W dniu 4 czerwca 1989 r. odbyły się częściowo wolne wybory do polskiego Parlamentu, co prowadziło do wolnej Polski.
Po stanie wojennym, nastąpiło w społeczeństwie zniechęcenie. Potem poszło to w marazm itp. I też trudno było sobie wyobrazić, że komuniści będą chcieli dogadać się ze stroną solidarnościową, ale ponieważ gospodarka zaczęła się sypać, a i na ZSRR trudno było im już liczyć, gdyż tam też szło w rozsypkę, to poszli na kompromis, żeby jeszcze choć trochę się zabezpieczyć i uwłaszczyć.
A nasi z "Solidarności" nie mieli wyjścia, musieli iść w częściowo wolne wybory, bo to był krok ku tym już całkiem uwolnionym... Chciano też oszczędzić narodowi kolejnego przelewu krwi i udało się.
I doszło do wyborów i do - radosnego - pospolitego ruszenia ku urnom. "Solidarność" wzięła w nich wszystko, co tylko mogła, a w Senacie 99 mandatów... ze 100.
Potem trzeba było rządzić /przy jeszcze ich prezydencie/, a przecież wcześniej nasi nie ćwiczyli tego, oni działali w konspirze, często siedzieli - przymusowo - w więzieniach. Jednak byli to ludzie inteligentni, którzy szybko się uczyli, czasami też na swoich błędach. A trzeba też pamiętać, że w Polsce wtedy wciąż jeszcze stacjonowała Armia Czerwona, więc działanie rządzących wymagało i zręczności i mądrej dyplomacji.
Szkoda, że dziś są tacy, którzy chcą umniejszyć sukces tamtego etapu, który przecież prowadził nas do wolności i który dał narodowi radość oraz nadzieję...
