Projekt witraża "Polonia" Stanisława Wyspiańskiego. Źródło: Wikimedia Commons
Projekt witraża "Polonia" Stanisława Wyspiańskiego. Źródło: Wikimedia Commons
LechGalicki LechGalicki
261
BLOG

Okruchy rozdygotanego wspomnienia

LechGalicki LechGalicki Sztuka Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

 Powyżej: Projekt witraża "Polonia" Stanisława Wyspiańskiego ( ur.15.01. 1869 r.)   Źródło: Wikimedia Commons

  Jak wspominać coś, co jeszcze teraz, po pięciu latach zdaje się być złudą, czymś nieprawdziwym, pochodzącym ze złego, mrocznego i odbiegającego daleko od rzeczywistości snu. Bóg wiara, sen mara. Ile bym dał, aby to co jednak miało miejsce w sobotę 10 kwietnia 2010 roku około godziny dziewiątej rano (8.41) było najbardziej nawet wyrafinowanym przejawem kalekiej wyobraźni. Tylko wyobraźni. Dlaczego zdarzeń, które się dokonały, ostatecznie i bezpowrotnie nie można cofnąć? – pytam bezradnie w pełni świadomy bezwzględnej kolejności spraw na tej ziemi oraz trudnej do udźwignięcia dla człowieka nieuchronności przedwczesnego, wyrafinowanego końca zaplanowanego przez siły Zła, lub zakończenia, jak to od urodzenia jest każdemu z nas przypisane, zatrzymania drogi życia i odejścia do innego świata.
  Telewizor był włączony. Czekaliśmy na transmisję z Rosji związaną z obchodami siedemdziesiątej rocznicy mordu katyńskiego. Wszystko toczyło się normalnie. Na ekranie widać przygotowania do sprawowania Mszy świętej i uroczystości. Nagle pierwszy komunikat, niezbyt jasny, bardzo nieprecyzyjny, po którym czas zaczął płynąć zupełnie inaczej niż do tej pory. Na wizji pojawił się sprawozdawca i sam zdezorientowany, poinformował, tak pamiętam, o problemach z wylądowaniem polskiego samolotu rządowego. I wtedy natychmiast ogarnął nas, w domu, niepokój. Już tylko siedzieliśmy jak zahipnotyzowani wpatrując się w ekran telewizora, czekając na nowe informacje. Trudno to wyjaśnić – wiedzieliśmy, iż stało się coś bardzo złego. Przypuszczaliśmy, że zdarzyło się to co może być najgorsze, jednak nie przeszło nam przez głowę, rozsądek zaprzeczał, iż tragedia przekroczy wszelkie wyobrażenia… Przerażenie wyciszyło nas do bólu. Telewizyjni dziennikarze, tak pamiętam, sami zdezorientowani podczas tzw. wejść na wizję, podawali sprzeczne, zupełnie nie zweryfikowane informacje. Było widać, że są po ludzku wstrząśnięci. I nagle dowiedzieliśmy się, że w wyniku katastrofy lotniczej polskiego samolotu rządowego, do której doszło w Smoleńsku w sobotę 10 kwietnia 2010 roku zginęło 96 osób, wśród nich: prezydent RP Lech Kaczyński z żoną, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, grupa parlamentarzystów, dowódcy wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP, pracownicy Kancelarii Prezydenta, szefowie instytucji państwowych, duchowni, przedstawiciele ministerstw, organizacji kombatanckich i społecznych oraz osoby towarzyszące, stanowiący delegację polską na uroczystości związane z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej (1940 r.), a także załoga samolotu. Była to druga pod względem liczby ofiar katastrofa w historii lotnictwa polskiego i największe pod względem liczby ofiar tragiczne zdarzenie w dziejach Sił Powietrznych RP. Katastrofy nie przeżyła żadna z osób obecnych na pokładzie samolotu.
   Taką informację podawano na podstawie źródeł rosyjskich. Jednak zaraz po tej informacji, jeżeli dobrze pamiętam, będąc w stanie niewiarygodnego wzburzenia i rozpaczy, reporterzy telewizyjni informowali kilkakrotnie, że dotarły do nich wiadomości, iż kilka, potem mówiono o trzech lub dwóch, osobach przeżyło. Jak bardzo wszyscy w domu wierzyliśmy, że ktoś się uratował z tej strasznej, trudnej do objęcia przez umysł człowieka katastrofy. Chociaż ktoś. Że nie wszyscy, nie wszyscy, jakby wydano na nich wyrok zagłady – zginęli. Później, z godziny na godzinę, odbierano nam wszelką nadzieję na to, że 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku, w Rosji, w siedemdziesiątą rocznicę mordu katyńskiego, ludobójczego aktu, przeżył w niewiarygodnej katastrofie choć jeden Polak z delegacji narodowej elity pragnącej oddać hołd unicestwionym strzałem w tył głowy rodakom. Ja i moja najbliższa rodzina pogrążyliśmy się jak wiele milionów Polaków w głębokiej depresji i żałobie. Nagle znaleźliśmy się w anormalnej rzeczywistości. Nie do opisania.

imageJózefa Mehoffera fryburski witraż Męczennicy, 1898-1901

Takich zdarzeń nie zapomina się do końca życia.

