Kto się, choć trochę, europejską piłką interesuje, ten doskonale wie, ale tym, którzy traktują futbol jak szóste koło u wozu taka informacja na początki notki może się przydać.
Chodzi o uruchomioną już ponad ćwierć wieku temu stronę internetową o tematyce piłkarskiej. Transfermarkt się nazywa. Od paru dobrych lat funkcjonuje ona również w polskiej wersji językowej.
Na stronie tej, w sposób profesjonalny jak sądzę, podawanych jest multum różnych informacji dotyczących piłki kopanej. Ja tam wchodzę m.in. po to, żeby zobaczyć historię karier interesujących mnie graczy. Ale głównym celem moich tam wizyt jest oglądanie zestawień najlepszych strzelców lig europejskich ze szczególnym uwzględnieniem pięciu najważniejszych, czyli angielskiej, hiszpańskiej, włoskiej, niemieckiej i francuskiej. Jako łebek byłem napastnikiem i strzelałem dużo goli. W rozgrywkach podwórkowych i międzyszkolnych, ale zawsze. Dlatego mam do tych, co dobrze strzelają wyjątkowy sentyment.
Kiedyś, siłą rzeczy, najczęściej odwiedzałem stronę z ligą niemiecką. Obecnie, z tych samych względów, moje największe zainteresowanie budzi La Liga. No i o tym właśnie będzie ta notka. Otóż.
Transfermarkt pokazuje, aktualizowane na bieżąco, zestawienia ze 150. Najlepszymi strzelcami najwyższych klas rozgrywkowych w całej historii. I teraz.
W sobotę, w czwartej minucie spotkania z Bilbao, na taką listę trafił Robert Lewandowski. To znaczy on na jednej takiej, tej niemieckiej, oczywiście już jest. Na samym szczycie prawie, bo nad nim tylko Gerd Mueller. Ale też Polak jest już na dwóch listach. Doszła hiszpańska.
Żeby się tam znaleźć Lewy musiał strzelić swojego 77. ligowego gola w ichniej ekstraklasie. I, w rzeczonej czwartej minucie, strzelił. Po weekendzie Polak plasuje się na hiszpaskiej liście na pozycji 147., dzieląc to miejsce ze słynnym emerytem, legendą Betisu Sevilla Joaquinem, z odcinającą w Meksyku kupony od dawnej sławy legendą Realu Ramosem, a także z grającym wciąż w La Lidze, w Levante konkretnie w tej chwili, rok starszym od siebie Jose Louisem Moralesem.
Ja nie wiem jakie tam są, w tym Transfermarkt-cie, zasady, bo Lewandowskiego umieszczono na czele zawodników z taką zdobyczą bramkową mimo, że ma z tej czwórki akurat najmniejszą listę asyst, które powinny, przy równej liczbie bramek, być tym czynnikiem, który wpływa na zajmowaną w rankingu pozycję. Ponadto nie wiadomo, bo już tego nie podają, czy 151. oraz kolejni piłkarze zestawienia też nie mają czasem tylu trafień w dorobku. Być może autorzy kierują się tym, że Lewandowski i Morales są jeszcze czynnymi zawodnikami i grają w Primera Division, mają więc ciągle szanse na powiększenie zdobyczy bramkowych, podczas gdy emerytom oraz zawodnikom grającym w innych ligach jest o to jakby trudniej. Nie wiem.
Ważne jest coś innego. To, że nasz snajper znów przekroczył pewną, do niedawna niewyobrażalną dla polskiego piłkarza, granicę. Znając go i jego nieustanne dążenie do poprawiania przez siebie rekordów wszelkich, które poprawić się da, można się spodziewać, że zanim opuści La Ligę, to zdobędzie tam jeszcze na tyle bramek, żeby umocować się w tym rankingu czołowych strzelców Primera Division i na lata zaistnieć w tym zestawieniu. Co jest, jak się wydaje, do zrobienia.
Do 5. strony rankingu, czyli do 125. strzelca w historii ligi hiszpańskiej (każda strona zawiera, jak łatwo policzyć, 25 nazwisk), którym jest Christo Stoiczkow, brakuje Robertowi tylko sześciu goli. Do setnego miejsca (Darko Kovacevic) tylko dziewięć więcej. A taki sam wynik, czyli 92 bramki, ma również piłkarz zajmujący w rankingu miejsce nr 95. Żeby znaleźć się wśród 75. najlepszych snajperów La Ligi, czyli na stronie trzeciej zestawienia, musiałby Lewy strzelić 103 gole. To już wymagałoby na pewno dodatkowego sezonu w barwach Barcy albo innego klubu (co niektórzy mówią o Atletico). Ponieważ jest to jednak, przynajmniej w tej chwili, totalne gdybanie, to sobie je podarujmy.
Jedno jest pewne. Lewandowski otworzył w sobotę kolejny rozdział w historii polskiej piłki ligowej. Trzeba o tym pisać, bo za rok-dwa to się wszystko skończy i wygląda, że wrócimy do Wielkiej Snajperskiej Posuchy. Przynajmniej w zakresie obecności polskich piłkarzy w tabelach najlepszych strzelców Europy i świata.
A tak w ogóle, jakby kto nie wiedział. 32 gole w Ekstraklapie, 312 w Bundeslidze, 77 w Primera Division, 113 w europejskich pucharach, wreszcie 88 w reprezentacji. Razem 622. Różnych Copa del coś tam, coś tam Pokal czy jeszcze pomniejszych rywalizacji nie liczę.
Nieuchronnie zbliża się dzień, kiedy braknie tego snajpera przez wielkie „S”. Wtedy dopiero niektórzy odkryją jego piłkarską wielkość.
Inne tematy w dziale Sport