Na całym świecie dyplomacja to dyplomacja, a zakulisowe rozmowy czy prywatne, służą często też budowie strategii - tego czy innego - państwa.
Polska dziś jest terroryzowana nagraniami podsłuchowymi, za którymi - jeszcze - nie ma pewności kto stoi, ale wypuszczone zostały przez tygodnik "Wprost". I nie w jednym wydaniu, lecz "taśmociągowym" cykaniu, tak, aby ten czy inny polityk - głównie - Platformy Obywatelskiej, czuł się zagrożony odkryciem jego powszedniego... języka, jak i osobistych poglądów. Sięgnięto do spraw krajowych, ale też do polityki zagranicznej państwa, co już stoi w sprzeczności z polską racją stanu. Zdrada?
Naczelny "Wprost" tłumaczył, iż zdecydował się puszczać podsłuchy, ponieważ chodzi mu o ochronę państwa. Szkoda, że nie wyartykułował, którego... W każdym razie, uzurpuje sobie prawo do "demaskowania" najważniejszch osób w... polskim państwie. To nie jest dziennikarstwo, lecz hucpa, na usługach.
Część "wydelikaconej" opozycji burzy się na język, jaki był używany przez podsłuchanych polityków. Hipokryzja do kwadratu, bo wulgaryzmy funkcjonują w naszym życiu na każdym kroku, od "spieprzaj dziadu", do tych na "k" czy "ch". Osoby publiczne, to też synowie i również córki /patrz: Krystyna Pawłowicz/, tej ziemi.
Mnie najbardziej w tej całej aferze podsłuchowej intresuje, kto za nią stoi. I komu ma przysłużyć się politycznie. Mam oczywiście swoje typy, ale poczekam na wynik pracy fachowców, szczególnie tych z ABW, a oni ponoć już sporo wiedzą. A wtedy życie na podsłuchach nie będzie już miało dzisiejszych barw, dla inspiratorów całej tej awantury.
Inne tematy w dziale Polityka