      Wierzymy więc, że Prawda o przyczynach i sprawcach zamachu na elitę polskiego narodu zwycięży. Jeszcze chwilę i pojawi się jak tęcza na niebie. Tak być musi, bo przecież „ Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy (…)”. Właśnie my, którym dane było przeżyć wielką traumę z 10.04.2010 roku. My, Polki i Polacy.
 I jeszcze jedno. Myślę, że powinienem o tym wspomnieć. Kilka dni po katastrofie ( zamachu <?>)) słysząc, że polski reżyser, Andrzej Wajda i jego żona, Krystyna Zachwatowicz na łamach „ GW” ostro protestowali przeciwko pochowaniu na Wawelu śp. śp. Lecha Kaczyńskiego, prezydenta RP i Jego Żony, Marii na Wawelu, wystosowałem do nich na jednym z portali Krótki List Otwarty, który zakończyłem następująco:
      ”(…) Teraz, kończąc, zapytam pana, panie Andrzeju Wajda, czy przyszło panu do głowy, że prezydent Lech Kaczyński "dobry, skromny człowiek", wielki patriota, nieustępliwy w walce o interesy Polski, zabiegający o pamięć historyczną zdarzeń ważnych dla naszego kraju, człowiek, który zginął wraz z żoną i przedstawicielami elity polskiej udając się na uroczystości 70. rocznicy mordu katyńskiego - gdy spocznie na Wawelu, w krypcie Józefa Piłsudskiego - to będzie jak symbol przeniesienia z dołów katyńskich znękanych i upokorzonych ciał zamordowanych Polaków na Wawel.
      Panie Andrzeju Wajda, wśród Królów Polski. Czy pan to widzi swym okiem wielkiego artysty: oni wraz z prezydentem RP i jego żoną, będą na Wawel czwórkami szli unosząc wysoko, przestrzelone głowy. Tam na Wawelu prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, jego żony Marii Kaczyńskiej i w głębokim symbolu - Ofiar katyńskiego mordu miejsce”.
   Ten Krótki List Otwarty skomentowało kilkadziesiąt tysięcy osób. Jedni współrodacy stali za mną solidarnie, inni nie szczędzili mi niewybrednych inwektyw.
   Takie to moje okruchy, raniące, niewyobrażalne, czarne jak noc, niezapomnianego, rozdygotanego wspomnienia z poranka  - 10.04.2010.
Lech Galicki
 




