HareM HareM
1720
BLOG

Iga w ćwierćfinale i z prezentem od Garcii

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 40

Żeby nie skłamać. Oglądałem tylko pierwsze pięć gemów.

BTW. Co to za pomysł, żeby mecze Igi rozpoczynać o piątej rano? Czy ci Jankesi nie wiedzą, że dzień pracy w Polsce zaczyna się między szóstą a ósmą, a nie w południe? Rozumiem o drugiej, tak jak z Andreescu. Ale o piątej?

Mniejsza. W tych pierwszych pięciu gemach jedno rzuciło mi się na oczy. Iga grała, a Raducanu odbijała. Broniła, znaczy. Licząc na niewymuszone Polki. I ta taktyka się przez te pierwsze gemy jakoś tam sprawdzała, bo Świątek kilka piłek, tak jak w meczu z Kandadyjką, na aut wyrzuciła. Na tyle dużo, żeby Raducanu mogła gemy przy swoich serwisach wygrać, a w gemach serwisowych Polki też parę punktów zdobyć.

Jak było później można się tylko domyślać. Pewnie jak człowiek wróci z pracy, to Canal + jakąś powtórkę pokaże. Wynik sugeruje, że mecz stał się wyjątkowo jednostronny. Jak się patrzy jak to było w każdym gemie, to też. Za wyjątkiem pierwszego przełamania w secie drugim, które to przełamanie nastąpiło dopiero przy piątym breaku.

Przekonaliśmy się po raz kolejny, że Raducanu to nie jest format porównywalny z najlepszymi. Miała kiedyś swoje pięć minut, a w zasadzie 10 sekund, i wygląda, że może już nie mieć. Grać oczywiście potrafi, bo nikt nie wygrywa US Open bez powodu (nawet wtedy, gdy panuje bezkrólewie), ale żebym widział ją jako kandydatkę do powrotnego wjazdu na tenisowe salony na białym koniu, to już nie bardzo. Ma nad sobą szklany sufit i go, moim skromnym zdaniem, nigdy nie przebije. Nie ma takiego potencjału.

Zajmijmy się wreszcie Igą i jej potencjalnym losem w dalszej części turnieju. Cały czas muszę bazować na suchych liczbach z flashscore’a, które jednak sporo mówią. Mówią, m.in., to, że w drugim secie Polka weszła na obroty. Na przykład po pierwszym przełamaniu Brytyjki w drugim secie. Od tego momentu wygrała 16 piłek, a rywalka dwie. Z tego przy serwie Raducanu było tak, jak przy własnym, 8:1. Niewiele gorsze statystyki miało nasze dobro narodowe w końcówce seta numer 1. To tylko może utwierdzać w przekonaniu, że będąc już na orbicie, Iga jest cały czas nie do zatrzymania. Problemem jest, żeby na nią odpowiednio szybko wskoczyła. I z niej nie schodziła.

W ćwierćfinale czeka na Świątek trzecia z rzędu Rumunka (jakiś wysyp tych Rumunek miał miejsce w górnej połówce drabinki), 33-letnia już, Sorana Cirstea. Różni się od poprzednich tym, że ma rumuński paszport. No i nie wygrała nigdy US Open. W ogóle mało wygrała, bo w gablocie wiszą u niej tylko dwa skalpy. Jeden zdarty, jeszcze za juniorki, w Taszkiencie, drugi przed dwoma laty w Stambule. Jedne i drugie zawody zresztą niespecjalnie, jak to wszystkie turnieje niższej klasy, obsadzone.

Cirstea była kiedyś w rankingu 21. Przystępując do Indian Wells zajmowała miejsce 83, miała rozegranych 10 spotkań w tym roku, z czego aż sześć przegrała. Tutaj jest jedną z rewelacji, bo pokonała, m.in., Keys, Perę i dzisiaj, to już jest sensacja na miarę znacznie większą niż porażka Peguli z Kvitovą, Garcię. Nie wiem czy Francuzka bała się meczu ze Świątek, czy faktycznie jest obecnie w takiej dyspozycji jak…Haddad Maia. Faktem jest, że o półfinał zagra z Polką Rumunka.

Szczerze pisząc nie wyobrażam sobie, żeby Iga mogła ten ćwierćfinał przegrać. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że w ich jedynym dotąd spotkaniu (14 miesięcy temu w Australii) Rumunka się w pierwszym secie postawiła i go nawet, nie bez wydatnej pomocy Polki, wygrała. Było to jednak jeszcze w czasie panowania ery przed naszą Igą, co w zasadzie stanowi o bezprzedmiotowości dyskusji i zastanawiania się nad tamtym wynikiem i spotkaniem.

Skoro mamy już ten ćwierćfinał za sobą, to przypatrzmy się potencjalnym półfinałowym rywalkom Igi. Specjalnie piszę „rywalkom”, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Rybakina nie będzie miała z Muchovą jakichkolwiek kłopotów. Dla mnie Czeszka jest: 1.jednym z największych pechowców biorących udział w tenisowym cyrku 2.tenisistką o nieproporcjonalnie niskim, najniższym z wszystkich (w stosunku do potencjalnych i prezentowanych aktualnie umiejętności) rankingu 3. zawodniczką, z którą jeśli tylko nie prześladuje ją akurat któraś z licznych kontuzji, musi liczyć się każda rywalka, z liderkami włącznie. Oczywiście może się okazać, że Rybakina ją, tą swoją siłą fizyczną, zwyczajnie zmasakruje i szkoda tej całej mojej pisaniny. Nie jestem jednak do tego aż tak bardzo przekonany. Jak chodzi o historię, to grały ze sobą tylko raz. W US Open. Do tego bardzo dawno, bo cztery lata temu, kiedy Rosjanka liczyła sobie tylko 20 wiosen i od elity tenisistek była stosunkowo daleko, w każdym razie dużo dalej od Muchovej na przykład. Więc za bardzo nie można się do tamtego wyniku przywiązywać. Warto jednak zaznaczyć, że to Czeszka wyszła z tamtego meczu zwycięsko wygrywając go w dwóch setach.

Z Rybakiną Iga ma, jak wiadomo, bilans niekorzystny. Choć w oficjalnych tabelach widnieje remis 1:1. I wiadomo jak w ostatnich dwóch meczach było. Teraz musi być po prostu lepiej. Jeśli myśli o wygranej, a na pewno, i to poważnie, myśli. Z Muchovą Polka ma bilans oficjalnie gorszy, bo grały dotąd raz i skończyło się porażką. W trzech setach po wygranym pierwszym. Przy czym ten mecz, notabene w Pradze, odbył się w czasach prehistorycznych, tj. cztery lata temu. Spotkały się w I rundzie. Czeszka grała wtedy z dziką kartą (przegrała dopiero w finale), Polka jako kwalifikantka.

Nie będzie chyba odkryciem Ameryki stwierdzenie, że z kim by Iga w tym półfinale nie zagrała, to mecz będzie najbardziej wymagający z wszystkich, w których do tej pory w Indiańskich Studniach przyszło jej grać. Jak go wygra, to będzie w finale. A w finale to zwykła przegrywać tylko z Krejcikovą. A Krejcikova to, zdaje się, już odpadła. I tak dalej, i tak dalej…


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport