Murarz domy buduje, krawiec szyje ubrania. Stoczniowiec buduje statki, bankowiec inwestuje pieniądze. Każdy się stara, nie każdemu wychodzi. Stoczniowiec podejmie budowę, która w trakcie przestanie być opłacalna, bankowiec zainwestuje w papiery, które okażą się bezwartościowe.
Państwo może pechowym przedsiębiorcom pomóc, może ich zignorować albo coś pośrodku. Wielu poważnych ekonomistów jest zdania, że zapobieganie bankructwom to błąd i przyczyna jeszcze głębszych kłopotów.Jakby nie było, reguły udzielania pomocy powinny być jasne i takie same dla wszystkich.
W 2009 roku, roku kryzysu finansowego, roku galopującego lub zbierającego się do galopu bezrobocia, Komisja Europejska stanęła przed decyzją, czy zezwolić na państwową pomoc polskim stoczniom i zachodnim bankom.
O pomoc dla swoich banków Polska nie występowała. Bank może być zarządzany lekkomyślnie - jak np. w Wielkiej Brytanii- i wtedy wpada w kryzys, albo może być zarządzany rzetelnie i nie potrzebuje pomocy - jak w Polsce. To polskie stocznie, na skutek splotu różnych okoliczności, częściowo przez stocznie zawinionych, częściowo zupełnie niezależnych - potrzebują pomocy.
We wspólnych dla całej Europy kryzysowych warunkach Komisja Europejska zezwoliła na pomoc państwową krajom Zachodu, zabroniła Polsce. Kontrowersje może budzić nie tylko decyzja, ale i wymiar obu programów pomocowych.
W przypadku polskich stoczni chodzi o pomoc rzędu 3 miliardów euro - z grubsza 80 euro na obywatela. W przypadku Wielkiej Brytanii... prawie 300 miliardów, czyli około 5000 euro na głowę.
Ogółem wysokość zatwierdzonej pomocy sięga wysokiej kwoty [1] 3 bilionów (trzech tysięcy miliardów euro) co stanowi 25% europejskiego PKB.
Do tych liczb i tych faktów zapewne odniósł się J. Kaczyński, kiedy stwierdził: "Inne kraje mogą wspierać stocznie, wspierać inne dziedziny przemysłu, już nie mówię o bankach, a my nie możemy."
Stwierdzenie Kaczyńskiego doczekało się gwałtownej polemiki ze strony GW, a konkretnie specjalizującego się w tematyce europejskiej red. Niklewicza, który zupełnie w nie swoim stylu nazwał je "wiecznie żywym kłamstwem" [2] . Aby je obnażyć powołał się na przykłady odmowy pomocy stoczniom z Hiszpanii i Grecji, a także akceptacji pomocy dla polskich zakładów.
Oczywiście, można mieć różne punkty widzenia na pomoc publiczną, arbitralnie wyłączać z niej pewne obszary - jak banki, ale nazwanie kłamcami osób, które , jak Kaczyński, przez "pomoc publiczną" zgodnie z definicją rozumieją pieniądze wydane przez państwo na prywatne firmy jest nie w porządku [4].
Wyliczankę przypadków zgód i zakazów można prowadzić długo, lecz w końcowym rozrachunku liczą się pieniądze. Na rok 2009 ten rachunek wychodzi wyraźnie na niekorzyść polskich stoczni.
Miłośnikom barwnych przykładów dedykuję zaś ten:
Komisarz Nelly Kroes odmawiając stoczniowcom, powiedziała że "mieli swój czas [na naprawę]". Red. Niklewicz doprecyzował: "Pomoc udzielona polskim stoczniom została przejedzona".
Co się w takim razie dzieje z pomocą dla banków?
Prezes Royal Bank Of Scotland zwolniony z pracy wobec strat, za które jest odpowiedzialny, wciąż pobiera pensję.
3,5 miliona złotych rocznie, z pomocy publicznej, of course.
________________________
[1] "wysokiej kwoty" to taka moja wprawka w "understatement". Co to jest ten anderstejment? No właśnie wtedy, kiedy nazwać wykurwiście niewyobrażalne trzy tysiące miliardów euro - "wysoką kwotą"
[2] http://wyborcza.pl/1,76842,6596716,Klamstwo__o_stoczniach__zyje_wiecznie_.html
[3] ""The total maximum volume of crisis measures so far approved by the Commission,
schemes and ad hoc measures taken together, entails amounts of around € 3,000
billion. This corresponds to around 24% of the EU GDP."" "
http://ec.europa.eu/competition/state_aid/studies_reports/2009_spring_en.pdf
[4] zgadliście, to też anderstejtment.
Inne tematy w dziale Polityka