Sługa Boży, O. Bernard z Wąbrzeźna, mnich opactwa lubińskiego urodził się w 1575 r. jako jedno z ośmiorga dzieci burmistrza Pawła Pęcherka i jego żony Doroty z d. Sasin. Przy chrzcie otrzymał imię Błażej. Gdy ukończył nauki podstawowe w parafialnej szkole miejskiej w Wąbrzeźnie, gdzie odznaczał się pilnością i sumiennością, został wysłany w dwunastym roku życia do kolegium jezuickiego w Poznaniu. Dzięki wybitnemu kierownikowi duchowemu, O. Wojciechowi Tobolskiemu zdobywał nie tylko rzetelną wiedzę lecz ponadto gruntowne wyrobienie charakteru i wyjątkową na swój wiek dojrzałość duchową. O. Tobolski gorliwy jałmużnik Poznania zorganizował wśród studentów sekcję charytatywną otaczającą systematyczną opieką biedotę miasta. Błażej szczególnie wyróżniał się ofiarną miłością bliźniego i żywym współczuciem dla chorych i ubogich. Często rezygnował z własnego posiłku, by odstąpić go żebrzącym o chleb. Jako charakterystyczna cecha jego duchowości już w młodych studenckich latach uwydatnia się głęboka i żywa cześć dla krzyża i męki Zbawiciela. Stanowi ona ośrodek jego gorącej pobożności i jest podstawą stawiania sobie twardych wymagań oraz źródłem mocy w przezwyciężaniu wszelkich słabości. Mieszkając w Poznaniu na przedmieściu spieszy co rano skoro świt na Mszę św. do miasta. Razu pewnego, a było to we W. Piątek zastał bramy miasta jeszcze zamknięte. Zasmucony, że nie zdąży na poranne nabożeństwo, począł modlić się gorąco, a następnie jakby z natchnienia Bożego przeżegnał bramę znakiem krzyża. Ta natychmiast otwarła się, a gdy przeszedł wraz z kolegami, ponownie zamknęła się za nimi. To wydarzenie utkwiło w pamięci kolegów. Druga połowa szesnastego wieku, w której Błażejowi przypadło żyć i studiować, to okres nowych, silnych, oszałamiających, prądów, ogarniających cały świat cywilizowany, oraz poszukiwania nowych dróg. Kończy się średniowiecze, na widownię światową wkracza renesans wraz z ożywioną działalnością rozmaitych reformatorów religijnych. Jest to czas wielkich zmagań duchowych. Nic więc dziwnego, że i wśród młodzieży bardzo licznie uczęszczającej do kolegium jezuickiego rozmaite hasła znajdowały posłuch i zdarzały się poważne wykroczenia i odchylenia od moralności. Nie mogło to być obojętne dla wrażliwego usposobienia chłopca przybyłego z prowincji do wielkiego miasta. Świadczy o tym modlitwa zapisana na kartce papieru, zawierająca prośbę, by go "Matka Boża przeprowadziła z burzliwych odmętów tego świata do bezpiecznego portu." Wśród tych życiowych prób wykazywał Błażej zawsze zdecydowaną postawę, która mu jednała uznanie profesorów i poważanie kolegów. Bezpiecznym portem, który sobie wymodlił u Matki Bożej okazało się opactwo benedyktyńskie w Lubiniu. Ukończywszy studia teologiczne w dwudziestym czwartym roku życia wstępuje do nowicjatu. Tutaj już wkrótce w cztery lata później miał zakończyć swe młode życie oddane bez reszty miłości Bożej i posłudze bliźnich. Przy ślubach otrzymał za patrona św. Bernarda, wielkiego czciciela Matki Bożej. Wybitny ówczesny opat lubiński, O. Stanisław Kiszewski prędko i trafnie ocenił wielkie wartości duchowe Bernarda, oraz jego umiejętność nawiązywania kontaktów z młodzieżą, zamianował go więc, mimo młodego wieku mistrzem nowicjuszy. Jako wzorowy i gorliwy zakonnik O. Bernard nie tylko słowem pouczał swoich podopiecznych, lecz też porywał swym przykładem. Odznaczał się żywą czcią Najświętszego Sakramentu trwając w kościele mimo zimowych mrozów przez długie, radosne godziny na adoracji. Dziękczynienie po Mszy św. przeżywał z taką głębią uczuć, że nieraz konfratrzy dostrzegali obfite łzy wdzięczności, których nie zdążył ukryć. Spędzał często całe noce na czuwaniach i zawsze był pierwszy na wspólnych modlitwach. Ale i tam również pierwszym był, gdzie była jakaś przykra i ciężka praca, gotów do każdej posługi bliźnim. Przy tak ofiarnym i intensywnym trybie życia, siły jego prędko zaczęły się wyczerpywać, wkrótce przyłączyła się jakaś poważna choroba, prawdopodobnie gruźlica. Bóg wezwał go do siebie drugiego czerwca 1603 roku w czasie oktawy Bożego Ciała, które tak gorącą czcią otaczał. Umierając mocno przyciskał krucyfiks do serca i tym wymownym gestem pożegnał się z tym światem. Natychmiast po jego zgonie przybywali do jego grobu liczni pobożni ludzie, świadkowie jego świątobliwego życia i wypraszali sobie za jego pośrednictwem rozmaite łaski. Spis tych zeznań badanych przez komisje ustanowione przez biskupów poznańskich zachował się tylko częściowo. W naszych czasach wierni nadal wypraszają sobie łaski za jego wstawiennictwem. Starania o beatyfikację, dwukrotnie przerywane przez wojny i niepokoje, trwają nadal. Oby Bóg sprawił, by O. Bernard zaliczony do grona błogosławionych pociągał licznych wiernych do coraz gorliwszej czci Najśw. Sakramentu i żywej ufności w moc Krzyża Chrystusowego. O łaskach wymodlonych za jego wstawiennictwem zawiadamiajmy klasztor benedyktynów w Lubiniu.
za: http://www.benedyktyni.net/node/21
MODLITWA O BEATYFIKACJĘ
Sługi Bożego o. Bernarda z Wąbrzeźna
Wszechmogący wieczny Boże, który wywyższasz pokornych i chwałą obdarzasz tych, co wpatrzeni w krzyż Twego Syna całym sercem Ci Służą, racz wsławić Sługę Twego Bernarda cudami, abyśmy mogli go czcić pośród błogosławionych. Maryjo, patronko klasztoru lubińskiego, przyczyń się za nami. Ojcze nasz... Zdrowaś Maryjo... Chwała Ojcu...
za: http://www.parafiakrzywin.wolfnet.pl/bernard.htm
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo