HareM HareM
1414
BLOG

Koniec pięknego snu Magdy Linette. Polka poległa po heroicznej walce

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 80

Tak to jest, jak ja, bezpośrednio, nie oglądam meczu Magdy Linette. No ale nie mogłem. Nie było szans. Na oglądanie, znaczy. Musiałem się posiłkować przekazem internetowym i sprawozdaniem żony (w przerwach). I od razu widać efekty.

Teraz poważnie. Nie oglądałem na żywo, ale mi relacjonowano przez telefon. Polka zagrała, przynajmniej w pierwszym secie, rewelacyjnie. Cyborg z Białorusi, białoruska odmiana Williamsa, musiał się namęczyć nieziemsko. Podobno też wszystkie tryby miał dobrze nastawione. Żona mówi, że obie grały doskonale, a na końcu obu setów zwyciężała siła fizyczna która, delikatnie rzecz ujmijmy, nie mogła być po stronie Polki.

Podpadł mi ten mecz już od początku. No bo Magda, zarówno z Garcią jak i z Pliskovą, przegrała swoje inauguracyjne serwisy. A tu było odwrotnie. Wygrała serwis rywalki. Od razu poczułem się nieco nieswojo. No i faktycznie. Zaraz potem Białorusinka odrobiła straty. Żona mówi, że Magda, kiedy to było możliwe, bo przy atomowych serwisach w linię nic się zrobić nie dało, grała naprawdę nieziemski tenis. Zweryfikuję to jak wrócę do domu (chyba Eurosport puści łaskawie jakąś powtórkę z tego spotkania, zamiast pokazywać jakieś idiotyczne transmisje z rzeczy, które oglądają tylko świry), ale moja lepsza połowa twierdzi, że możemy być dumni jak z Igi.

Magda grała, wg koleżanki małżonki, najlepszy mecz w turnieju. Dużo lepszy niż z Garcią i nieporównywalnie lepszy niż z Pliskovą. Nie wygrała, bo nie pozwoliła jej na to konstrukcja fizyczna oraz rywalka grająca jak zaprogramowana i wyregulowana przez precyzyjnego inżyniera, maszyna. Momentami Polka dawała koncert, a mimo to jej fantastyczne zagrania odbijały się jak od ściany i wpadały po jej stronie w kort.

Szkoda. Było pięknie, a mogło być jeszcze bardziej. Jak wynika z relacji żony, Polka po przegranym tie-breaku w drugim secie nieco oklapła. Przede wszystkim mentalnie, ale również fizycznie. Nic na Sabalenkę nie działało. Dalej biła niczym haubica i parła „wpieriod” niczym czołg. Coś pośredniego między Williamsem i Bjoergenem. No i precyzja niczym najlepsza broń najlepszych snajperów w historii. Tych prawdziwych, a nie tych od piłki nożnej. Nie było szans.

Po nieco ponad półtorej godzinie świetnego meczu, broniąc jeszcze po drodze w siódmym gemie drugiego seta trzy meczbole i wygrywając go, wspomagana pod koniec spotkania chyba przez wszystkich na trybunach za wyjątkiem teamu rywalki (żona mówi, że nie jest pewna czy oni czasem w ostatnich dwóch gemach również nie przeszli na stronę Polki), niesamowicie waleczna Polka zeszła z kortu pokonana.

Finału oczywiście oglądał nie będę. Zostawiam to WTA, Putinowi, Łukaszence i ruskim onucom. Niech się, wraz z finalistkami, kiszą we własnym, sosie.

Czekając z niecierpliwością na, mam nadzieję, wieczorną retransmisję meczu kończę.

PS

Jak Sabalenka dalej, tak silnie i tak celnie, będzie miotać te swoje pociski, to nawet Iga w formie może mieć z nią kłopoty.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport