Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
381
BLOG

Trzy miesiące później

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 112

Jakie jest życzenie Platformy i części elit oraz mediów, które ją w ostatnich wyborach poparły, gdy chodzi o 10 kwietnia? Widać wyraźnie: jak najszybciej o sprawie zapomnieć, zakwalifikować ją jako archiwalną i historyczną, bez wpływu na rzeczywistość, a śledztwo niech trwa jeszcze i pięć lat. Oczywiście nie da rady go przyspieszyć, bo przecież rząd stracił wpływ na prokuraturę.

Motywacja jest także bardzo łatwa do zrozumienia: katastrofa smoleńska jest dla rządzącego obozu wybitnie niewygodna.

Po pierwsze – jej, by tak rzec, praprzyczyną były stosunki pomiędzy premierem a prezydentem i konieczność zorganizowania dwóch uroczystości.

Po drugie – wciąż nie ma wyraźnej odpowiedzi na pytania o sposób organizacji wizyty Lecha Kaczyńskiego, za co współodpowiedzialna – a w sensie logistycznym odpowiedzialna w większym stopniu – była Kancelaria Premiera.

Po trzecie – tematem wyjątkowo niewygodnym jest skandaliczna i kwalifikująca premiera pod Trybunał Stanu bierność polskiego rządu w kwestii organizacji śledztwa. Możliwość innego jego zorganizowania istniała na podstawie „Porozumienia między Ministerstwem Obrony Narodowej Rzeczpospolitej Polskiej a Ministerstwem Obrony Federacji Rosyjskiej w sprawie zasad wzajemnego ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej i Federacji Rosyjskiej w przestrzeni powietrznej obu państw” z 1993 roku. O wyjaśnianiu incydentów mówi art. 11 tegoż porozumienia. Porozumienie nie zawiera wzmianki o konieczności stworzenia dla niego przepisów wykonawczych, a że nie jest to ustawa, więc można wnioskować, iż jego postanowienia mają być stosowane bezpośrednio, wbrew dziwacznej argumentacji rządu. (Nawet zresztą, gdyby uznać, że takie przepisy wykonawcze są potrzebne, stworzenie ich w tak nadzwyczajnych okolicznościach na poczekaniu nie powinno być dla sprawnie działającego państwa problemem.)

Po czwarte – następstwem 10 kwietnia było rozbudzenie tej części społeczeństwa, która nie składa się w większości z wyborców PO. I to jest dla Platformy najbardziej realne zagrożenie.

Wbrew pokrętnym rozważaniom niektórych lewicowych publicystów, którzy po prostu nie są w stanie uchwycić ani zaakceptować wpływu symboli na realną i namacalną rzeczywistość, 10 kwietnia składał się właśnie z symboli. Póki one są w przestrzeni publicznej, będą przypominać ludziom o tym, co się stało i co dotąd nie jest wyjaśnione. Stąd „Gazeta Wyborcza” z rewolucyjną gorliwością zabrała się od razu po wyborach za młotkowanie tematu krzyża przed Pałacem Prezydenckim i dlatego też nowo wybrany marszałek Sejmu za jedną najpilniejszych kwestii do rozwiązania uznał usunięcie z sali plenarnej portretów poległych w katastrofie posłów PiS. Zaczęło się wielkie sprzątanie przestrzeni publicznej z pamięci o 10 kwietnia. W wywiadzie dla „GW” prezydent elekt podchwycił już temat likwidacji krzyża. Broń Boże, nie zostanie on oczywiście spalony czy pocięty. Po prostu zostanie schowany w jakimś miejscu, gdzie nie będzie go widać. (Nawiasem, ciekawa jest argumentacja Komorowskiego, że krzyż trzeba przenieść bo to „symbol religijny”. Zaledwie kilkaset metrów od pałacu, na Placu Piłsudskiego, również stoi taki „symbol religijny” w postaci krzyża papieskiego, który, jak rozumiem, także powinien zostać czym prędzej przeniesiony.) Ja się nawet Komorowskiemu nie dziwię. Nie byłoby miło mijać po kilka razy dziennie materialny wyrzut sumienia i zarazem symbol pamięci o poprzedniku.

W PiS istnieje spora grupa działaczy, którzy kwestionują strategię kampanii wyborczej Jarosława Kaczyńskiego w aspekcie katastrofy. Uważają, że nie wolno było pozwolić narzucić sobie ograniczenia w tej mierze, tym bardziej, że jak pokazała końcówka kampanii, Bronisław Komorowski bez żenady wykorzystywał dla swoich politycznych celów Barbarę Blidę. Po namyśle dochodzę do wniosku, że ta frakcja ma rację: Jarosław Kaczyński miał prawo zadawać merytoryczne pytania o katastrofę i mógł to robić w sposób, który utrudniłby przeciwnikom ataki na niego.

Dziś PiS powołuje specjalny zespół do badania sprawy, Platforma oczywiście się dziwi i kręci nosem – standard. Ja natomiast myślę – czytając kolejne mejle, informujące o dzisiejszym happeningu Ruchu 10 Kwietnia na Placu Piłsudskiego – że katastrofę smoleńską należy „odpisowić”. Waga tego wydarzenia dalece bowiem przekracza wagę tej czy innej politycznej wojenki. To zdarzenie tak wyjątkowe, iż my – obywatele – mamy po prostu prawo znać prawdę i obowiązek się jej domagać. W moim przekonaniu ten obowiązek spoczywa na wszystkich, niezależnie od poglądów politycznych i od tego, na kogo oddali swój głos. Mam nadzieję, że w R10K są ludzie o rozmaitych poglądach politycznych. Chciałbym, żeby tak było.

Jak zauważa dzisiejsza „Rzeczpospolita” – pytań w sprawie katastrofy wcale nie ubywa. Mało tego – dochodzą kolejne, związane z rozbieżnością zeznań załogi jaka i stenogramów z czarnej skrzynki, wyposażenia wieży kontroli w Smoleńsku czy samego przebiegu śledztwa, w którym – zupełnie już wbrew rządowej propagandzie – zgrzyty pomiędzy śledczymi polskimi a rosyjskimi są coraz głośniejsze.

Z wydarzeń towarzyszących sprawie ważne jest złożenie w amerykańskiej Izbie Reprezentantów przez jej członka Petera T. Kinga rezolucji, domagającej się powołania międzynarodowej komisji w sprawie katastrofy. Z kolei pełnomocnik syna Anny Walentynowicz, mecenas Stefan Hambura, złożył wnioski o przesłuchanie w charakterze świadków Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego (oba można znaleźć w Salonie24 na blogu mec. Hambury). Do tego dowiedzieliśmy się, że polscy śledczy w swoim wniosku o pomoc prawną do Amerykanów uwzględnili pytania, które jeszcze dwa miesiące temu były uznawane za skrajnie oszołomskie.

Nie będę tu przytaczał listy pytań, jaką dwukrotnie umieszczałem na swoim blogu. Łatwo te listy znaleźć po odpowiednich tagach. Warto tylko przypomnieć, że kwestia najistotniejsza, czyli pytanie o przyczyny, dla których tupolew znalazł się na złej wysokości i złym kursie, nadal pozostaje bez odpowiedzi. I to mimo heroicznych wysiłków części mediów i dziennikarzy, pragnących koniecznie dowieść, że wina leżała wyłącznie po stronie polskiej załogi. No, może jeszcze ostatnio współwinna okazuje się też załoga jaka.

Chciałbym, żeby wyjaśnienie smoleńskiej tragedii stało się sprawą pozapolityczną – w sensie naszych – publicystów, dziennikarzy, blogerów – żądań i nacisków na rząd, ten czy inny. Bo że będzie to poza tym polityczne narzędzie, to oczywiste i zrozumiałe.

Wczoraj, w drodze z Katowic, zajechałem na cmentarz Kule z Częstochowie, żeby odwiedzić dr. Janusza Kochanowskiego. Jedną z lampek zapaliłem od tych wszystkich, którzy chcieliby to zrobić, ale ich tam akurat nie było. Powiedziałem po cichu: „Panie doktorze, gdyby pan widział, co tu się teraz wyrabia…”.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka