Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
7422
BLOG

Metoda na Nowakowską

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 33

 Agatę Nowakowską z „Gazety Wyborczej” bardzo rozbawił mój tekst w „Rzeczpospolitej”. A mnie rozbawiła Agata Nowakowska.

Rozbawienie pani redaktor nie było bezwarunkowe. Aby się objawiło, trzeba było poczynić pewne założenia.

Założenie pierwsze: Warzecha jest zachwycony Jarosławem Kaczyńskim.

Założenie drugie: Warzecha chciał zrobić przysługę Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Założenie trzecie: Warzecha chciał pokazać przemówienie Kaczyńskiego jako sukces.

Po przyjęciu tych trzech założeń redaktor Nowakowska stwierdza, że Warzesze to jednak nie wyszło, bo wyraził rozliczne wątpliwości, a dodatkowo za wielki sukces uznał już samo to, że Kaczyński nie zaliczył podczas swego wystąpienia żadnej wpadki. I to bardzo panią Nowakowską śmieszy. Ba, Nowakowskiej na koniec jest mnie nawet żal. Dlaczego właściwie? Nie wiem, ale domyślam się, że może na przykład dlatego, iż nie dostanę swojej porcji srebrników ze Srebrnej, a na dodatek pan prezes mnie zgani. A to przecież dla mnie dramat jakby się świat zawalił.

Metoda myślowa, jaką stosuje redaktor Nowakowska, jest w pewnym stopniu nowatorska. A już na pewno otwiera nowe perspektywy. Wyobraźmy sobie na przykład, że bierzemy na tapetę tekst, dajmy na to, Miltona Friedmana i oznajmiamy, że Friedman jest wielkim zwolennikiem etatyzmu, a właściwie nawet myśli Karola Marksa. No, niestety – tu sygnalizujemy, jak bardzo nas to bawi – w rzeczonym tekście Friedmanowi nie bardzo wyszła obrona myśli pioniera komunizmu. Właściwie to w ogóle mu jakoś nie wyszła, a na dodatek opisał w nim wiele wątpliwości i słabych punktów rozumowania Marksa. Chciał zrobić przysługę komunistom – to przecież jasne – ale zamiast tego ich skrytykował. Ale przezabawna wtopa!

Sam zastanawiam się, jak – zgodnie z rzeczoną metodą – zakwalifikować inne teksty Agaty Nowakowskiej. Chciała bronić IPN, a zamiast tego – ależ ubaw! – go skrytykowała. Chciała stanąć twardo w obronie Kościoła, ale jej nie wyszło i napisała o samych złych sprawach. Ba, może się nawet okazać, że Adam Michnik nie potrafi bronić swojego ulubionego Jarosława Kaczyńskiego, którego przecież – to jasne – wprost uwielbia. Tylko jakoś wciąż go atakuje, ofiara losu jedna.

No dobrze, pośmialiśmy się, a teraz muszę przyznać, że trochę jednak redaktor Nowakowskiej współczuję. Pracuje ona bowiem w gazecie, gdzie nie sposób bez ideologicznego napięcia napisać, że ten czy inny polityk coś robi dobrze i może mu to zaprocentować, a coś źle i to mu zaszkodzi. Pani Nowakowska ma w głowie rozpiskę – kto jest znakomity, a kto beznadziejny i widocznie sądzi, że inni też takie mają i muszą się do nich dopasowywać. Dlatego nie rozumie, że wystąpienie polityka można po prostu przeanalizować, ani go nie wielbiąc, ani nie nienawidząc. Napisać, co może mu przynieść korzyść, a co stratę, a także jak ocenia się jego szanse na osiągnięcie domniemanych celów.

Przykro mi, Pani Agato, że taka postawa jest dla Pani nie do pojęcia. Szczerze współczuję. Proszę się do mnie odezwać, spróbuję Pani wyjaśnić, jak to działa. 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka