HareM HareM
402
BLOG

Raporty z pucharowych skoczni – Engelberg (5)

HareM HareM Skoki narciarskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Engelberg to od wielu sezonów był polski matecznik. Tyle, że na terenie Szwajcarii. W sensie sportowym oczywiście. Dokładnie pisząc w skokowym. Tutaj od 20-tu lat, z małymi wyjątkami na wczesnego Kruczka, zawsze nam było z górki. Nasi skoczkowie wygrywali konkursy, stawali na podium, a jak nie, to zajmowali, hurtowo, wysokie miejsca. Tutaj ustanowiliśmy zresztą w sezonie 2013/14, i nie pobiliśmy do tej pory, zespołowy rekord Polski punktów zdobytych w jednym konkursie. Nasza szóstka w składzie Ziobro, Stoch, Żyła, Murańka, Kubacki i Kot wyskakała wtedy, tylko w sobotę, 280 żywych punktów. Notabene proszę przeczytać świeżą wypowiedź Ziobry kto stoi za tym sukcesem. Bo niektórzy myślą, że Kruczek. Te 280 pkt to jest o 19 więcej, niż wyskakali Polacy przez bite cztery pierwsze weekendy obecnego weekendu. Jak nam na początku zimy nie szło, to zawsze tydzień przed świętami, na konkursach w Szwajcarii, prostowaliśmy nasze ścieżki. Tą razą prosto i daleko skakał tylko Stoch. I to tylko w sobotę. Oprócz tego można być zadowolonym z niedzielnego występu Wąska oraz przejść do porządku nad skokami Żyły w tym samym dniu. Reszta? Do wymiany. Tyle, że nie jesteśmy Austriakami ani Norwegami i nasze zaplecze ledwo zdobywa punkty w Pucharze Kontynentalnym. Więc zupa.  To wszystko oznacza, że najprawdopodobniej popełniliśmy kardynalne błędy w przygotowaniach do sezonu. Do czego ani główny trener, ani jego sztab, ani Tajner ze świtą, nie chcą się, w zaparte, przyznać. A co nie wydaje się aż tak trudne do zdiagnozowania każdemu, kto nie pracuje w PZN-ie. A teraz już o tym co się działo tydzień temu w Engelbergu.
Od początku sezonu brakowało nam mocnych polskich akcentów w Pucharze Świata. No to już mamy. Najgłośniejszym nazwiskiem w piątek był na Anielskim Wzgórzu Piotr Żyła. Aktualny mistrz świata nie wszedł nawet do konkursu. Żeby się nie czuł samotny, to w towarzystwie Klimka Murańki, ale ten drugi zdążył nas już do tego przyzwyczaić. W niedzielę Żyła uczestniczył w pucharowych zmaganiach po raz 315-ty. Z wyraźnie lepszym niż w sobotę skutkiem. Ale żeby to był przełom? Nawet Doleżalowi się tak nie wydawało. Chyba, bo dość mętnie się wypowiadał.  Jak zwykle zresztą. Natomiast ten drugi skok z czwartkowych MP daje pewne nadzieje. Pod warunkiem, że zupełnie wyrzucimy z pamięci ten pierwszy. Natomiast odnosząc się do niedzielnego występu Żyly stricte statystycznie, to wskoczył do top-30 zwykłej punktowej klasyfikacji wszech czasów. Wyrzucił z 30-tki Richarda Freitaga.
15-te zawalone kwalifikacje świętował w piątek Francuz Contamine. Startuje w PŚ trzeci sezon i, jak do tej pory, strasznie równo sobie te zawalone eliminacje dozował. Dwa lata temu pięć, rok temu pięć i teraz też pięć. Jedną rzecz by musiał zrobić w tym sezonie, żeby dalej być taki proporcjonalny. Przestać skakać w PŚ. Dopisek niedzielny. Nie przestał i proporcje szlag trafił. Za to zaokrągliła się liczba pucharowych podejść Francuza. Do 20-tu. W tym 80% zawalonych kwalifikacji. A te cztery udziały w konkursach to przynajmniej w połowie z tytułu nierozgrywania eliminacji.
Podobnie zaokrąglił się w tym samym temacie w piątek Sandro Hauswirth. I w niedzielę od razu te zaokrąglenie zlikwidował. Gość jest jeszcze stosunkowo bardzo młodym skoczkiem, ale widać, że drugi Peier to z niego nie wyrośnie. Raczej Schuler prędzej.
Dwa razy poważniejszy od w/w jubileusz związany z nieprzebrniętymi kwalifikacjami miał w piątek wieczór Matthew Soukup z Kanady. Ale, jak się można było spodziewać, w niedzielę tę okrągłość szybko schował pod dywan. Jeśli Kanadyjczycy chcą mieć drugiego skoczka, choćby na miarę Boyda-Clowesa, to muszą zmienić kierunek swoich poszukiwań. Soukup kimś takim, jak na mój gust, na pewno nie będzie.
Skromnie na tle Kanadyjczyka wygląda na razie Danił Wasiliew, dla którego niedzielne kwalifikacje były dopiero 10-mi, które zawalił, ale Kazach potrzebował do takiego wyniku tylko 12-tu startów. Wychodzi na to, że jak będzie skakał na tym poziomie, to po jakichś około 215-tu podejściach może być groźny nawet dla Czoja.
A propos jeża. Czoja, znaczy. Przebił kolejny sufit. Dobił do 180-ciu nieprzebrniętych kwalifikacji. Wskazówka dla wspomnianego Wasiliewa: Koreańczyk ma na liczniku 257 pucharowych prób. Czyli zawala (średnio, bo od dobrych paru lat jest to oczywiście niemal 100%) 70% wszystkich swoich kwalifikacji. Kazach, na razie, ponad 83%.
Rodak Wasiliewa, Siergiej Tkaczenko, nie chciał być od kolegi gorszy i, po „odkrągleniu” się w sobotę w zakresie zawalonych kwalifikacji, zaokrąglił się z kolei w niedzielę w temacie „bezpunktowe konkursy”. To już 25-te takie wydarzenie w karierze młodego jeszcze kazachskiego Rosjanina. Albo rosyjskiego Kazacha, bo sam nie wiem.
Kamil Stoch stoi od soboty samodzielnie na najniższym podium najwybitniejszych w historii PŚ klasycznych punkciarzy. Do drugiego miejsca, czyli do Adama Małysza, brakują mu w tym momencie 203 oczka. Gdyby to było 4 lata temu, to bym napisał, ze to 8 zwycięstw z małym kawałkiem. Teraz bliższa prawdzie jest pewnie opinia że, w przeliczeniu, to jest 20 szóstych miejsc w konkursie. Też z małym kawałkiem. W niedzielę Polak został piątym skoczkiem w historii, który przekroczył granicę 12500 zwykłych punktów. Do podium (Adam Małysz) brakuje 547 oczek. Do czwartego Ammanna dokładnie 228. A to jest, w przeliczeniu, niecałych sześć szóstych miejsc. Albo niecałe cztery trzecie. Zważywszy, ze nadchodzi T4S, to po Turnieju Szwajcar niekoniecznie musi być czwarty. Nawet jak jakieś punkty będzie tam zdobywał. Nie wywołująca szału niedzielna 16-ta lokata Stocha, była jednak znacząca z powodów statystycznych. Kamil po raz 80-ty znalazł się w drugiej 10-tce zawodów, a po raz 265-ty w czołowej 20-tce.
Do top-30 rankingu klasycznych punkciarzy wszedł w sobotę Rioju Kobajaszi. Przez niego z 30-tki wyleciał Robert Kranjec. Niedzielne zwycięstwo spowodowało, że Samuraj jest już w tym rankingu 28-my, o punkt przed Andersem Jacobsenem. Japończyk wskoczył też do top-40 zwykłej klasyfikacji punktowej. Wyrzucił stamtąd słabego w Engelbergu jak mucha Eisenbichlera. Przed tego ostatniego wskoczył zresztą też w niedzielę Geiger. Starszy z Niemców ma jednak ledwie 36 punktów straty do Peterki i 42 do Ploca, więc w stosunkowo nieodległej perspektywie powinien do tej 40-tki wrócić. Choć pewnym być nie można, bo obecna dyspozycja sugeruje co innego. A Kobajaszi? W klasyfikacji najlepszych pudli wszech czasów jest od niedzieli, samodzielnie, na miejscu 20-tym. W klasyfikacji najlepszych konkursowych zwycięzców wszech czasów niedzielna wygrana miejsca mu nie poprawiła, ale zrównał się z Kraftem i Freundem oraz zbliżył na jedno oczko do Prevca, Morgensterna i Ammanna. Myślę, że za długo nie potrwa jak będzie przed całą tą piątką. No chyba, że Stoch odpali. Ale wtedy Japończyk będzie stawał na innych stopniach podium i poprawiał się w innym zakresie, o którym napiszę w odpowiednim czasie.
Karl Geiger został w sobotę 41-szym uczestnikiem pucharowej rywalizacji, który w ciągu kariery wyskakał ponad 1000 klasycznych punktów. Drugie miejsce w niedzielę skutkuje za to awansem do top-40 tego rankingu. Jest nawet aktualnie 39-ty, bo wyprzedził Michaela Hayboecka. Z 40-tki wypadł Primoz Peterka. A Geiger ma niewielkie straty punktowe do Eisenbichlera (15), Żyły (16) i Tandego (21). Jak cała czwórka będzie skakać tak jak w ostatnim konkursie, to skoczek z Oberstdorfu już po pierwszych zawodach T4S może wszystkich trzech rywali wyprzedzić. W niedzielę Geiger celebrował swój 185-ty pucharowy konkurs w pucharowej karierze.
W niedzielę Pius Paschke po raz 15-ty ukończył konkurs w czołowej 10-tce zawodów. I po raz 15-ty było to miejsce poza podium.
Dobry sobotni występ spowodował, że Anze Lanisek jest już w czołowej setce najlepszych klasycznych punkciarzy w historii. Wyrzucił z niej prekursora stylu „V”, Szweda Jana Boekloeva. Słoweniec miał w sobotę tyle samo punktów (412), co 99-ty Piotr Fijas, ale bilans podiów pozwalał Polakowi być przed Słoweńcem. I tak zostało, ale tylko do niedzieli. W niedzielę Słoweniec znów był wysoko. W rezultacie w przedmiotowej klasyfikacji wyprzedził nie tylko Fijasa, ale również inne znane postaci skoków sprzed wielu lat. Norwega Saetre, Austriaków Schwarzenbergera i Wallnera oraz Niemca Ostwalda. No i jest już w top-95 punktowych klasyków.
Bardzo udana sobota Tymoteusza Zająca zwanego ze słoweńska Timim Zajcem. Po dwóch blisko dwóch latach przerwy znów stanął na podium. Były to jednocześnie jego 30-te pucharowe zawody, które ukończył w czołowej 10-tce. W niedzielę wypadł nieco bladziej, ale za to zaokrąglił liczbę pucharowych podejść do 90-ciu, a liczbę udziałów w konkursach do 85-ciu.
Jewgienij Klimow, dzięki dwóm klasycznym punktom wywalczonym w sobotę w swoim 75-tym pucharowym konkursie, został 150-tym najlepszym klasycznym punkciarzem w historii. W niedzielę skakał jeszcze dużo lepiej, przez co poszerzył grono skoczków, których klasyczne zdobycze punktowe są większe lub równe dwustu oczkom. Takich skoczków jest 149-ciu. Rosjanin wyprzedza w tej chwili trzech z nich. M.in. Philippa Aschenwalda (209:205). A niedzielne piąte miejsce to jeden z pięciu jego najlepszych rezultatów w całej karierze.
Bardzo nieudany weekend Michaiła Nazarowa. Ale przynajmniej zaliczył w sobotę 50-ty konkurs w karierze.
Do top-250 klasycznej klasyfikacji punktowej wszech czasów wszedł po sobotnich zawodach Cene Prevc. Nawet do top-245 od razu. Żeby być w tym top-250 trzeba mieć na koncie 70 klasycznych oczek. Tyle ile Jakub Wolny. Prevc ma po weekendzie o 6 oczek więcej i jest 7 lokat wyżej.
Domen Prevc po raz 20-ty nie zdobył w niedzielę punktów w konkursie. Ponieważ dzień wcześniej skakał jeszcze gorzej, tylko jego może dziwić fakt, że nie jedzie na Turniej 4 Skoczni. Ale chyba nawet on nie jest tą decyzją specjalnie zdziwiony.
Najlepszy weekend w karierze Witalija Kaliniczenki. Co nie znaczy, że zdobył jakieś punkty. Niemniej po raz drugi w karierze dwa dni z rzędu przeszedł kwalifikacje, a na dodatek w sobotę powtórzył swój najlepszy wynik z zeszłego sezonu z Rasnova.
Sobotnia wygrana Karla Geigera to było 445-te podium Niemców, licząc całą historię PŚ. Trzecie miejsce Timiego Zajca było natomiast 65-tym najniższym podium Słoweńców i 205-tym ich pudłem w ogóle, bo mają jeszcze po 70 zwycięstw i 70 drugich lokat. Są pod tym względem na miejscu siódmym i do szóstej Polski tracą równo 30 podiów.
Przyszaleli w sobotę, w niedzielę zresztą też, Szwajcarzy. Niektórzy. Killian Peier dosłownie, bo otarł się o podium, a Gregor Deschwanden zapisał się po prostu w statystykach. Z tymi ich statystykami to tak. Pierwszy po sobocie dołączył do grona skoczków z ponad dziewięciuset punktami wywalczonymi w karierze (jest 177-mym takim skoczkiem, a po niedzielnym konkursie jest już nawet w top-175), a drugi należy od soboty do punktowego „klubu-800”. Takich skoczków jest dokładnie 186-ciu. W niedzielę Helwet przeskoczył w rankingu jednego z nich, Niemca Krausa, co oznacza, ze jest w top-185 tej klasyfikacji.
Nie przyszalał natomiast, jak zwykle, Andreas Schuler. Przy czym od niedzieli jego pucharowy licznik wskazuje równo 40 zawodów głównych.
Na pozycję nr 300 wśród najlepszych zwykłych punkciarzy awansował po sobotnich zawodach Naoki Nakamura. Żeby się na tym miejscu znaleźć trzeba mieć aktualnie w dorobku 357 punktów. Po niedzieli to nawet 365, bo tyle ma Austriak Turnbichler, którego Japończyk w niedzielę wyprzedził.
Decker Dean zmierzył się w sobotę z Pucharem po raz 15-ty. 15-ty raz nieskutecznie. Jakiekolwiek zdobycze punktowe mam na myśli. 60% z tego to były bezpunktowe konkursy, 40% - nieudane kwalifikacje. W niedzielę Amerykanin kontynuował swoją serię zawodów bez zdobytych punktów. Startując w zawodach głównych po raz 10-ty, po raz 10-ty nie wszedł do serii finałowej.
Stefan Kraft skończył w sobotę zawody na 9-tym miejscu. Miało to miejsce w jego karierze po raz 9-ty. W niedzielę po raz 5-ty w karierze wylądował na miejscu 14-tym. Jest to o tyle ciekawe, że dzięki temu może się pochwalić tym, że każde z miejsc w czołowej 14-tce zajmował przynajmniej 5-krotnie.
Sobotnie 10-te pucharowe podejście Daniela Tschofeniga okazało się nie tylko 10-tym, w którym skutecznie przeszedł kwalifikacje, ale i również drugim najlepszym w karierze. No i pierwszy raz skończył konkurs w drugiej 10-tce. W niedzielę dołożył do pieca i zawitał, po raz drugi w karierze, do czołowej 10-tki. Moim zdaniem to zdecydowany kandydat na jednego z liderów Austriaków za najdalej 2-3 lata.
Dla Jana Hoerla piąte miejsce w sobotę było trzecimi najlepszymi zawodami w karierze. Dwa z tych trzech najlepszych konkursów odbyły się właśnie w Engelbergu. A w ogóle Austriak zaokrąglił liczbę bytności w czołowej 10-tce. Na razie skromnie. Do pięciu. W niedzielę w 10-tce go nie było, ale zdobył tyle punktów, że w punktowej klasyfikacji wszech czasów wskoczył do top-225. Wyrzucił stamtąd naszego Stękałę.
Spokojne, nie nerwowe, ruchy wykonuje od początku sezonu Manuel Fettner. I to przynosi efekty. Do lutego jeszcze wiele się może zmienić, ale kto wie czy nie pojedzie na igrzyska? Na razie, w sobotę, dociągnął do 180-go punktowania w karierze. Niedzielny start natomiast specjalnej chwały mu nie przysporzył. Był prawie najsłabszy w sezonie. Co jednak w żaden sposób nie przeszkadza zauważyć, że na 9 konkursów Tyrolczyk punktował we wszystkich 9-ciu przypadkach.
W niedzielę po raz pierwszy w sezonie w czołowej 10-tce skończył zawody Daniel Huber. Było to jego 85-te punktowanie w I-ligowym życiu.
Po raz 70-ty zapunktował w sobotę Philipp Aschenwald. Po raz 30-ty była to druga konkursowa 10-tka. A po raz 5-ty pozycja 18-ta. Żadnej innej, czy to punktowanej czy nie, Austriak nie zajmował do tej pory częściej.
Po niemal roku przerwy w PŚ pojawił się Roman Koudelka. Wypadł bardzo blado, ale przynajmniej przeszedł w Engelbergu dwukrotnie kwalifikacje. W zeszłym roku było to dla niego marzenie ściętej głowy. Niedzielne zawody to był 290-ty I-ligowy konkurs w karierze Czecha.
Nieoczekiwana zmiana miejsc u Estończyków. Aigro dwukrotnie odpadł w eliminacjach, a startujący w Pucharze po trzytygodniowej przerwie Kevin Malcew dwukrotnie dostał się do zawodów głównych. To były jego debiutanckie konkursy w Engelbergu. Sobotni był dopiero piątym w całej karierze. A niedzielny 20-tym pucharowym podejściem.
Fin Niko Kytoesaho w sobotę zaliczył 25-ty bezpunktowy konkurs i, jednocześnie, 40-ty bezpunktowy pucharowy kontakt. W niedzielę się poprawił i, trzeci raz w sezonie, zdobył punkty. Trzeci raz w weekend, w którym miała miejsce podwójna indywidualna rywalizacja. Co ciekawe we wszystkich trzech przypadkach punkty zdobywał tylko w jednym z dwóch dni rywalizacji.
Anders Fannemel nie wszedł w sobotę do finałowej rundy konkursowej po raz 40-ty. W niedzielę spisał się jeszcze gorzej ale, na szczęście czy nieszczęście, bez statystycznych konsekwencji.
Zdecydowanie najgorszy pucharowy weekend w karierze Sato Wyższego. Kejczi jeszcze nigdy dwa razy w jeden weekend nie odpadał w kwalifikacjach. Te dwie nieudane eliminacje w Engelbergu to połowa wszystkich kwalifikacji, w których Japończyk dotąd odpadał. Weekend najgorszy, sezon najgorszy, forma najgorsza. Kto wie czy się to nie skończy przesunięciem do Pucharu Kontynentalnego. Przy czym przy tym idiotycznym japońskim sposobie wyłaniania reprezentantów na najważniejsze imprezy zupełnie się nie zdziwię, jak Sato zawali jeszcze do reszty T4S, a potem, w nagrodę, pojedzie do Pekinu. A my tu klniemy, jak szewce, na Tajnera.
Niedzielna wygrana najwybitniejszego japońskiego killera w historii PŚ to było okrągłe, 260-te, podium Japończyków w całej historii ich pucharowych startów. Są na piątym miejscu i ich przewaga nad szóstą Polską urosła do 25-ciu pudeł.
W niedzielę do top-90 klasycznej klasyfikacji punktowej wszech czasów wskoczył Marius Lindvik. Wypchnął z 90-tki Czecha Jeża. Dzień wcześniej zaliczył okrągłe, bo 55-te, punktowanie. Norwegowi zaczynają rosnąć skrzydła, ale to nie dziwi. Wszak zbliża się T4S. Żeby go tylko znów ząb mądrości nie rozbolał.
18-ta lokata zajęta w niedzielnych zawodach przez Andreasa Wellingera ma swoje konsekwencje. Niemiec, jako 57-my w historii, przekroczył barierę 4000 pkt. Zbierał się do tego od kilku lat jak wilk do jeża, bo przez ostatnie 2,5 sezonu uzbierał do ostatnich zawodów włącznie ledwie ciut ponad 100 oczek (zasadniczo to cały łup to kwestia ostatniego półtora miesiąca), ale w końcu tego dopiął. Skoczek z Ruhpolding przystępuje do T4S ze 165-ma konkursami na liczniku. 130 z nich zakończył zdobyciem punktów.
W niedzielę liczba skoczków, którzy w I-ligowych zawodach wyskakali przynajmniej 1000 pkt, wzrosła do 172-ch. Do grona tego dołączył bowiem Constantin Schmid. Niemiec zebrał już tej zimy więcej punktów niż przez cały poprzedni sezon (154:151). Do rekordowego wyniku sprzed dwóch lat (530) wciąż jednak kawał drogi. Po niedzielnych zawodach na koncie Niemca 60 punktowanych konkursów. 25 z nich, w tym ostatnie dwa w Engelbergu, zakończył lądując w drugiej 10-tce.
Trwa fatalna seria Dawida Kubackiego. To jego szósty konkurs z rzędu bez punktów. Polak skakał w niedzielę w zawodach głównych po raz 165-ty. W sobotę po raz 75-ty nie wszedł do finału. Tak bardzo chciał pewnie tę niezbyt chlubną okrągłość wymazać z kartotek, że w niedzielę mieliśmy powtórkę z rozrywki.
Drugi najlepszy wynik w karierze i pierwszy w sezonie wynik Pawła Wąska w niedzielę. Jednocześnie po raz pierwszy w życiu wylądował w drugiej 10-tce. Ciężko wyrokować po jednym dobrym konkursie, ale w aktualnej dyspozycji ma duże szanse skakać w drużynie. Szczególnie przy tak marnej formie niektórych kolegów. Niedziela to był też 35-ty kontakt Polaka z Pucharem.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport