Do trzech razy sztuka. Dwa lata temu postawiłem na finał Real-Barcelona, a grali w nim Angole z Niemcami. Rok temu też chciałem (przy czym byłem w swoich sądach znacznie bardziej ostrożny i rozróżniałem już chciejstwo od realiów) finału Królewskich z Blaugraną. Skończyło się jeszcze gorzej, bo na Niemcach z Niemcami. W dodatku ci z Polakami w składzie przegrali.
Teraz znów w obu półfinałach zagrają Iberyjczycy. Tyle, że Barcę zastępuje, miejmy nadzieję z lepszym skutkiem, Atletico.
No wiec ja, konsekwentnie, obstawiam finał hiszpańsko-hiszpański. Mimo, że obie drużyny z Madrytu grają pierwszy mecz u siebie oraz mimo to, że faworytem obu spotkań są finaliści sprzed dwóch lat i, jednocześnie, dwaj ostatni zdobywcy trofeum. Dodatkowo przeciw Atletico świadczy fakt, że ma od Anglików dużo mniejsze pucharowe doświadczenie. Przeciw Realowi natomiast przemawia to, że Bayern trenuje Guardiola, a poza tym w środę najprawdopodobniej nie zagra Bale.
Co mnie skłania do „głosowania” na Hiszpanów? Rachunek prawdopodobieństwa, forma Atletico i zaskakująco zadyszany ostatnio Bayern. O Chelsea nawet nie wspominam, bo limit fuksa wykorzystała, z naddatkiem, dwa lata temu.
Tak więc powtórzę. Spodziewam się, że w Lizbonie zagrają Real z Atletico. I wcale nie tylko dlatego, że ja bym tak chciał.
A jak znów w finale wystąpi Bayern i, nie daj Panie, Chelsea to ja, w ramach pokuty oczywiście, zobowiązuję się, że:
1. w przyszłym sezonie nie będę oglądał Ligi Mistrzów w ogóle
2. nie wytypuję już na Salonie ani jednego wyniku meczu piłkarskiego rozgrywanego w ramach tego cyklu
3. dodatkowo za karę, zaraz na początku następnego sezonu, obejrzę trzy spotkania z rzędu, tydzień w tydzień, polskiej „ekstraklasy” oraz jeden mecz ekstra z komentarzem Szpakowskiego Dariusza
Obiecałem. Howgh.
Inne tematy w dziale Rozmaitości