Jeśli ktoś w miarę regularnie śledzi rozgrywki PŚ w skokach oraz imprezy mistrzowskie w tej dyscyplinie sportu to, beż żadnej łaski, musi się zgodzić, że tak niechętnego w ostatnim dziesięcioleciu skokom miejsca jak czeskie Karkonosze na świecie nie ma. Jest Kuusamo, jest Lahti, jest wreszcie Iron Mountain. Wszystkie te miejsca mogą, łagodnie rzecz ujmując, wywoływać u kibiców głęboka niechęć do oglądania skakania na nartach. Ale:
1. amerykańska Żelazna Góra dawno straciła możliwość bycia gospodarzem pierwszoligowych zmagań skoczków
2. fińskie Kuusamo nigdy nie gościło imprezy mistrzowskiej a, w zakresie skokowej najwyższej klasy rozgrywkowej, właśnie poszło śladem Iron Mountain
3. w Lahti każde zawody może są loteryjne, ale przynajmniej cieszą się zainteresowaniem wielu tysięcy Finów
W Czechach kibiców jak na lekarstwo. Gdyby nie okoliczni Polacy to nie byłoby pewnie nikogo poza pojedynczymi przedstawicielami rodzin czeskich skoczków, którzy jakże licznie, w liczbie dwunastu, przybyli pod Certak. Jak apostołowie niemal.
W Czechach zawsze wieje. To nie gdzie indziej jak cztery lata temu w Libercu doszło do jedynego chyba w historii mistrzostw świata konkursu, gdzie nie rozegrano serii finałowej! To już trzeci raz z rzędu w Harrachovie dochodzi do sytuacji, że mistrzostwa świata w lotach są kadłubowe!
W Czechach nikt nie dba o to, żeby skocznie w jakikolwiek sposób osłonic przed wiatrem. Rozwieszanie bowiem wzdłuż rozbiegu jakichś szmat czy kaleson należących chyba do przemarzniętej, jak tuszę, z tego powodu obsługi technicznej czeskiego konkursu, to nie jest sensowny sposób zapobiegania wpływowi wiatru. Od lat nikt i nic się nie robi, żeby tę sytuację zmienić. Tak w Libercu jak i w Harrachovie. Nie posadzono ani jednego drzewa, które osłaniałoby choćby piędź ziemi przed panującym tu co chwilę tornadem. Jednocześnie nikt nie pomyślał nawet o wybudowaniu nowej, nowoczesnej skoczni, która mogłaby spowodować, że o Czechach myślano by w krajach gdzie uprawia się skoki narciarskie w kategoriach innych niż wiatrowe eldorado.
Wczoraj doszło jeszcze jedno. Coś, co moim skromnym zdaniem, normalnie przeważyłoby szalę na czeską niekorzyść. Bracia Czesi nasprzedawali kibicom bez liku biletów, sobotnie i niedzielne zawody się nie odbyły, a panowie z Harrachova nie zamierzają oddać ludziom ani korony za bilety! Więcej. Piszą do Polaków przez Internet oficjalne pismo, w którym twierdzą, że tekst na ten temat znajdował się, drobnym drukiem co prawda, na biletach! Dobre, co?
Się mnie wydaje, że można iść z tym do sądu. I że się wygra. Ale jeszcze bardziej zasadne jest by odpłacić organizatorom za gościnę pięknym za nadobne. Po prostu. W następnych latach nie odwiedzić ich na zawodach w ogóle. Nie się kiszą we własnym sosie. Zobaczymy jak na tym wyjdą. Oni i FIS, który z uporem godnym lepszej sprawy serwuje nam co jakiś czas imprezy mistrzowskie w kraju, w którym nikt się tym sportem nie interesuje i w którym za każdym razem nikt i nic nie jest w stanie zadbać o to, by najlepsi zawodnicy świata mogli skakać w elementarnie przyzwoitych warunkach.
FIS potrafi. Zleca organizację imprez mistrzowskich krajom, które w żaden sposób na to nie zasługują i gdzie z góry pewne jest tylko to, że impreza skończy się sportowym i finansowym fiaskiem. Tymczasem państwa, gdzie z obu tych punktów widzenia, a jak chodzi o level sportowy to na pewno, imprezy takie byłyby jednym wielkim sukcesem, muszą grzecznie czekać w kolejce aż mafii Kaspera znudzi się grać z nimi w durnia.
W przyszłorocznym kalendarzu FIS znów pewnie, wszystko jedno w grudniu, lutym czy marcu, znajdą się zawody w Harrachovie, ewentualnie w Libercu. Zawody, które oczywiście, tak jak w sporej ilości przypadków w poprzednich latach, się nie odbędą albo odbędą w warunkach urągających tak wysokiej randze.. W tym czasie kilka innych skoczni będzie stało bezużytecznie i czekało na trzęsienie ziemi. Ale FIS Czechom konkursów nie zabierze. Po prostu nie i koniec!
Inne tematy w dziale Rozmaitości