HareM HareM
833
BLOG

Chciałbym, koniecznie, zobaczyć finał Świątek – Williams

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 45

Z paru powodów bym chciał. Najważniejsze z nich są oczywiście związane ściśle z Polką. Amerykanka nie ma być w tym zestawie na pewno kwiatkiem do kożucha, ale nie będę sam siebie oszukiwał. W konkretnym celu bym jej w tym finale chciał. Ale po kolei.
Pierwsza poważniej zapowiadająca się w tym turnieju przeszkoda padła. Bałem się tego meczu z Estonką. I na początku wyglądało, że słusznie. To było jakby odwrócone do góry nogami spotkanie I rundy ze Słowenką. Najpierw bowiem były ogromne kłopoty, a dopiero potem rowerek.
W czwartej rundzie może być jeszcze trudniej. Widziałem Ukrainkę w meczu z Muguruzą. Wenezuelka próbowała coś zrzucać na kontuzję. Przy czym tej kontuzji za bardzo nie było widać, a przewagę Ukrainki, i to w każdej prawie sytuacji, już owszem. Rośnie Idze godna, całe dwa lata młodsza, rywalka. No, ale jak Polka ma być w tym finale z Williams, to musi ten pojedynek rozstrzygnąć na swoją korzyść. Później już, z każdym meczem, ta droga do finału powinna być nieco łatwiejsza.
A wiedzie przez ćwierćfinał z Kenin albo Sakkari, a potem półfinał albo z Coco Gauff, którą nasza ograła niedawno w Rzymie (zakładam, że Amerykanka bez trudu da sobie radę z Tunezyjką, która pokonała wczoraj Linette), albo ze zwyciężczynią meczu Stephens-Krejcikova. Czeszkę Iga ograła już w tym roku dwa razy, ale po tych dwóch obronionych meczbolach w Rzymie i dużo lepszym drugim starciu w wykonaniu Czeszki niż pierwszym, to nie wiem jak Świątek, ale ja bym wolał trafić na Amerykankę. Z drugiej strony dość pewne zwycięstwo nad groźną Muchovą też musi robić wrażenie, więc… Przy czym ja bym tam chętnie taki półfinał ze Stephens obejrzał. Tym bardziej, że wyjątkowo, jak dla mnie, ładna. A jak grają dwie ładne, to się lepiej ogląda.
I to jest „nasza” połowa drabinki. Druga, siłą rzeczy, interesuje mnie mniej. Raz, że nie ma w niej Polki, a dwa, że jakościowo skład znacznie słabszy niż w „polskiej” połówce. Oczywiście dlatego, że wycofała się Osaka i wypadła Sabalenka, ale fakty są, jakie są. Ten skład wygląda jakby robiony pod Williams. Powiedzmy sobie zresztą szczerze. Do tej pory wyglądało podobnie. Ale tak w ogóle. Jak ktoś przed RG myślał, że z powodu paru śmiesznych porażek przed tym turniejem Amerykanka będzie w Paryżu outsiderem, to znaczy że, tak to łagodnie ujmijmy, nie do końca miał w temacie rozeznanie. W czwartej rundzie, wg mnie, też nie powinna mieć żadnych kłopotów. Schody mogą się zacząć w ćwierćfinale, ale tylko wtedy jak trafi na tą upartą do bólu w takich sytuacjach Azarenkę. Z Białorusinką ma oczywiście, jak niemal z każdym, bilans mocno dodatni, ale z trzech ostatnich pojedynków dwa wygrała Słowianka. W tym ostatni, na jesień, w półfinale US Open. 40 lat na karku piechotą nie chodzi i to będzie, moim zdaniem, główny atut Azarenki. No, ale chcę Williams w finale, więc jej będę kibicował (notabene do tej pory kibicowałem jej tylko i wyłącznie w meczach z Azarenką właśnie i z Szarapową). No i potem ewentualny półfinał, w którym nie zdziwiłbym się, gdyby trafiła na najniżej rozstawioną w tej połówce (z tych co zostały w turnieju, oczywiście) Słowenkę Zidansek, którą każde następne zwycięstwo w turnieju, począwszy rzecz jasna od sensacyjnego triumfu nad turniejową 6-tką, wyraźnie nakręca. Ale w sumie wszystko mi jedno z kim ona tam ten półfinał wygra. Byle wygrała.
I dochodzimy do sedna. Dlaczego tak bardzo chciałbym finału Igi właśnie z Williams? Banalnie proste. W wypadku wygranej Polki, czego akurat byłbym pewny dużo bardziej niż, na przykład, wyniku poniedziałkowej batalii z Kostiuk, mielibyśmy do czynienia z symboliczną detronizacją Starej Królowej i wstąpieniem na tron, w świetle fleszy i przy fanfarach,  Naszej Młodej Królowej. Przy całym szacunku dla Kenin i jej klasy, zeszłoroczne finałowe zwycięstwo Igi będzie niczym przy jej ewentualnym tegorocznym triumfie w okolicznościach, które nakreśliłem wyżej. Ale do takiego historycznego triumfu potrzebna jest Williams. Dlatego niech sobie gra i zwycięża. Do czasu.

PS
Magda Linette nie zawita po Roland Garros do światowej czołówki. Jeśli nie potrafiło jej nakręcić zwycięstwo z Barty, to nie wiem, co ją może nakręcić. A szkoda, bo po wygranej z Australijką miałem nadzieję, że oto będziemy mieli w wypadku Polki do czynienia z "nowym otwarciem". Linette i Świątek to są kliniczne przykłady, ile w tenisie znaczy głowa. Pierwsza w negatywnym, druga oczywiście w pozytywnym sensie. I zatrudnienie dobrego psychologa.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport