HareM HareM
586
BLOG

Lewandowski rozpoczął swoje w La Liga

HareM HareM Robert Lewandowski Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Wiem. Trochę jestem zdilejowany (A co? Skoro ktoś może być sfokusowany, to ja mogę być akurat taki, nie? Chciałem tylko pokazać, do jakiego absurdu można doprowadzić rodzimy język).
Za tą moją, mocno spóźnioną, reakcję odpowiadają głównie lekkoatleci. W zasadzie to ich sukcesy i to, że się te ich występy naprawdę fajnie oglądało.
Mecz Real Sociedad – Barcelona też się fajnie oglądało, choć na inauguracyjnego gola Roberta to się, jak to mam ostatnio w zwyczaju, też spóźniłem. Przepraszam. Zdilejowałem.
Mecz mi się podobał z dwóch głównych powodów. Po pierwsze dzięki, a może  wbrew, strategii obranej (bądź nie) przez Barcelonę.
Nie mam do końca przekonania co do geniuszu Xaviego jako trenera, No bo to, co pokazali Katalończycy na inaugurację La Ligi w meczu z Rayo, to się do niczego, a już na pewno do pochwalenia taktyki, nie nadawało. I o żaden, najmniejszy nawet, geniusz trenerski nie ocierało. Wczoraj wieczór tego geniuszu, przynajmniej przez pierwsze 65 minut, też nie było specjalnie widać, ale mecz podobać się musiał. Szybkie tempo gry, akcje przenoszone w ekspresowym tempie spod jednej bramki pod drugą, liczne sytuacje bramkowe, wreszcie gole już na samym początku spotkania. To wszystko złożyło się na ciekawe widowisko, w którym jednakże lepsze wrażenie, przede wszystkim z uwagi na dużo sensowniejsze poczynania drugiej linii, robili gospodarze. Pomoc gości w składzie Pedri, Gavi i de Jong, przy Silvie i kompanach sprawiała wrażenie zagubionych chłopców. Niezbyt pewnie grała przy tym obrona Barcelony, szczególnie Araujo. Fason trzymali zawodnicy ofensywni i Ter-Stegen, i to głównie jemu Barca zawdzięcza, że do połowy drugiej odsłony utrzymywał się remis. Wtedy właśnie ktoś, mam nadzieję że Xavi, zdecydował, że na boisko należy wprowadzić Fatiego i Raphinhę. Wejście tego pierwszego zupełnie zmieniło grę Katalończyków. Od razu. Barcelona zaczęła grać, zaczęła przeważać, zaczęła strzelać, zaczęła zdobywać gole. Zdobyła ich jeszcze trzy. Dwa pierwsze w cztery minuty od momentu podwójnej zmiany. We wszystkich uczestniczył, 19-letni jeszcze, hiszpański Gwinejczyk. Przy bramkach Dembele i  Lewandowskiego podawał, a na koniec ustalił rezultat meczu na 1:4. Od momentu dokonania zmian do ostatniego gwizdka sędziego Barcelona grała jak na skrzydłach, a Real Sociedad pełnił już tylko rolę chłopca do bicia. Niczego nie wniosło 5, dokonanych w krótkim czasie zmian w Realu, natomiast pojawienie się na placu Alby i Roberto, który zastąpił wyjątkowo elektrycznego wczoraj de Jonga (m.in. zawinił przy wyrównującej bramce Basków) uspokoiło grę gości jak chodzi o tyły.
Robert Lewandowski rozegrał (i to jest drugi powód, dla którego tak mi się to spotkanie podobało) bardzo dobry mecz. Był bardzo aktywny, pokazywał się na pozycji, dużo strzelał, ale nie bez sensu, jak mu się to ostatnio, w meczach towarzyskich w USA, zdarzało. No i najważniejsze: strzelił dwa gole. Z bardzo ładnych akcji. Zaliczył też asystę, której jednak finalnie, ze względu na dotknięcie jeszcze piłki przez obrońcę, mu nie przypisano. Jednym słowem naprawdę dobry występ. Może lepiej niż dobry.
Ale to, że wybrano go piłkarzem meczu, to już mnie trochę dziwi. Ja bym wybrał Fatiego. Grał niby niecałe 30 minut, ale odcisnął na tym meczu piętno, moim zdaniem, największe. Zmienił oblicze spotkania. Wcześniej, mimo że trwało ono już całe 65 minut, nikt w Barcelonie tego oblicza zmienić nie potrafił. Choć niektórzy, na przykład Lewy czy Dembele, się starali. Ale nie wychodziło. Wszedł Fati i wszystko zaczęło się kleić. Powtórzę. Dla mnie Lewy był w tym meczu zawodnikiem numer 2 Barcy. Numerem 1 był Fati.
To zresztą nie jest takie ważne. Ważne, że Lewandowski, a wraz z nim cała Barcelona nabrali wiatru w żagle. Że mogą już zapomnieć o słabiutkim występie na Camp Neu tydzień temu z Rayo i traktować tamten mecz jako wypadek przy pracy.
Przy czym spokojnie. Pomoc, w tym przede wszystkim dwa najmłodsze hiszpańskie brylanty, drugi mecz z rzędu mocno zawodzi. A ich forma jest, nie oszukujmy się, czymś równie ważnym jak forma formacji ofensywnej zespołu. Jest w La Lidze parę lepszych zespołów od tego z San Sebastian, których pomocnicy mogą w większym niż wczoraj stopniu umieć wykorzystać niemoc i błędy swoich katalońskich vis a vis. A wtedy nie pomoże ani Fati, ani Lewandowski, ani Ter-Stegen…
Polski snajper już w drugiej kolejce rozgrywek zaczął robić to, po co do Barcelony przyjechał. Strzelać bramki. I z tego Barca bez dwóch zdań może się cieszyć. Ale Xavi w żadnym razie nie zbudował jeszcze drużyny dającej gwarancję walki o najwyższe trofea. Czy to w Primera Division czy Lidze Mistrzów. Czy zbuduje? Ja mu oczywiście życzę. Pytanie tylko czy były boiskowy mózg Katalończyków ma na to pomysł. Bo mi się wydaje że, jak na razie, to wciąż nie do końca. Mimo wysokiej wyjazdowej wygranej z trudnym dla każdego rywalem.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport