Nasze, jeśli takich dóbr może być więcej niż jedno, Wciąż Dobro Narodowe nr 2, po kilku dobrych kolejkach bramkowej suszy, wystrzeliło wczoraj niczym z katapulty. Lewandowski zaliczył, pierwszego od ponad 15-tu miesięcy, a bodaj trzeciego, góra czwartego, w całej jego barcelońskiej karierze, hat-tricka.
Nasz snajper znany był zawsze, w której lidze by nie grał, z dużej regularności. To znaczy strzelał w bardzo wielu spotkaniach po jednej bramce, stosunkowo często po dwie. Więcej trafień w meczu, szczególnie jak przeszedł do La Ligi, to była rzadkość. To znaczy w porównaniu z innymi, to może było dużo, bo łącznie, licząc od początku kariery, jest ich 36, ale ogólnie, w stosunku do jego spotkań jedno lub dwu golowych, to i tak niewiele.
W tym sezonie rzadko, pomijam powody, to on u Flicka nie tylko strzela, ale i gra. A gole. Jeśli strzela, to albo parami, albo tak jak wczoraj. Ani razu nie odnotowano jeszcze w tym sezonie pojedynczego trafienia Lewandowskiego w Primera Division. Jak już, to pojedyncze trafienia zbiera tylko w reprezentacji.
Ja to mam takiego pecha do tych jego przebudzeni, że niech drzwi ścisną. Pamiętam 10 lat temu oglądałem, oczywiście tylko i wyłącznie ze względu na Roberta, każdy mecz Bayernu. Od dechy do dechy. Ale Pep postanowił w pewnym momencie odstawić go od cyca. I Robert raz czy nawet dwa w pierwszym składzie nie wyszedł. Miał być mecz z Wolfsburgiem. Anonsują składy, Lewego znów nie ma. No to co się będę zastanawiał? Poszedłem na basen. Wracam, wchodzę do pokoju z komputerem (Eleven albo jeszcze nie było, albo ja ich jeszcze w telewizji nie miałem, więc trzeba było streama w necie oglądać), a syn mi mówi (miał lepsze wyczucie i na basen nie poszedł), że Lewy właśnie minutę wcześniej pięciopak skompletował, bo wszedł w drugiej połowie i wpadł w snajperski amok. No myślałem, że mnie trafi.
Teraz była inna sytuacja, bo Lewego akurat od pierwszego składu nie odstawili, tylko przywrócili. No ale ja uznałem, że jeszcze za wcześnie, żeby zaraz po kontuzji dał coś porządnego drużynie. I po meczu z Haalandem, zmęczony całodobową harówą (niedziela, ale akurat miałem co robić), poszedłem spać. O wpół do ósmej! Pierwszy lat od kilku lat! Nastawiłem co prawda budzik, ale jak zadzwonił to go zwyczajnie potraktowałem z górki.
Budzę się o drugiej w nocy, patrzę w komórkę, a Lewy se pod moją nieobecność następne strzelanie urządził. Znów mi przeszło koło nosa. Nie lubi mnie gość, podejrzewam. Za jakie grzechy, się pytam?
Tak na poważnie. Nie widziałem meczu (oprócz bramek dziś na powtórkach), więc nie wiem jak Polak zagrał. Wyglądało jakby obydwa razy Rashford podawał niekoniecznie do Lewandowskiego. Tak bardziej na aferę. Tyle, że Lewy zawsze tę nogę czy głowę wsadzi gdzie trzeba.
Druga rzecz to Torres. On naprawdę dobrze gra. I strzela bramki. Jak nigdy. Więc Flick ma ból zęba. Mi wychodzi, że jak wróci Raphinha, to na ławce siądzie jednak Rashford, A Lewy z Torresem będą musieli walczyć o miejsce jak Clay z Foremanem w Kinszasie.
Tymczasem od dzisiaj mamy chwilowy spokój od La Ligi przez prawie dwa tygodnie. Polacy powinni wyjść na Holendrów na totalnym luzie. Na wygranie grupy szans żadnych nie mamy, więc tym bardziej. No i zobaczymy jak na tym totalnym luzie poradzimy sobie z jedną z najsilniejszych chyba obecnie reprezentacji w Europie. Wersja optymistyczna jest taka, że Zielu w coraz wyższej formie, Lewy zaczyna strzelać, Bednarek z Kiwiorem robią w Portugalii za opoki, Kamińskiego za chwili zrobią w Kolonii Bogiem, Cash w Anglii wymiata co się rusza. No to co? Nic, tylko tym Holendrom wreszcie, po 50-ciu latach przerwy (niedawno rocznica była), spuścić drugie takie samo manto.
I czekać spokojnie na losowanie baraży.
PS
Tak na wszelki wypadek.
Z tą powtórką z rozrywki i tym spokojem to, jakby co, żartowałem:).
Ale, też na wszelki wypadek, nie wykluczam:):):)
Inne tematy w dziale Sport