LechGalicki
O mnie LechGalicki

Lech Galicki, ur. 29 I 1955, w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Dziennikarz, prozaik, poeta. Pseud.: (gal), Krzysztof Berg, Marcin Wodnicki. Syn Władysława i Stanisławy z domu Przybeckiej. Syn: Marcin. Ukończył studia ekonomiczne na Politechnice Szczecińskiej; studiował również język niemiecki w Goethe Institut w Berlinie. Odbył roczną aplikację dziennikarską w tygodniku „Morze i Ziemia”. Pracował jako dziennikarz w rozmaitych periodykach. Był zastępcą redaktora naczelnego dwutygodnika „Kościół nad Odrą i Bałtykiem”. Od 1995 współpracuje z PR Szczecin, dla którego przygotowuje reportaże, audycje autorskie, słuchowisko („Grona Grudnia” w ramach „Szczecińskiej Trylogii Grudnia.”), pisze reżyserowane przez redaktor Agatę Foltyn z Polskiego Radia Szczecin słuchowiska poetyckie: Ktoś Inny, Urodziłem się (z udziałem aktorów: Beaty Zygarlickiej, Adama Zycha, Edwarda Żentary) oraz tworzy i czyta na antenie cykliczne felietony. Podróżował do Anglii, Dani, RFN, Belgii; w latach 1988 – 1993 przebywał w Berlinie Zachodnim. Od 1996 prowadzi warsztaty dziennikarskie dla młodzieży polskiej, białoruskiej i ukraińskiej w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Zawodowego Dziennikarzy. W 1994 otrzymał nagrodę specjalną SDP za różnorodną twórczość dziennikarską i literacką. Wyróżniany wielokrotnie przez polskie bractwa i grupy poetyckie. Od 2011 prowadzi w Szczecińskim Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej: Teatr Empatia (nagrodzony za osiągnięcia artystyczne przez Prezydenta miasta Szczecin), pisze scenariusze, reżyseruje spektakle, w których także występuje, podobnie okazjonalnie gra główną rolę w miniserialu filmowym. Jako dziennikarz debiutował w 1971 roku w tygodniku „Na przełaj”. Debiut literacki: Drzewo-Stan (1993). Opublikował następujące książki poetyckie: Drzewo-Stan. Szczecin: Szczecińskie Wydawnictwo Archidiecezjalne „ Ottonianum”, 1993; Ktoś Inny. Tamże, 1995; Efekt motyla. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 1999. Cisza. Szczecin: Wyd. Promocyjne „Albatros”, 2003, KrzykOkrzyk, Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2004. Lamentacje za jeden uśmiech. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2005. Tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2007. Lawa rozmowy o Polsce. Współautor. Kraków: Solidarni 2010, Arcana, 2012, Antologia Smoleńska 96 wierszy. Współautor, wyd. Solidarni 2010, rok wyd.2015. Proza, reportaże, felietony: Trzask czasu, Czarnków: Interak, 1994; Na oka dnie (wspólnie z Agatą Foltyn) Szczecin: Wydawnictwo Promocyjne „Albatros”), 1997, Jozajtis, Szczecin, Wyd. „PoNaD”, 1999, Sennik Lunatyka, Szczecin: Wyd. Promocyjne „ Albatros”, 2000, Dum – Dum. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2000, Dum –Dum 2. Tamże, 2001, Punkt G., Tamże, 2002, Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu. Tamże, 2003. RECENZJE Charakterystyczne dla „metafizycznych” tomów poezji Galickiego jest połączenie wierszy oraz fotografii Marka Poźniaka (w najważniejszym tomie Ktoś Inny są to zdjęcia kostiumów teatralnych Piera Georgia Furlana), stanowiących tyleż dopełniającą się całość, co dwa zupełnie autonomiczne zjawiska artystyczne, jednocześnie próbujące być świadectwem poszukiwania i zatrzymywania przez sztukę prześwitów Wieczności. Marzenia mają moc przełamania własnego zranienia, ocalenia świadomości boleśnie naznaczonej czasem, przemijaniem, śmiercią. Prowadzą do odnajdywania w sobie śladów nieistniejącego już raju i harmonii. Charakterystyczna jest przekładalność zapisu słownego na muzyczny i plastyczny. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze. Zapiski zaskakują trafną, skrótową diagnozą sytuacji życiowej bohaterów. Galicki balansuje pomiędzy oczywistością a niezwykłością zjawiska, powszedniością sytuacji, a często poetyckim językiem jej przedstawienia. Oderwanie opisywanych zdarzeń od pierwotnego kontekstu publikacji („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, PR Szczecin) czyni z minireportaży swoistą metaforę, usiłującą odnaleźć w ułamkach codzienności porządkujący je sens. Podobnie dzieje się w felietonach z założenia interwencyjnych (Dum – Dum, Dum – Dum 2): autor poszukuje uogólnienia, czy też analogii pomiędzy tym co jednostkowe a tym, co ogólne, wywiedzione z wiersza, anegdoty, symbolu, przeszłości. Galicki buduje świat swoich mikroopowiadań również z ułamków przeszłości (np. historia Sydonii von Borck w Jozajtisie), a także z doświadczeń autobiograficznych (pamięta dzień swoich urodzin, przeżył doświadczenie wyjścia poza ciało, oraz groźną katastrofę). Piotr Urbański Powyższy artykuł biograficzny pochodzi z Literatury na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku, Przewodnik encyklopedyczny. Szczecin: Wydawnictwo „Kurier – Press”, 2003. Autor noty biograficznej: Piotr Lech Urbański dr hab. Od 1.10.2012 prof. nadzw. w Instytucie Filologii Klasycznej UAM. Poprzednio prof. nadzw. Uniwersytetu Szczecińskiego, dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa (2002-2008), Dokonano aktualizacji w spisie książek napisanych po opublikowaniu notatki biograficznej Lecha Galickiego i wydanych. Recenzja książki Lecha Galickiego „Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu”. Wydawnictwo „PoNaD”. Szczecin 2003 autorstwa (E.S) opublikowana w dwumiesięczniku literackim TOPOS [1-2 (74 75) 2004 Rok XII]: Dziękuję za rozmowę to zbiór wywiadów, artykułów prasowych, które szczeciński dziennikarz, ale także poeta i prozaik, drukował w prasie w ostatniej dekadzie. Mimo swej różnorodności, bo obok rozmowy z modelkami znajdziemy np. wywiad z Lechem Wałęsą, z chaotycznego doświadczenia przełomu wieków wyłania się obraz współczesności targanej przez sprzeczne dążenia, poszukującej jednak własnych form osobowości. Legendarne UFO, radiestezja, bioenergoterapia, spirytualizm – zjawiska, które Galicki nie obawia się opisywać, niekiedy wbrew opinii publicznej i środowisk naukowych. Prawie każdy czytelnik znajdzie w tej książce coś dla siebie – wywiady z wybitnymi artystami sąsiadują z wypowiedziami osób duchowych, opinie polityków obok opowieści o zwykłych ludzkich losach. Galicki, mimo iż w znacznej mierze osadzony jest w lokalnym środowisku Pomorza Zachodniego, dąży do ujmowania w swoich tekstach problematyki uniwersalnej i reprezentuje zupełnie inny, niż obecnie rozpowszechniony, typ dziennikarstwa. Liczy się u niego nie pogoń za sensacją, a unieruchomienie strumienia czasu przy pomocy druku. Pisze na zasadzie stop – klatek tworząc skomplikowany, niekiedy wręcz wymykający się spod kontroli obraz naszych czasów. (E.S.).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura