Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
14695
BLOG

"Gazety Stołecznej" wojna z kierowcami

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 71

Niedawno „Gazeta Stołeczna” rozpoczęła jedną ze swoich najbardziej populistycznych, agresywnych i fałszywych kampanii: akcję „Parkuj po ludzku”. Oficjalnie chodzi w niej o to, z czym zgodziłby się chyba każdy, także każdy normalny, szanujący innych kierowca: żeby wyeliminować przypadki parkowania chamskiego, zastawiania przejazdu lub przejścia i generalnie utrudniania życia innym. Wystarczyło jednak przeczytać otwierający akcję felieton, żeby pojąć, że to tylko pozór. Felieton utrzymany w tonie agresywnego wezwania do walki, w którym brakowało tylko apelu o rysowanie karoserii gwoździem. Felieton, mający ewidentnie na celu szczucie dwóch grup ludzi na siebie: pieszych i kierowców. Kolejne materiały w tym cyklu także nie pozostawiają wątpliwości: wcale nie idzie o parkowanie, ale o wyrzucenie samochodów z centrum i przedstawienie kierowców jako wrogów publicznych.

Akcja „Stołecznej” ma oczywiście cele nieco inne niż te oficjalnie deklarowane i służy, z grubsza rzecz ujmując, dwóm sprawom.

Po pierwsze –promuje HGW jako kandydatkę na prezydenta miasta, przekonując ludzi, że jej faktyczna nieudolność w organizowaniu Warszawy, maskowana agresywną polityką wobec właścicieli samochodów, jest rzeczą chwalebną, przejawem europejskości i podążania za cywilizowanymi trendami. Pani prezydent, której polityka transportowa sprowadza się do chaotycznego wytyczania bezsensownych buspasów i stawiania kolejnych słupków w idiotycznych miejscach oraz likwidowania miejsc parkingowych (o tym dalej), prezentuje się w świetle tej akcji jako reprezentantka najmodniejszych tendencji.

Charakterystyczne, że akcja „GW” uderza wyłącznie w kierowców, podczas gdy ani słowem nie wspomina o nie spełnionych obietnicach budowy podziemnych parkingów (a dokładnie – wspomniano o tym raz, przedstawiając wypowiedź jakiegoś domorosłego eksperta, który orzekł, że to wspaniale, iż parkingów się nie buduje), bezsensownej likwidacji miejsc parkingowych i wszystkich tych kwestiach, za które odpowiada prezydent miasta.

Po drugie –„duża” „Wyborcza” ma swoje ideologiczne fronty, a zatem musi je mieć i „mała” „Wyborcza”. Oczywiście nie tej rangi, ale jednak. Jednym z nich, chyba najwidoczniejszym w ostatnich latach, jest właśnie walka z kierowcami, odprysk nowej lewicowej ekoideologii. Gdy kiedyś pisałem o tym, że agresywne preferencje dla komunikacji zbiorowej i walka z posiadaczami prywatnych aut mają ideologiczne podstawy, spotkały mnie głównie kpiny. Że to nie żadna ideologia, ale czysty pragmatyzm. Proponuję poczytać wywody „Stołecznej” na ten temat i jeszcze raz przemyśleć sprawę.

Wygląda zresztą na to, że tym razem akcja nie spotyka się z należytym entuzjazmem. Forum „GW” pełne jest wypowiedzi krytycznych wobec tej propagandówki – od stosunkowo łagodnych po sugerujące skrajną wściekłość. „Stołeczna” najwyraźniej tym razem przegięła.

Jeśli idzie o meritum – nie jest tak, że miasto, aby normalnie funkcjonować, musi się rozwijać tylko w jednym kierunku, a już na pewno nie miasto takie, jak Warszawa, czyli w stronę szykan wobec kierowców, zamknięcia centrum, opłat za wjazd itd. To nie jest jakiś dogmat: tylko tak się da. To kwestia przyjętego w punkcie wyjścia paradygmatu urbanistycznego. Można sobie doskonale wyobrazić, że przyjmuje się paradygmat inny: stwórzmy miasto, przyjazne dla samochodów, ale i pieszych.

Problem z HGW polega na tym, że ona nawet tego antysamochodowego paradygmatu nie potrafi sprawnie zrealizować, w związku z czym wszelkie porównania z Berlinem, Amsterdamem czy Londynem brzmią po prostu absurdalnie. Nie ten poziom transportu, nie taki rozwój jego sieci, nie taka zamożność społeczeństwa (opłaty za parkowanie i wjazd do centrum!), nie ten poziom bezpieczeństwa w publicznym transporcie. Działania HGW są powierzchowne i fragmentaryczne. Najlepszym przykładem jest bezmyślne likwidowanie miejsc parkingowych tam, gdzie one akurat pieszym nie przeszkadzają, a są bardzo potrzebne – jak choćby na Emilii Plater.

Znajomy dziennikarz jednej ze stacji telewizyjnych – bardzo daleki od propisowskich sympatii, więc trudno go podejrzewać o jakieś polityczne motywacje – opowiadał mi ostatnio, jak irytuje go populizm akcji „Stołecznej”. Mówił, że w jego okolicy – a ma pecha mieszkać w centrum – zagrodzono ostatnio słupkami dostęp do kilku miejsc parkingowych, które przylegały do bardzo szerokiego chodnika i nikomu nie przeszkadzały. Odpowiedzialny za tę decyzję urzędnik, indagowany przez znajomego, oznajmił, że on realizuje politykę Rady Miasta Warszawy. Polityka ta polega – uwaga! – na zniechęcaniu kierowców do wjeżdżania do centrum poprzez redukcję miejsc parkingowych. Już samo to jest absurdem i skandalem, bo dla każdego musi być jasne, że jedynym skutkiem takich działań będą kolejne zastawione chodniki, więcej spalin i krążący po kilkanaście minut w poszukiwaniu wolnego miejsca kierowcy. Ale znajomy dziennikarz pytał, dlaczego akurat padło na tamto konkretne miejsce. Odpowiedź brzmiała: „Bo mieliśmy skargi od mieszkańców”. Od ilu? Dwóch, trzech? Nie wiadomo. Wiadomo, że mój znajomy także jest mieszkańcem i skarżyłby się raczej na zabranie mu kolejnych miejsc do postawienia auta.

Z tej anegdoty wynika, że polityka miasta jest realizowana w sposób skandalicznie chaotyczny. Jakiś urzędas w jakimś biurze wybiera sobie na chybił trafił obszar do zasłupkowania, bo stamtąd dostał akurat jakiś jeden czy dwa listy. Nie robi żadnej analizy, żadnej symulacji, po prostu zarządza postawienie słupków i niech się ludność sama martwi.

Piszę ten tekst, żeby uświadomić jednej i drugiej stronie sztucznie wykreowanego konfliktu, że jest on stworzony jedynie na potrzeby nieudolnej prezydent. Sensowny menadżer miasta byłby w stanie już dawno zbudować w centrum kilka sporych parkingów. Gdyby koszt parkowania w nich nie był absurdalnie wysoki – jak jest np. w Złotych Tarasach czy pod PKiN – a nie powinien taki być, jeśli założyć, że głównym celem takich miejsc jest zapewnienie możliwości parkowania, a nie zysk (odpadają pomysły na partnerstwo publiczno-prywatne, to powinna być inwestycja czysto komunalna i ona się kierowcom po prostu należy) – to wiele osób chętnie by z nich korzystało. Przy wystarczającej liczbie miejsc parkingowych ostra polityka karania za parkowanie byle gdzie też byłaby zasadna. W tej chwili jest formą bezmyślnej represji nieudolnej władzy.

Kierowcy są takimi samymi mieszkańcami jak piesi i też zresztą stają się zawsze w końcu pieszymi. Mają takie samo prawo korzystać z przestrzeni miasta. Akcja „Stołecznej” przedstawia ich jako zbydlęcone potwory, jakichś prymitywów, których trzeba objąć sankcjami i sekować. I to jest przejaw ideologicznego zaczadzenia.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka