http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jan_pietraszko/
http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jan_pietraszko/
Momotoro Momotoro
370
BLOG

Jan Pietraszko - Sługa Boży

Momotoro Momotoro Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

SŁUGA BOŻY BISKUP JAN PIETRASZKO

(1911–1988)

Sługa Boży bp Jan Pietraszko urodził się 7 sierpnia 1911 r. w Buczkowicach jako syn Józefa i Anny Migdał, z zawodu rolników utrzymujących swą liczną rodzinę z niewielkiego gospodarstwa. Jego życiowa przygoda z Chrystusem rozpoczęła się przy chrzcielnicy w rodzinnej parafii 13 sierpnia 1911 r. Mając niespełna trzy lata, 11 maja 1914 r., stracił matkę, która osierociła troje dzieci: Jana, Władysława i Józefa. W dniu 15 sierpnia 1916 r. ojciec przyszłego biskupa zawarł związek małżeński z siostrą swojej pierwszej małżonki, z chrzestną Jana – Marianną, która urodziła mu siedmioro dzieci. Najstarszy z rodzeństwa Jan ostatecznie miał pięć sióstr i czterech braci.

Szkołę podstawową (1917–1923) ukończył w rodzinnej wiosce, po czym w latach 1923–1931 uczęszczał do Państwowego Gimnazjum im. Adama Asnyka w Białej Krakowskiej (obecnie Bielsko-Biała).

Po maturze w 1931 r. wstąpił do Książęco-Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Krakowie i rozpoczął studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wydział Teologiczny UJ skupiał wtedy świetnych teologów, filozofów, prawników i biblistów. Warto zaznaczyć, że Jan pod koniec swoich studiów był młodszym asystentem w Katedrze Nowego Testamentu. W 1936 r. w Niedzielę Palmową, 5 kwietnia, z rąk Księcia abpa Adama Stefana Sapiehy przyjął święcenia kapłańskie.

Kapłańską drogę rozpoczął w Rabce jako wikariusz parafii św. Marii Magdaleny (1936–1938). W latach 1938–1939 pełnił funkcję sekretarza abpa Adama Stefana Sapiehy. Ks. Jan Pietraszko został skierowany ponownie do Rabki, gdzie duszpasterzował w latach 1939–1942. W tym czasie, tuż po wybuchu wojny, 2 września 1939 r. przeżył tragiczne chwile jako zakładnik. Na plebanię w Rabce wtargnęło Gestapo, które wyprowadziło na zewnątrz proboszcza parafii ks. Mateusza Zdebskiego i dwóch wikariuszy: ks. Jana Pietraszkę i ks. Józefa Kochana. Postawiono ich pod płotem, grożąc im, że zostaną zastrzeleni jeśli na plebanii lub w budynkach parafialnych znajdą polskich żołnierzy lub jakieś ślady ich obecności, np. broń, mundury, itp. Nie natrafiono na takie ślady, dlatego kapłani zostali uwolnieni (Kronika Parafii Rabka, s. 55). Następnie został posłany do Czarnego Dunajca, do parafii pw. Przenajświętszej Trójcy. Były to lata wrzesień 1942 – styczeń 1943. W latach 1943–1944 po raz drugi pełnił funkcję sekretarza Metropolity Krakowskiego. Dalsza droga jego duszpasterskiej posługi to parafia Najświętszej Rodziny w Zakopanem (styczeń 1944 – listopad 1946). Tam od 1945 r. pełnił również obowiązki kapelana harcerzy. Z harcerstwem był związany od 13-go roku życia jako uczeń gimnazjalny. W 1934 r. jako alumn seminaryjny brał udział w harcerskim obozie szkoleniowym zorganizowanym dla kleryków na Huculszczyźnie. W 1947 r. został przeniesiony do parafii św. Szczepana w Krakowie. Równocześnie pełnił wtedy funkcję kapelana przy Komendzie Chorągwi Harcerek (8 kwiecień – 24 wrzesień 1947). Od 24 kwietnia do 24 września był również katechetą w VII Państwowym Gimnazjum w Krakowie im. A. Mickiewicza przy ul. Starowiślnej 48.

Po krótkim pobycie w parafii św. Szczepana, 24 września 1947 r. został prefektem Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Krakowie. We wrześniu 1948 r. powierzono mu duszpasterstwo akademickie w Uniwersyteckiej Kolegiacie św. Anny, które łączył z obowiązkami prefekta. Z tym kościołem i parafią, której proboszczem został 18 lutego 1957 r. związał całe swe kapłańskie życie. Jako duszpasterz akademicki opiekował się również kołami Juventus Christiana. Była to organizacja, która zaraz po wojnie niosła wsparcie tym, którzy z racji studiów czuli się zagubieni w obcym mieście. Ponadto wielu z nich w czasie wojny straciło bliskich i oparcie w rodzinie. Ks. Jan pomagał tym młodym ludziom w rozwiązywaniu trudności, a trudności były wielkie i różnorodne.

Na prośbę bpa Karola Wojtyły, ówczesnego Wikariusza Kapitularnego Archidiecezji Krakowskiej papież, obecnie bł. Jan XXIII ustanowił go 23 listopada 1962 r. biskupem pomocniczym Archidiecezji Krakowskiej. Konsekrował go 15 kwietnia 1963 r. na Wawelu Prymas Tysiąclecia – dziś Sługa Boży – kard. Stefan Wyszyński. Nominację na Wikariusza Generalnego otrzymał 4 lipca 1963 r.

Niezależnie od normalnych czynności biskupich, począwszy od 12 marca 1966 r. troszczył się o budownictwo sakralne i sztukę kościelną w Archidiecezji Krakowskiej. Jako przewodniczący Archidiecezjalnej Komisji ds. Architektury i Sztuki Kościelnej (od 1985 r.) czuwał nad jej rozwojem, zwłaszcza w budujących się kościołach. Zadania te przypadło mu pełnić w czasach nasilonych represji ze strony władz komunistycznych i związanych z nimi obostrzeń, zarówno w zakresie budownictwa sakralnego jak i tworzenia nowych parafii. Władze ograniczały wydawanie pozwoleń na budowę nowych kościołów, a projektanci zazwyczaj niechętnie przyjmowali propozycje odnośnie do profilu architektonicznego projektowanych świątyń. Z tego powodu władze kościelne stawiane były wobec sytuacji, albo proponowany projekt albo żaden.

W 1970 r. powierzono mu także sprawy personalne księży. Jako duszpasterz akademicki i proboszcz prestiżowej parafii krakowskiej był również inwigilowany przez funkcjonariuszy tajnych służb reżimowych. Z tej próby wyszedł zwycięsko, o czym świadczą zarówno dokumenty, tzw. Teczki Pietraszki, przechowywane obecnie w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, jak i publikacje tegoż Instytutu.

Jako Ojciec Soboru Watykańskiego II (brał udział w III i IV Sesji Soboru: 14 wrzesień – 21 listopad 1964 i 14 wrzesień – 8 grudzień 1965 r.). Owładnięty ideą Soboru, zaangażował się w odnowę Kościoła Krakowskiego, a zafascynowanie nim wpłynęło na profil jego pracy w Archidiecezjalnej Komisji Liturgicznej (od 20 grudnia 1968 r.), w Archidiecezjalnej Komisji ds. Apostolstwa Świeckich (od 1970 r.), w Komisji Episkopatu ds. Świeckich (1975) jak również w Radzie Kapłańskiej (od 1968). Jako jeden z nielicznych w Episkopacie Polski przez długie lata łączył urząd biskupa z obowiązkami proboszcza. Z tej ostatniej funkcji zrezygnował 25 czerwca 1984 r. Jednak do końca służył wiernym posługą duszpasterską w konfesjonale, przy ołtarzu i na ambonie. Zmarł 2 marca 1988 r. w Klinice Neurologicznej w Krakowie i zgodnie z życzeniem został pochowany w podziemiach swej umiłowanej Kolegiaty św. Anny w Krakowie 7 marca tegoż roku.

Bp Jan Pietraszko był człowiekiem szczególnej wrażliwości serca, głębokiej wiary i żarliwej modlitwy, miłującym Kościół, gorliwym duszpasterzem parafialnym i akademickim. Jako kierownik duchowy i wytrawny znawca ludzkiej duszy otaczany był przez wiernych, którzy przychodzili do jego konfesjonału, a także na prywatne rozmowy, podczas których starał się prostować poplątane ludzkie ścieżki. Jednał ludzi z Bogiem, którzy przez długie lata pozostawali poza zasięgiem Bożej łaski, praktyk religijnych, deklarując się jako niewierzący. Niósł pomoc ludziom bezradnym oraz podnosił na duchu tych, którzy byli zbytnio przytłoczeni ciężarem życia. Był wrażliwy na ludzką biedę. Spieszył z pomocą ubogim parafianom i studentom. Biednym zapisał również w testamencie swój skromny dobytek.

Szczególnie jednak bp Jan Pietraszko zasłynął jako kaznodzieja. Ojciec Święty Jan Paweł II w swoim „Słowie po śmierci Księdza Biskupa” napisał: „Obdarzył Go Bóg szczególną Mądrością, darem szczególnego rozumienia Słowa Bożego oraz darem prostoty i głębi w jego przekazywaniu. Zjednoczony z Bogiem, otwarty był na świat, na człowieka, na potrzeby jego duszy. Jakże cieszył się i żył II Soborem Watykańskim!

Kaznodzieja, spowiednik, kierownik duchowy, pasterz. Delikatny, wrażliwy, jakby nieistniejący, a przecież tak bardzo obecny. Był poniekąd twórcą współczesnego duszpasterstwa akademickiego w Krakowie. Ukazywał Boże drogi wielu pokoleniom młodzieży studiującej i inteligencji. Garnęli się do niego ludzie prości.

Nie zapomnimy też Jego wkładu w dzieło formacji kapłanów na krakowskiej ziemi” (Watykan, 4 marzec 1988 r.). Tymi darami hojnie dzielił się bp Jan z ludźmi, głosząc przez długie lata kazania z ambony w Kolegiacie św. Anny, na którą wspinał się cierpliwie i uparcie – mimo swojego wieku i zmieniających się tendencji odnośnie do miejsca sprawowania liturgii Słowa Bożego. Na jego homilie przychodzili wierni z całego Krakowa, a nieraz przyjeżdżali specjalnie, i to z daleka.

Kaznodziejstwo bpa Jana Pietraszki było przepowiadaniem głęboko ewangelicznym. W jego posłudze Słowa Bożego miało pełne zastosowanie twierdzenie Autora natchnionego: „żywe jest Słowo Boże [...], zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4,12). Sługa Boży, obdarzony wyjątkowym talentem głosiciela Ewangelii, potrafił wydobyć ze znanych tekstów biblijnych nowe treści, ukazać ich wartość i znaczenie dla współczesnego człowieka, co ze szczególną wyrazistością odczuwał „słuchacz nie skłonny do zapominania” (por. Jk 1,25). Było to odczytywanie Ewangelii na nowo współczesnym wiernym, przy równoczesnym zachowaniu całej pełni nauki Chrystusa, bez taniej retoryki. „Mówił tak, jak nikt inny nie mówił” – konstatował ks. prof. Józef Tischner. „Nie słyszałem – wyznał – żeby ktoś tak mówił kiedy o Ewangelii”. Są to słowa wypowiedziane w Kolegiacie św. Anny, wiele razy publikowane przez autora. Dzięki takiej posłudze głoszenia Ewangelii, wywarł wielki wpływ na duchowe oblicze inteligencji Krakowa. A przeżywając głęboko, w duchu wiary, dar kapłaństwa, wycisnął wyraźne znamię na prezbiterium Kościoła Krakowskiego.

Wszystkie homilie bp Jan przygotowywał z niezmierną troskliwością. Wystąpienie na ambonie poprzedzały długie modlitewne zamyślenia, uważna lektura Pisma Świętego oraz wspomagających dzieł teologicznych i mistycznych. Źródłem, z którego czerpał nade wszystko, było jego wrażliwe serce, pełne obecności niezgłębionego Boga. Charyzmat głosiciela Ewangelii, jakim go Bóg obdarzył, łączył z ogromnym trudem i wysiłkiem kaznodziei. Długo się zastanawiał nad każdym zdaniem, starannie dobierając „słowo odpowiednie myśli” (Mdr 7,15). Czynił to w poczuciu odpowiedzialności za swoją misję przekazywania Bożej prawdy. Zdawali sobie z tego sprawę słuchacze bpa Jana i przede wszystkim jego najbliżsi współpracownicy. Ojciec Święty Jan Paweł II, kilka dni po swoim wyborze, tak pisał do bpa Jana: „Dziękuję [...] Drogi Biskupie Janie [...] także za to, że mnie – i wielu innych – stale uczyłeś i uczysz, z jaką czcią, miłością, rzetelnością należy traktować tę podstawową naszą posługę, która wiąże się z przepowiadaniem Słowa Bożego. Myślę, że bardzo szeroki jest krąg tych, którzy za to winni podziękować” (List z 20 listopada 1978 r.).

Jako kaznodzieja bp Jan Pietraszko stworzył własny styl. Wraz z jego śmiercią zamknęła się pewna niepowtarzalna epoka kaznodziejska w Krakowie. Jego przepowiadanie jednak zawiera treści ponadczasowe, gdyż jego źródłem zawsze była Ewangelia. „Nie mieszał religii z polityką, ani ekonomią. Zadanie, jakie sobie stawiał, polegało na religijnym budowaniu człowieka. Można powiedzieć, że były to mowy budujące, adresowane do człowieka zniszczonego, narażonego na zniszczenie. Budujące za pomocą Ewangelii. Jego styl jest moim zdaniem, nie do podrobienia” („Alfabet Tischnera”, wybór i opr. W. Bonowicz, Kraków 2012, s. 198).

Obecnie trwa proces beatyfikacyjny Sługi Bożego. Rozpoczął go w kaplicy biskupów krakowskich 18 marca 1994 ks. kard. Franciszek Macharski Arcybiskup Metropolita Krakowski. Proces został zamknięty w Uniwersyteckiej Kolegiacie św. Anny 24 kwietnia 2001 r. Natomiast 17 czerwca tegoż roku ks. prałat Władysław Gasidło – Postulator Sprawy Beatyfikacji Sługi Bożego, został przyjęty na audiencji przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Następnego dnia Postulator przekazał dokumenty procesowe Kongregacji ds. Świętych. W dniu 19 czerwca w Kongregacji ds. Świętych wobec sekretarza tej dykasterii ks. abpa Edwarda Nowaka i ks. abpa Stanisława Ryłki – Postulatora rzymskiego oraz ks. prałata Władysława Gasidły, Postulatora krakowskiego – zostały otwarte akta procesu. Proces krakowski został przyjęty w Watykanie.

Módlmy się o rychłą beatyfikację Sługi Bożego bpa Jana Pietraszki, wypraszając u Boga za jego przyczyną potrzebne łaski dla siebie. Módlmy się o cudowny znak z nieba, niezbędny w procesie beatyfikacyjnym.

O otrzymanych łaskach doznanych za wstawiennictwem Sługi Bożego bpa Jana Pietraszki prosimy poinformować Kurię Metropolitalną w Krakowie, 31-004 Kraków, ul. Franciszkańska 3.

Ks. Infułat Władysław Gasidło

Wicepostulator Sprawy Beatyfikacji Sługi Bożego bpa Jana Pietraszki

Za: http://www.kolegiata-anna.pl/kandydaci-na-oltarze/sluga-bozy-biskup-jan-pietraszko

 

Trudna miłość, bp Jan Pietraszko

Nie ulegajcie złudzeniom" – przestrzega nas św. Paweł. Jeśli ktoś na tym świecie jest przekonany, że jest mądry, niech zrewiduje to przekonanie, bo mądrość tego świata jest głupstwem u Boga". Mądrości prawdziwej trzeba nauczyć się od Boga samego i wówczas znajdzie ona u Niego uznanie.

Te myśli Pawłowe stawia dzisiejsza liturgia jako nagłówek czy wprowadzenie do niezmiernie trudnego i obolałego problemu, jakim jest miłość nieprzyjaciół. Uczy nas jej Chrystus zaczynając od odrzucenia przyjętej powszechnie zasady postępowania, która głosi: oko za oko, ząb za ząb". Życie wokół nas niejednokrotnie zaostrza jeszcze to prawidło biorąc za jedno oko – dwoje oczu. Tak to już bywa między ludźmi, że gniew i zemsta nie znają granic umiaru i niosą w sobie jakby kroplę szaleństwa, które trudno powstrzymać.

Tej mądrości zrodzonej z ducha tego świata nakazuje Paweł święty, by zapomniała to, co umie, stała się z powrotem głupią ico prędzej zaczęła się uczyć na nowo od Chrystusa, jak należy postępować i rozwiązywać sprawy z ludźmi konfliktowymi, wrogo usposobionymi i działającymi przeciwko nam.

Pierwszą prawdę tej ewangelicznej mądrości formułuje Chrystus w zaskakujący sposób: A ja wam powiadam, żebyście się nie sprzeciwiali złu". Jest to jedno z tych zaleceń, które w pierwszym zetknięciu wydają się nie do przyjęcia. Umieszczone jednak w całości Ewangelii i rozważane w duchu nauki Chrystusa, traci ten charakter nieprzydatności życiowej. Bez większych trudności potrafimy uzupełnić i dopowiedzieć ten nakaz Chrystusa i wtedy będzie on brzmiał: A ja wam powiadam, abyście się nie sprzeciwiali złu przez nowe zło, przez pomnażanie zła, które już inni uczynili. – Tylko takie tłumaczenie słów Chrystusa jest dopuszczalne i w pełni uzasadnione, bo sam Chrystus nieustannie sprzeciwia się złu czyniąc dobro i swoich uczniów do takiego sprzeciwu zobowiązuje, kiedy mówi: Ludzie was nienawidzą, a wy miłujcie. Ludzie wam źle czynią i prześladują was, a wy czyńcie im dobrze. Ludzie mówią wszystko złe przeciwko wam kłamiąc, a wy módlcie się za nich. – Wszystko to są akty sprzeciwu przeciwko złu – przez dobro.

Daleko łatwiej jest oburzać się na ewangeliczne postawy miłości zalecone przez Chrystusa i oskarżać Jego uczniów i całe chrześcijaństwo, że głosi obojętność i bierność w stosunku do zła, że jest życiowo nieproduktywne, a daleko trudniej jest zdobyć się na wysiłek rzetelnego odczytania Ewangelii w duchu dobrej woli, by odkryć to, co naprawdę myślał Chrystus, kiedy mówił: Nie sprzeciwiajcie się złu – czego chciał i do czego nas zobowiązał.

Największą chyba przeszkodą w przyjęciu Chrystusowego zalecenia walki ze złem przez czynienie dobra jest zakorzenione w nas ludziach przekonanie, które wydaje się na pozór oczywiste, że należy z dobrymi postępować dobrze, a ze złymi źle. Wynikałoby z tego, że cudze zło uprawnia nas do działania źle. Jest w tym myśleniu pewien rodzaj przewrotności, którą ze względów emocjonalnych trudno zdemaskować, a jeszcze trudniej się jej wyrzec i rozstać się z nią w praktycznym życiu, nawet wtedy, kiedy ją teoretycznie dostrzegamy.

Drugą przeszkodą w przyjęciu Chrystusowej postawy jest zbyt łatwe i pochopne dzielenie ludzi na dobrych i złych, przy czym tych dobrych jest oczywiście niewielu, a złych bardzo dużo. Powody i racje do takiego dzielenia ludzi czerpiemy z doraźnych i powierzchownych obserwacji, z tego, co sami widzimy i słyszymy, czego się domyślamy, i z tego, co nam inni donieśli i czego się domyślili. W taki sposób tworzymy sobie nieprawdziwy obraz człowieka. Wiedza o człowieku oparta o doraźne, przypadkowe spostrzeżenia i obserwacje jest nieistotna i powierzchowna. Jest to bowiem wiedza o tym, co się w życiu człowieka zmienia z dnia na dzień, co przepływa i odchodzi w przeszłość i ginie. A chrześcijanin jest zobowiązany wiedzieć o człowieku daleko więcej, jest zobowiązany sięgnąć po wiedzę fundamentalną, najgłębszą, istotną, o tym, co w drugim człowieku jest stałe, niezmienne – po wiedzę o nieśmiertelności i łasce, o powołaniu i przeznaczeniu każdego człowieka na domownika Bożego, i to na całą wieczność. Jeśli się na to nie zdobędziemy, to tamta mała i powierzchowna wiedza będzie coraz głębiej różnicować i dzielić ludzi pomiędzy sobą, ustawiając jednego przeciwko drugiemu. Tylko ta wielka wiedza przyjęta od Chrystusa pozwoli nam odkryć prawdziwą i pełną wartość człowieczeństwa, objętego Chrystusową troską i miłością, pozwoli nam uformować w sobie postawę szacunku dla każdego człowieczeństwa, również i dla tego, któremu powszechna opinia ludzka odmówiła szacunku, nauczy nas ostrożności w sądzeniu człowieka.

Każdy chrześcijanin powinien starać się o tę wiedzę, bo bez niej przykazanie o miłości, a zwłaszcza o miłości nieprzyjaciół, będzie niezrozumiale, a w konsekwencji i niewykonalne. Ta wiedza pozwoli nam przejść ponad płytką, dorywczą klasyfikacją ludzi na podstawie przygodnych obserwacji, powierzchownych spostrzeżeń i zasłyszanych opinii. Są to wszystko zjawiska przypadkowe: przypadek je stworzył i następny przypadek je zniszczy.

Nie przeczymy, że te zjawiska przypadkowe, trudne i wrogie nie są prawdziwe i że nie ważą na życiu. Wręcz przeciwnie, twierdzimy, że w wielu wypadkach trzeba się w życiu z nimi poważnie liczyć, bo ignorowanie ich mogłoby wyrządzić niepowetowane szkody i krzywdy, wprowadzając w życie ludzkie zamieszanie i chaos. Trudność w tym wypadku nie polega na tym, czy te zjawiska przygodne respektować czy nie. Problem leży w tym, że w tej powierzchownej klasyfikacji i ocenie człowieka nie zamyka się ani cała, ani najważniejsza prawda o jego życiu.

Należy sobie uświadomić, że nie jesteśmy wystarczająco wierni Chrystusowemu duchowi miłości, kiedy zadowalamy się stwierdzeniem, że każdy człowiek może stać się w przyszłości naszym bratem, jeśli spełni pewne postawione przez nas wymagania, ani wówczas kiedy godzimy się z twierdzeniem, że ludzie powinni się starać być braćmi w stosunku do siebie. Musimy się pogodzić z prawdą, że ludzie są od początku stworzeni jako bracia, że każdy z nich od swego narodzenia jest naszym bratem – trudnym albo łatwym, przyjemnym czy uciążliwym, przyjaznym czy wrogim, ale zawsze bratem z woli samego Boga, który nas stworzył jako rodzinę i obejmuje nas swoją jedyną ojcowską miłością jako swoje dzieci.

Jest to odkrycie trudne, a konsekwencje tego odkrycia i zadania, które z tego stanu rzeczy wynikają, wydają się nieraz być nie do wykonania. Zadań tych jednak nie wolno omijać i nie dostrzegać tak, jak by nie istniały. Bez przyjęcia tych prawd chrześcijaństwo będzie dla nas niezrozumiałe i nie będzie dla nas zrozumiały również sam Chrystus modlący się z krzyża za swych katów i przeciwników. Stanie się co najwyżej przedmiotem podziwu, podczas gdy On sam pragnie być wzorem do naśladowania.

Bez tej ewangelicznej wiedzy o człowieku i jego wartości w planach Bożych nie potrafimy pokonać ciasnoty własnego serca i wejść na drogę miłości wielkodusznej i ofiarnej, o której mówi nam dzisiaj Chrystus: Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, co chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Jeśli cię kto zmusza iść tysiąc kroków, idź z nim i drugi tysiąc". Ten sposób postępowania, o którym tu mówi Chrystus, stanowi wymowną ilustrację ewangelicznego myślenia wynikającego z założenia, że ten policzkujący nas człowiek, spierający się z nami o tysiąc kroków czy zabierający naszą własność, jest jednak mimo wszystko naszym bratem, który z nami pielgrzymuje do wspólnego domu i ma z nami zasiąść przy jednym stole w domu naszego Ojca, a to jest daleko ważniejsze niż przypadkowy spór w czasie drogi. Był naszym bratem w przeszłości i będzie nim w przyszłości bez względu na to, cokolwiek by pomiędzy nim a mną zaszło.

To tylko przypadek zdarzył, że ten brat jest mi znany albo nie znany, bliski czy daleki, że rodził się po tej czy po tamtej stronie granicy. Przypadki mijają, a braterstwo pomiędzy człowiekiem a człowiekiem trwa i trzeba podjąć wysiłek przejścia ponad tymi przypadkowymi różnicami nawet za wielką cenę. Nawet za cenę przyjętego policzka – nawet za cenę poniesionego trudu tysiąca kroków czy za cenę utraconego płaszcza, by uratować w czynie prawdę o braterstwie ludzi obdarzonych nieśmiertelnością i łaską wezwania do życia z Bogiem w wieczności.

To właśnie za te prawdy i wartości przymuszono Chrystusa do tego drugiego tysiąca kroków" bolesnej krzyżowej drogi. Za nie przyjął niejeden policzek i okrutne biczowanie. Za nie oddał płaszcz i szaty i nagi zawisnął na krzyżu. Mocniejszego akcentu i wyrazistszej aprobaty nie mógł już Chrystus położyć na prawdzie o obowiązku powszechnej miłości. Ten nakaz wiąże człowieka tak dalece, że ktokolwiek odmówiłby miłości jednemu z braci, odmawia jej Bogu samemu. Kto się wyrzeka jednego z braci, wyrzeka się równocześnie Boga. Nie można się wyrzec człowieka, nie wyrzekając się równocześnie Boga.

Za: http://www.ekspreshomiletyczny.pl/index.php?page=trudna-milosc-bp-jan-pietraszko

 

Modlitwa o beatyfikację sługi Bożego bp. Jana Pietraszki

Sługa Boży bp Jan Pietraszko (1911-1988)

Boże Wszechmogący, Ty powołałeś do pasterskiej posługi w swoim Kościele Biskupa Jana i poprzez charyzmat nauczania Twojej prawdy uczyniłeś go głosicielem Ewangelii.

Boże, źródło świętości, który obdarzyłeś Biskupa Jana żarliwością służenia Eucharystii, a przez pełnienie posługi w konfesjonale uczyniłeś go pośrednikiem Twojego miłosierdzia, przybliżającym wiernych do Stołu Pańskiego. - Wejrzyj na apostolski znój Twego Sługi i za jego przyczyną udziel mi łaski, o którą proszę...

Boże pełen dobroci, racz przez udzielenie tej łaski okazać, że przyjąłeś trudy i cierpienia podejmowane przez sługę Bożego Biskupa Jana dla Twojej chwały i zbawienia dusz.

Boże najłaskawszy, racz obdarzyć Twego Sługę chwałą błogosławionych.

Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

za: http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jan_pietraszko/

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo