Od dawna nie zdarzył się równie rozsądny wyrok Trybunału Konstytucyjnego w ważnej i kontrowersyjnej sprawie. Oznacza on przesunięcie systemu wyborczego w dobrą stronę.
Dwudniowe głosowanie. Nie jestem zaprzysięgłym zwolennikiem takiego rozwiązania, które – w oderwaniu od dzisiejszego politycznego kontekstu – jest w mojej ocenie stosunkowo neutralne. Neutralne znaczy jednak także, że w żaden sposób nie przyczyniłoby się do zwiększenia frekwencji. Kto chce głosować, zagłosuje i tak. W niektórych zaś krajach, takich jak Wielka Brytania, uznaje się, że nie jest do tego potrzebny nawet dzień wolny od pracy.
Rzecz jasna, kontekst był tu bardzo ważny. Ponieważ to głównie PO musi się starać o zmobilizowanie ludzi, którzy nie mają nawyku uczestniczenia w życiu publicznym, dwudniowe głosowanie zwiększało jej szanse. Niezbyt jednak poważnie. A że dwudniowe głosowanie jest wyraźnie droższe od jednodniowego – dobrze że w tej sprawie Trybunał orzekł jak orzekł. Uratował przy tym zdroworozsądkową wykładnię przepisów Konstytucji, która wyraźnie mówi o zarządzeniu wyborów na „dzień wolny od pracy”, nie zaś „dni”.
Zakaz płatnych spotów i wielkopowierzchniowych billboardów. Tu TK opowiedział się zdecydowanie za wolnością słowa i dobrze, że wiele było o tym mowy w uzasadnieniu wyroku. Bardzo słusznie TK zwrócił uwagę, iż „racjonalizacja wydawania publicznych pieniędzy przez partie” nie jest wystarczającym argumentem na rzecz ograniczania tej wolności, a jeśli chciałoby się racjonalizować, to nie poprzez manipulowanie kodeksem wyborczym, ale zmianę systemu finansowania ugrupowań politycznych.
Jak pisałem wielokrotnie – skoro już zdecydowaliśmy się na subwencjonowanie partii politycznych, to powinniśmy uznać, że sposób, w jaki wykorzystują te pieniądze, jest wyłącznie ich sprawą, której ocenę należy pozostawić wyborcom. Platformie zaś, twierdzącej, iż wyborcy domagają się „bardziej merytorycznej kampanii”, proponowałbym eksperyment: niech zrezygnują ze spotów płatnych i bezpłatnych oraz billboardów i niech w zamian zorganizują serię merytorycznych debat. Zobaczymy, jak bardzo docenią to wyborcy.
Jednomandatowe okręgi do Senatu. Jestem generalnie zwolennikiem zmiany systemu wyborczego na oparty na JOW-ach, więc to orzeczenie mnie cieszy. W systemie jednomandatowym nie mają szans przysyłani z góry spadochroniarze, o ile konkuruje z nimi lokalny polityk, którego ludzie znają i szanują. W tych warunkach namieszać może lista Dutkiewicza. I bardzo dobrze.
(Odpowiadam od razu na oklepany argument o Stokłosie: jeśli wyborcy chcą mieć jako swojego przedstawiciela takiego Stokłosę, to ich wybór i o nich świadczy. Na tym polega demokracja. Inną sprawą jest rozbudowany do absurdu immunitet poselski i senatorski i raczej tu należałoby coś zmienić, po to, aby wejście do parlamentu nie było wygodną drogą ucieczki od prokuratora za sprawy kompletnie niezwiązane ze sprawowaniem mandatu.)
Głosowanie przez pełnomocnika i korespondencyjne. Nie przyjmuję argumentów, że głosowanie przez pełnomocnika jest niebezpieczne i nie daje gwarancji mocodawcy. Takie myślenie to przykład skrajnego paternalizmu państwa. Kluczowe dla tego zagadnienia jest osobiste zaufanie między mocodawcą i pełnomocnikiem, a państwu nic do tego. Faktem jest natomiast, że wiele osób, niemogących wychodzić z łóżka lub mających olbrzymie problemy z poruszaniem się, było w praktyce pozbawionych czynnego prawa wyborczego. Głosowanie przez pełnomocnika powinno rozwiązać problemy przynajmniej części z nich. Obawy o kupowanie pełnomocnictw mogą być zasadne, ale nie bardziej niż o kupowanie głosów w ogóle.
Największe wątpliwości budzi może sprawa głosowania korespondencyjnego, ale zakładam, że będzie to nikła część oddanych głosów, bo i procedura nie jest tu prosta.
Kto zatem wygrał, a kto przegrał? Oczywistym przegranym jest Platforma – wyrok jest zdecydowanie nie po jej myśli (zwłaszcza w kwestii płatnych ogłoszeń i billboardów), choć wcale nie musi oznaczać dla partii Tuska olbrzymich trudności.
Jest jednak i znacznie większy przegrany: PJN. Partia Pawła Kowala była zwolennikiem zakazu płatnych ogłoszeń wyborczych i billboardów – z prostego powodu: PJN nie ma na nie pieniędzy. W sytuacji, jaką tworzy wyrok TK, PJN będzie miało znacznie, znacznie trudniej. Może się okazać, że nieosiągalne jest dla nich nawet 3 proc., dające gwarancję państwowych subwencji.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka