HareM HareM
763
BLOG

Djokovic wreszcie na swoim miejscu

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 60

Chciałem poczekać z tekstem o tym fakcie do czasu aż delikwent samodzielnie zacznie przewodzić światowym tabelom, ale doszedłem do wniosku, że raz, że musiałbym poczekać długo, kto wie czy nie dłużej niż rok (no bo jak tak Nadal znów wygra French Open?), a dwa, że zasadniczo to, mimo że Hiszpan też ma tyle wielkoszlemowych tytułów na liczniku, to jednak pierwszeństwo należy się już Serbowi.

No więc znalazł się moim zdaniem powód żeby, po długiej przerwie, napisać coś o tenisie męskim. Nastąpiła długo oczekiwana, przeze mnie na przykład, zmiana na tenisowym tronie. W niedzielę Novak dogonił Hiszpana w liczbie wygranych Wielkich Szlemów. Mają ich na dzisiaj obaj po 22. Mimo, że osiem miesięcy temu tenisista z Majorki wywalczył sobie w Paryżu dwupunktową przewagę. Dogonił i, uważam, przegonił. Dlaczego?

W skokach narciarskich przy równej liczbie punktów liczy się to, kto więcej razy wygrał. No to proszę. W meczach bezpośrednich więcej razy wygrał Djoko. Jest 30:29. Więcej turniejów też wygrał Serb. 93 wobec 92. Hiszpana. Jest prawdą, że idą na żyletki, ale fakty są dla Hiszpana nieubłagane.

Jest też inna rzecz która, moim zdaniem, przechyla zdecydowanie szalę na korzyść Serba. I nie chcę tutaj pisać o panu Fuentesie i poważnych podejrzeniach wobec Nadala o stosowanie dopingu. Przyjmijmy na chwilę, że bardzo mały procent sportowców grających na najwyższym poziomie nie jest w tych sprawach czysty, bo gdyby był, to by go w tych czołówkach różnych światowych tabel po prostu w ogóle nie było. Większości to uchodzi, nieliczni są dyskwalifikowani. Z tych, którym to uchodzi, jednym uchodzi to nie wiedzieć dlaczego, inni po prostu w rzeczonym stosowaniu „środków wspomagających” się jednak ograniczają. Albo stosują takie, o których jeszcze różnym WADA-om się nie śniło. Zostawmy więc szeroko rozumiany „doping” na boku. Tym bardziej, że Djoko był zresztą tez o parę rzeczy w tym względzie, jak się nie mylę, podejrzewany.

Chodzi o to, że Nadal, podobnie jak Federer był zawsze i wszędzie hołubiony przez publiczność. Nie wiem (albo wiem, ale nie powiem) z czego to wynikało i czym było podyktowane, ale publika w znakomitej większości meczów była za każdym razem po jego stronie. Tymczasem w meczach Djokovica z reguły było odwrotnie. Owszem, zdarzały się takie mecze jak finał w Nowym Jorku z Miedwiediewem, ale to były raczej wyjątki potwierdzające regułę. A już w meczach z Nadalem czy Federerem Serb miał za każdym razem dwóch rywali. Jednego z nich i widzów. Jest, tak jak zresztą i my, zza kurtyny, i to, jak widać, wystarcza.

Ale Djokovic to jest twardy orzech do zgryzienia. Był, jest i będzie. I dopiął swego. W wieku 35,5 roku został Królem Tenisa. Tylko i wyłącznie dzięki sobie. Żadnych kumpli w ATP, żadnych kumpli gdzie indziej. Musząc przez lata przebijać, nieuzbrojoną w hełm głową, ścianę. Może poza własną federacją, co chyba jest normalne.

Głównie z formalnego punktu widzenia, bo de facto było to widać od kilku dobrych lat, można już od wczoraj, bez posądzania o brak udokumentowania tego twierdzenia, głosić popularną w takich sytuacjach formułkę.

UMARŁ KRÓL, NIECH ŻYJE KRÓL. I wcale nie jestem pewien czy, mimo zaawansowanego wieku Serba, to jego panowanie z parę dobrych lat jeszcze nie potrwa.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport