Do historii przeszedł już dawno. Jest najwybitniejszym snookerzystą w historii tego sportu. Czegoś takiego jednak, co miało miejsce wczoraj wieczorem, w rozegranym półfinale turnieju w Arabii meczu Anglika z jego rodakiem Chrisem Wakelinem, przebiło wszystko, co dotąd oglądałem na żywo. I w tak ważnej fazie rankingowego turnieju, a nie w jakiejś tam pokazówce.
Dwa maksy w jednym meczu. Oprócz tego dwie setki mistrza i jedna rywala. Mecz sezonu na pewno. Kto wie czy, jak chodzi o poziom gry, nie mecz życia Sullivana. Meczem wszech czasów bym tego może nie nazwał, bo ranga turnieju jednak nie najwyższa.
W każdym razie. Ronnie dostał potężnego kopa. Nie wiem czy nie napędzi go to do tego, by znów na poważnie zabrać się za snookera. Bo trzeba przyznać, że ostatnie dwa lata to nie wyglądało, żeby się w tym kierunku jakoś starał. Jak go napędzi, to drżyjcie wszyscy, bez wyjątku rywale.
To na koniec jeszcze taka uwaga. Szanowni włodarze snookerowego touru. Było, swego czasu, ograniczać nagrody za maksymalne breaki? Arabowie tą razą nie poskąpili, Ronnie poczuł forsę i od razu jest, jak jest. Pomyśleć, co by było, gdyby te 7 lat temu nie podjął decyzji, żeby tych breaków, w ramach protestu, nie wbijać.
Inne tematy w dziale Sport