Z opadniętą szczęką obserwuję zadymę wokół balszanego baraku na centralnym placu stolicy. Pominąwszy inne kwestie, bardziej niż chwilowy upał rozkłada mnie argument, że blaszak ów nie przystoi i szpeci.
Oczywiście, że nie przystoi, rzecz jasna że szpeci.
Szpeci jak niegustowna sukienka pannę młodą. Tylko że ta panna nie ma nogi, za to wyrósł jej trzeci cycek, ale o tym cicho sza, bo będzie jej przykro, poużalajmy się nad koronkami.
Nie przystoi jak tiszert senatorowi. Że senator jest znanym kokainistą i pedofilem - pomińmy, pryncypialnie pojedźmy po koszulce.
Do czego zmierzam. Brewerie pod blaszakiem odbywają się w cieniu monstrum, niegdyś dosadnie i precyzyjnie nazwanego ch... no dobra, członkiem Stalina. Dwieście trzydzieści metrów wysokim, który siłą rzeczy jest wciąż symbolem Stolicy Polski.
Jak długo jeszcze?!
Takich średnio udanych wariacji nt. Rockefeller center jest w Rosji i Ameryce w bród, wartość architektoniczną "Pałac Kultury i Nauki" ma wątpliwą, estetyczną - dyskusyjną, historyczną - niewielką.
A tak poza tym to jeden wielki skandal.
Wypi... go w kosmos i zróbmy tam akwapark.
Teraz-zaraz-już.
Każda chwila trwania tego czegoś w centrum Stolicy to obelga dla każdego Polaka.
Inne tematy w dziale Rozmaitości