HareM HareM
1273
BLOG

Najgorszy występ Igi Świątek w tym sezonie mamy już z pewnością za sobą

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 42
Miejmy nadzieję

Pamiętam mecz Igi w Paryżu przed czterema laty. W czwartej rundzie trafiła na Simonę Halep. Zeszła z kortu niemal z płaczem oberwawszy 1:6, 0:6. Ale nie wiem czy zagrała wtedy słabiej niż wczoraj. Myślę, że wątpię. Tym bardziej, że wtedy grała z jedną z najlepszych uczestniczek touru, a wczoraj z, mimo stosunkowo nie najgorszego miejsca w rankingu, jedną z… najmniej wyrazistych, żeby w temat za głęboko nie sięgać.

To znaczy tak. Pierwszy set to była, nie siląc się na eufemizmy, katastrofa. Drugi oczywiście lepszy, ale nie wiem czy w sporej mierze nie z powodu dużo słabszej niż w pierwszym postawy rywalki.

Tak czy inaczej. Z taką grą Rolanda się nie wygra. Wszystko się fajnie układa, bo w trzeciej rundzie nie będzie już na pewno Bouzkovej, a w czwartej Krejcikovej. Były też momenty, nie aż tak długie jednak, w których się wydawało, że i Rybakinę Iga może mieć z głowy. Ja wiem. To jest pierwsza runda, po kontuzji, rywalka nie wywoływała adrenaliny, pierwsze koty za płoty. Wszystko rozumiem. Ale poziom pierwszego seta był naprawdę straszny. Takie granie nie starczy nie tylko na półfinał z Rosjanką czy wcześniej ćwierćfinał z Gauff, ale nawet na Andreescu, jeśli spotkają się w czwartej rundzie.

W zeszłym roku Iga miała mały kryzys w trzeciej i czwartej rundzie. Tylko, że tam grała ze znacznie lepszymi przeciwniczkami niż Bucsa. I grała znacznie lepiej niż wczoraj. Aż nie wypada robić porównań między taką Żeng, a Hiszpanką. No i od ćwierćfinału Polka grała już koncert tracąc łącznie w trzech najważniejszych spotkaniach turnieju 12 gemów. Czyli, średnio, po cztery na mecz. W półfinale nawet tylko trzy.

Miejmy nadzieję, że w tym roku ten kryzys ma już albo za sobą, albo będzie go miała jeszcze tylko w drugiej rundzie. Tam, od biedy, może go mieć, bo gra z Liu, którą potraktowała w Kalifornii tak jak Bucsę w Australii. I dla której wygrana z Igą jest aktualnie, bez względu na wzgląd, czymś nieosiągalnym.

Od trzeciej rundy Polka musi już grać na przyzwoitym poziomie, bo na to, że Wang czy Peterson odstawią lipę, liczyć już nie można. W czwartej trafia na wspomnianą Andreescu (chyba, że ta przegra wcześniej ze zwyciężczynią meczu Curenko-Davies), a w ćwierćfinale najprawdopodobniej na kogoś z dwójki Gauff/Keys.

Kto w półfinale? Pewnie Rybakina, która musi jednak wcześniej pokonać Noskovą (druga runda), potem Aleksandrową albo Haddad-Maię (runda czwarta), a na koniec, w ćwierćfinale, chyba Jabeur albo Vekic, jeśli ta ostatnia przebrnie przez, rewelacyjną w meczu z Kvitovą, Cocciaretto.

O finale i ewentualnych w nim rywalkach można będzie mówić, tak bardziej serio, po… wygranym półfinale.

Na razie, szczególnie w kontekście tego co zobaczyliśmy wczoraj, lepiej nie wychodzić przed szereg.

Muszę przyznać, że przed turniejem byłem dużo większym optymistą niż jestem dzisiaj. Co nie znaczy, że przestałem nim być. Jestem dalej. Tylko teraz doszło do mnie, mówili o tym zresztą wczoraj różni komentatorzy spotkania z Bucsą, że oprócz samej formy której, jak było widać, w tym momencie z optymalną trochę nie po drodze, dochodzą jeszcze różne czynniki, nazwijmy je „okołomeczowe”. Na przykład stan zdrowia zawodniczek, o którym poszczególne sztaby i one same mówią tyle, ile chcą. I nie wiem czy w tym obszarze nie dzieje się coś nie najlepszego. Przecież inaczej by o tym w czasie i po meczu nie mówili, prawda? I może to był powód tej beznadziei, którą wczoraj, po świetnym meczu Brazylijczyka z Miedwiediewem, zaczęło wiać z kortu Filipa Chatrier?

Dobra. Przestaję krakać. Ważne, że ten najgorszy mecz w sezonie się już odbył. Siłą rzeczy każdy następny będzie tylko i wyłącznie lepszy.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport