Marsz Niepodległości, organizowany w Warszawie przez tzw. narodowców, jak już bywało w poprzednich latach, tak i w tym roku stał się areną bandyckich wybryków. Wcześniej organizatorzy zapewniali, iż będą zdolni do ochrony jego uczestników, jak i mijanego po drodze mienia miejskiego i z tego też powodu - wg ich sugestii - policja nie miała się w to włączać. Policjanci przyjęli strategię pilnowania... bez nachalnego rzucania się w oczy.
I może byłoby OK, gdyby policjantów odpowiednio rozlokowano do tej dyskretnej asekuracji ludzi ze straży Marszu, jak i jego uczestników. Tak - raczej - nie było.
W wyniku działań bandytów są: powybijane okna, zniszczone samochody, utłuczone chodniki oraz powyrywane drzewka. Jest spalona symboliczna tęcza /zabawne, że niektórym tylko z jednym się kojarzy i straciła dla nich najnaturalniejsze pojęcie/. Po ataku na ambasadę rosyjską mamy złamanie Konwencji Wiedeńskiej, w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa placówkom dyplomatycznym, na terenie naszego kraju. Koszmarny obraz "patriotycznych" uniesień.
I co? Nie ma jednoznacznego i jednobrzmiącego potępienia... Organizatorzy Marszu nie mają sobie nic do zarzucenia, choć do ochraniającej straży zatrudnili też kilkunastoletnie dzieci /np. w ok. ul. Skorupki/, a zapowiadali - nawet - b. członków Legii Cudzoziemskiej. Policja była tak "dyskretna", że nie potrafiła zapobiec zniszczeniom, jak i ochronić - dokładnie - placówki dyplomatycznej innego kraju /gdzie "oni" byli, że na teren ambasady mogły wpadać petardy, a po ogrodzeniu mogli się próbować wspinać bandyci?/. Fatalnie to wygląda.
A, jakie powinny być następstwa...? Wg mnie, zakaz przyszłorocznego marszu narodowców, jak i pokrycie szkód miejskich, przez tych, którzy podjęli się organizacji wczorajszej "imprezy". A także: dymisja Bartłomieja Sienkiewicza, któremu podlega policja, ponieważ ten minister - szefujący MSW - nie ma zmysłu taktycznego, gwarantującego - prawdziwie - skuteczne zapewnienie bezpieczeństwa w kraju.
Inne tematy w dziale Polityka
