie marnotrawstwo? Gdyby spalili to w spalarni połączonej z elektrownią, przynajmniej byłby z tego jakiś zysk. A tak wszystko poszło dymem, tylko smród pozostał. I szkody. Ich usuwanie kosztuje. I koło się zamyka. Przerzuci się koszty na obywatela, który i tak nie ma jak się przed decyzją administracji bronić. Gospodarka socjalistyczna w pełnej krasie.

Pamiętam, że te dwa lata temu przejrzałam propozycję ustawy, która miała uregulować kwestie gospodarowania odpadami, ale ona niczego nie rozwiązywała. Jest idealnym wręcz przykładem, jak posłowie bohatersko walczą z problemami, które sami tworzą. Absurdem było już samo to, że warszawskimi cenami za śmieci zajmują się posłowie. Błąd tkwi w przyjętej parę lat temu dyrektywie unijnej, albo jej wadliwej interpretacji i jeszcze gorszemu wdrożeniu. Wprowadzono socjalistyczną gospodarkę odpadami 'dla dobra wspólnego' i szczytne hasło zamieniło się w narzędzie nacisku, a jak widać wręcz tortur.
Jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby moim zdaniem wprowadzenia podobnego systemu opłat za odbiór odpadów komunalnych, jak OC w stosunku do kierowców: jeśli masz samochód - musisz płacić ubezpieczenie. Jest państwowy nadzór finansowy nad firmami i na tym się kończy regulacyjna rola państwa. A dalej działają podmioty komercyjne dostosowując ofertę indywidualnie do potrzeb odbiorców usług. I przy śmieciach analogicznie: mieszkasz = produkujesz odpady, więc musisz zawrzeć stosowną umowę na ich odbiór. Ale dalej powinni to robić ludzie, który będą w tym widzieli swój zysk. Jestem sobie w stanie wyobrazić bardzo wiele rozwiązań różnicujących ofertę dotyczącą gospodarki odpadami, a także usług "wokół śmieci". A konkurencja na rynku zahamowałaby nieuzasadniony wzrost cen, tak jak to się dzieje z OC. Dlatego uważam, że obecna regulacja stawek jest tak samo absurdalna jak każda inna od góry narzucana przez rządzących. I co, za każdym razem, gdy okaże się, że system jest niewydolny, będzie zbierał się Sejm, żeby ustalić nowe taryfy za śmieci w Warszawie??? Po to wybieramy posłów?

Pod płaszczykiem szczytnych haseł walki o ochronę środowiska (analogicznie jak za komunizmu walczono o pokój) Unia Europejska (bo na nią się ciągle powołują decydenci) wprowadza gospodarkę ręcznie sterowaną, co za kilkanaście lat, jak nie prędzej doprowadzi do katastrofy. Już to przerabialiśmy.
Mam wrażenie, że ekologizm jako nowa religia zachodu niesiony nam przez światłych urzędników unijnych doprowadził już obecnie do czegoś na kształt podatku kościelnego w Niemczech (Tam podatek kościelny to efekt podporządkowania kościoła i związków wyznaniowych państwu).   I choć jest to sprzeczne z naszą tradycją prawną, mamy płacić niezależnie od tego, jak naprawdę wygląda nasz wkład w zanieczyszczanie świętego środowiska naturalnego. Bo tu najmniej chodzi o odpady. I bynajmniej nie jest to dobrowolna opłata wyznawców, jak na przykład u nas "na tacę". Każdy ma się podporządkować wyznaniu władcy (kłaniają się traktaty augsburskie z 1555 roku - cuius regio eius religio) i nie ma zmiłuj. Albo wyznajesz tę samą wiarę, albo wynocha z Unii. To jest ta nowoczesna tolerancja?
Czy znajdą się dociekliwi dziennikarze i prześledzą cały proces, jak do tej sytuacji doszło? Jak dopuszczono na przykład właśnie w kwestii śmieci do zmiany usługi w podatek i jak na tym tracą pojedynczy ludzie? Myślę, że temat jest co najmniej na książkę lub doktorat. Prokuratura wszczęła śledztwo, ale my się z tego niczego nie dowiemy. Bo obawiam się, że tam okaże się, że nie ma winnych, którzy wprowadzali tak idiotyczne dyrektywy i przepisy.
Mnie to po prostu nie daje spokoju. Coraz wyraźniej i dobitniej widać do czego prowadzi cała unijna polityka. W każdej dziedzinie zupełnie nieracjonalnymi regulacjami i dyrektywami próbuje się Polskę podporządkować jakiejś instytucji zewnętrznej. Coraz mniej mamy ze samostanowienia i niepodległości. Gospodarowanie odpadami to jedynie oręż w walce o nową wiarę, a my jako obywatele nie mamy czym się bronić.
Afera korupcyjna pokazuje tylko, że to wszystko to jeden wielki przekręt i nie ma nic wspólnego z racjonalnym gospodarowaniem. Samorząd Warszawy prowadzi wojenkę z władzą państwową. Kto kogo? Ciekawe jak teraz zinterpretują wydarzenia, żeby pokazać całemu światu, do czego doprowadziła władza PIS. I nikt nie będzie pamiętał, że to za PO wprowadzono idiotyczną dyrektywę unijną o odpowiedzialności gmin za śmieci, którą potem PIS tylko pogorszył.
Ludzie obudźcie się! Wraca komunizm tylko, że idący z zachodu. I to się źle skończy.

myślę więc piszę i piszę, żeby wiedzieć, co myślę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka