Nie było mnie parę dni przy komputerze, ze względu na kolejny wyjazd poprzez Polskę. Niby miałem dostęp do internetu, ale postanowiłem dopiero napisać, jak wrócę.
Podobnie jak w maju (Poprzez Polskę) chciałem nawiedzić błogosławionych i za razem dotrzeć z jednego krańca Polski w drugi. Tym razem wyjazd wypadł w sierpieniu - miesiącu pielgrzymek.
- Plan był taki, żeby nawiedzić następujących błogosławionych:
- Maria Ludwika (Luiza) Merkert, Plac Katedralny, 48-300 Nysa
- Aleksy Sobaszek, Główna 40, Siedlemin
- Dominik Jędrzejewski, Konin, ul. Gosławicka 38
- Wojciech Nierychlewski, ul. Sienkiewicza 21, 99-352 Dąbrowice
- Mieczysława Kowalska ul. J. Piłsudskiego 48, 06-300 Przasnysz
- Michał Sopoćko, Plac Błogosławionego Księdza Michała Sopoćki 1, 15-863 Białystok
- Bolesława Maria Lament Białystok ul. Stołeczna 5
- Antoni Beszta-Borowski, ul. Kościelna 4 A, 17-100 Bielsk Podlaski
- Wincenty Lewoniuk i jego 12 towarzyszy, Pratulin 19, 21-504 Rokitno
- Zygmunt Pisarski Gdeszyn 25,22 – 455 Miączyn
- Jakub Strepa (Strzemię) Tadeusza Kościuszki 2, 37-600 Lubaczów
- Karolina Kózkówna, Zabawa, 33-133 Wał-Ruda
- Stanisław Mysakowski ul. Św. Stanisława 2,32-823 Szczepanów
Niedziela.
Dzień zaczałem od Mszy Św., bo w taki spoósb chciałem rozpocząć całą drogą. Wyjachałem spod domu około 11 w kierunku Nysy. W Nysie zatrzymałem się na Placu Kateralnym i zacząłem robić zdjęcia:)


Dalej była już droga w kierunku Bogatyni przez miasta i miasteczka Dolnego Śląska i Śląska Opolskiego, np. przez Dzierżoniów. Deszcz na szczęście mnie omijał:)

Po kilku kolejnych godzinach doczłapałem do Bogatyni:). Nocleg miałem w następującym miejscu:).
Poniedziałek
Bogatynia jak Bogatynia ładne miasto, do tego góry, dziura w ziemi, ale i tzw. trójstyk granic:)

Dalej droga prowadziła w kierunku Siedlemina. Gdzieś w połowie drogi złapał mnie deszcz. W Siedleminie dalej padało.

Z Siedlemina trasa w deszczu wiodła do Konina.

Z Konina zaś opłotkami dojechałem do Dąbrowic.

Nocleg miałem w miejscowości Skłóty. Przy dojeździe na miejsce noclegu przestało padać:).
Wtorek
Rano po śniadaniu, kiedy pakowałem się na motocykl okazało się, że nam pęknięty stelaż pod kufrem. Dwie godziny pracy nie pomogły, mimo życzliwej pomocy mechnaika w Skłótach. Tak czy owak pojechałem dalej, po pogoda była bardzo dobra:)
Pośredni przystanek był w Przasnyszu.

Dzisiaj okazało się, kiedy przeglądałem zdjęcia, że pomyliłem adres i zamiast zrobić zdjecie klasztorowi Kapucynek, zrobiłem zdjęcie klasztorowi o. Pasjonistów:).
Przystankiem drugim była granica polsko-litewska.

Nocleg miałem w Domu Rekolekcyjnym Diecezji Ełckiej w Smolanach.
Środa.
Ze względu na prognozę pogody, która mówiła o tym, że pod południu ma padać pojachałem na południe dość wcześnie, bo o godzinie 9.
Piewszym i drugim przystankiem był Białystok. Piewszym było Sanktuarium bł. Ks. Sopoćki.

Drugim miało być Sanktuarium Marii Lament, ale GPS mi wysiadł, co pzełożyło sie na to, że znów byłem w nie w tym miejscu co potrzeba:)

Trzecim przystankiem był Bielsk Podlaski.

Z Bielska Podlaskiego dojechałem poprzez Janów do Pratulina.

Z Pratulina kierowałem się do Kodnia. W Kodniu parę chwil po przyjeżdzie trafiłem na Mszę Św. w Sanktuarium M. B. Kodeńskiej.


Nocleg miałem w takim oto miejscu:). W nocy się okazało, że przez burzę rozmiękła ziemia i o 3 nad ranem musiałem dźwigać motocykl do pionu:).
Czwartek
Z Kodnia kierowałem się dalej na południe w kierunku Gdeszyna.

Z Gdeszyna zaś dojechałem do Lubaczowa.

Nocleg, podobnie jak rok temu, miałem w Jarosławiu. Sam Jarosław miałem w końcu szanse zwiedzić, bo rok temu byłem na tyle zmęczony, że było to ostatnią rzeczą, którą chciałem zrobić:)
Miasto ładne i do tego ma parę zabytków, które mogą przypaść do gustu m. in. miłośnikom renesanu.
Ratusz

Kamienice przy rynku.

Cerkiew unicka

Minus był taki, że złapał mnie deszcz podczas zwiedzania i wróciłem ze zwidzania cały mokry:)
Piątek - powrót do domu
Z Jarosławia częściowo A4 i DK 4 wracałem do domu. Ale nie bezpośrednio, bo przystanek miałem w Zabawie...

i w Szczepanowie.

Koniec wypawy to powrót do domu. Jak policzył mi Wujek Gógle przejchałem ponad 2250 km. Zużytej benzyny nie liczyłem, ale też pewnie było z kilkadziesiąt litrów. Tym razem dawałem sobie trochę lepiej radę, bo przejchane dystanse były krótsze niż w maju, ale mimo to mam wrażenie, że prowadził mnie Pan Bóg. Miałem parę sytuacji, w których myślałem, że nie pojadę dalej, ale się jednak dało.
Dzięki Ci Panie Boże!
Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo