Rozumiem, gdyby był 6 grudnia. Wtedy można ludziom prezenty rozdawać. Ale 15 marca? Sprawdziłem też daty urodzin. Ani Bardal ani Prevc (Freunda z dociekań wyłączam, bo porażkę z nim w tej chwili można usprawiedliwić), o ile wiem, w tym dniu niczego takiego nie świętowali. Imienin chyba też.
Dwie rzeczy się, moim zdaniem, nałożyły na to, że Kamil Stoch nie zdobył medalu na mistrzostwach świata w lotach narciarskich. Pierwsza to zbyt mała chyba koncentracja w inauguracyjnym skoku zawodów. Albo, inaczej rzecz ujmując, zbyt lekkie podejście do próby, która okazała się decydująca. I rzecz druga, niezależna od Stocha i jego rywali, a bardzo istotna. Pogoda, która nie pozwoliła nikomu z wczorajszych przegranych nawet spróbować odrobić straty w dniu dzisiejszym. Z czterech planowanych serii skoków odbyły się tylko dwie.
Szkoda wielkiej utraconej szansy. Wygrywając w Harrachovie nasz dwukrotny mistrz olimpijski zdobyłby jednej zimy potrójną koronę (igrzyska, Puchar Świata i MŚwL), co do tej pory udało się jedynie cztery lata temu Ammannowi, i to tylko dlatego, że dysponował sprzętem niedostępnym dla innych.
Przed nami finał Pucharu Świata w Planicy. Tu już rozdawania prezentów nie będzie. Polak ma nad drugim w klasyfikacji generalnej Prevcem aż 168 punktów przewagi. Nad trzecim Freundem 197 pkt. To praktycznie oznacza, że trzeba cudu, by nasz zawodnik nie zdobył tytułu najlepszego skoczka sezonu. Ja w cuda oczywiście wierzę, ale nie w tym przypadku. Tutaj nawet Święty Mikołaj nie pomoże.
Inne tematy w dziale Rozmaitości