Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
9518
BLOG

Z kronikarskiego obowiązku

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 60

 „Gazeta Wyborcza” raczej niczym mnie już nie zaskoczy – i to począwszy od naczelnego na szeregowych dziennikarzach skończywszy. Nie zaskakuje mnie więc łopatologiczny niczym wykład marksizmu-leninizmu komentarz Michnika, o którym pisałna wPolityce.pl Piotr Zaremba. Nie zaskoczył mnie też komentarz Grzegorza Sroczyńskiego, o którym poniżej. Odnotowuję go z kronikarskiego obowiązku, bo czasami MWzDM pytają mnie, co ja tak z tą „Wyborczą”. Otóż komentarz Sroczyńskiego – również w akapicie, gdzie pojawia się moje nazwisko – jest manipulacją szytą już nawet nie grubymi nićmi, ale po prostu linami okrętowymi. Przedstawiam zatem poglądowy przykład, za co „GW” krytykuję.

Dwa są wątki w tekście Sroczyńskiego godne uwagi. Pierwszy to ten, w którym dziennikarz ów dowodzi, że Andrzej Ż., który podjął próbę samospalenia, był w rzeczywistości… terrorystą. Pisze nasz komentator ze swadą:

Szacunek dla cudzego nieszczęścia to ważna rzecz, ale muszę wreszcie to napisać: pod kancelarią premiera nie podpalił się szlachetny bohater, który walczy o wzniosłe cele. Nie podpalił się tam bezkompromisowy tropiciel korupcji. Zrobił to ktoś, kto przy pomocy aktu terroru (skierowanego wobec samego siebie) próbował na nas coś wymusić.

Nie ma takich spraw, które w demokratycznym kraju dawałyby prawo do samospaleń. Bo w demokratycznym kraju wszyscy się umówiliśmy, że problemy rozwiązujemy inaczej. Poprzez wolne media, partie polityczne, organizacje pozarządowe. Ryszard Siwiec w Peerelu i tybetańscy mnisi w Chinach nie mieli tej możliwości. O wolności marzyli i w imię tego marzenia decydowali się na desperacki krok. Jest coś wyjątkowo niedobrego w powtarzaniu ich gestów w kraju, który wolność odzyskał.

Grzegorz Sroczyński powinien żałować, że nie urodził się kilkadziesiąt lat wcześniej. Z takimi zdolnościami do stosowania diamatu opływałby w łaski bardziej niż sztandarowi koryfeusze peerelowskiej publicystyki. Sroczyński ustanawia oto nową regułę: w demokracji nie ma prawa do samospaleń. Nie zamieszcza niestety katalogu innych sposobów popełniania samobójstw z powodów kłopotów życiowych, które są jego zdaniem w demokracji dozwolone. Czy np. wolno się powiesić albo rzucić pod pociąg? Nie wiemy. Wiemy tylko, że ciągnąc ten sposób myślenia, za terrorystę należy uznać nie tylko te osoby, które próbowały popełnić samobójstwo choćby z powodu eksmisji czy długów, ale też – a nawet przede wszystkim – Barbarę Blidę. To ci dopiero terrorystka!

W takim wypadku warto zawsze zrobić eksperyment myślowy i wyobrazić sobie komentarz Sroczyńskiego, gdyby to za rządów Jarosława Kaczyńskiego pod Kancelarią Premiera ktoś się podpalił, pozostawiając list pełen pretensji do premiera z PiS. Pewną próbkę tego, co by się działo, daje choćby zerknięcie do archiwum „GW” z okresu, gdy Beata Cielebąk zalewała Sejm potokami swych cierpiętniczych łez. Ale to i tak był pikuś w porównaniu ze wspomnianą możliwością teoretyczną. Mógłbym nawet spreparować hipotetyczny komentarz Sroczyńskiego z takiej okazji, ale mi się nie chce. Każdy, kto ma odrobinę wyobraźni i jest obeznany z patetyczno-pretensjonalnym stylem „GW”, potrafi go sobie wyobrazić.

A teraz druga sprawa. Oto kolejny fragment z tekstu Sroczyńskiego, w którym pisze o wywiadzie, jakiego Jarosław Kaczyński udzielił braciom Karnowskim:

Dalej jest o złych mediach, które „gdyby zadały władzy kilka prostych pytań, to scena polityczna wyglądałaby zupełnie inaczej”. Na szczęście, jak dowiadujemy się od Kaczyńskiego, jest jeden sprawiedliwy „szukanie prawdy kontynuowali nieliczni, jak Łukasz Warzecha z »Faktu«". Wiemy więc wreszcie, które media – zdaniem prezesa Kaczyńskiego – mogą być wzorcem dla wszystkich dziennikarzy. Tabloidy.

A teraz cała wypowiedź Kaczyńskiego ze wspomnianego wywiadu. Wątek dotyczy afery hazardowej:

Gdyby [media] działały choćby tak jak pierwsze trzy dni po wybuchu afery hazardowej, kiedy zadały władzy kilka prostych pytań, scena polityczna wyglądałaby zupełnie inaczej. To były normalne w zdrowej demokracji pytania. Potem to minęło. Przekaz się zmienił. Tak jakby oddział maszerował i dostał rozkaz zmiany kierunku. Szukanie prawdy kontynuowali nieliczni – jak Łukasz Warzecha w „Fakcie”. Jednak raczej na marginesie swojej gazety.

Pomijam merytoryczną ocenę opinii prezesa PiS. Ale konia z rzędem temu, kto potrafi w tej wypowiedzi wskazać fragment dowodzący, że wzorcem dla wszystkich dziennikarzy powinny być tabloidy. Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę ostatnie zdanie wspomnianego fragmentu.

Że dziennikarze „GW” kręcą i manipulują to nic nowego. Nie znam osobiście Sroczyńskiego (i raczej nie marzę o tym, żeby go poznać), ale ciekaw jestem samego mechanizmu, nawet jego technicznej strony: jak się tresuje człowieka, żeby pisał w taki sposób? Czy Sroczyńskiemu przychodzi to już samo z siebie czy może ktoś musi mu wskazać podczas porannego kolegium, co trzeba zrobić? Taka entomologiczna ciekawość.

Ale znacznie bardziej intryguje mnie kwestia, za jakich debili musi mieć „GW” swoich czytelników, jeśli serwuje im takie kawałki, a także jakimi idiotami oni faktycznie muszą być, łykając to jak gęsi chlebowe kulki. Gdyby ktoś kiedyś rozpracował te procesy z naukowego punktu widzenia… Może doczekamy. 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj60 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (60)

Inne tematy w dziale Polityka