Wszystko na to wskazuje. Półfinał wygrał nie zmieniając kapci na buty, ćwierćfinał jeszcze łatwiej.
Tymczasem jego potencjalni finałowi rywale wyżymają się wzajemnie w półfinale niemożebnie. Jak tak dalej pójdzie to zwycięzca drugiej połówki drabinki, bojąc się by nie umrzeć w wycieńczenia, odda Ronniemu finał walkowerem. Jest wpół do drugiej, a ci skończyli dopiero pierwsze cztery frejmy trzeciej sesji. Może dojść do tego, że dzisiaj nie wyłonią finalisty.
Gdyby Robertson, bo jednak skłaniam się ku temu, że to on wymęczy ten półfinał, zdołał w finale podjąć rękawicę, to czapki z głów i tytuł snookermana roku bez dwóch zdań.
Ale szanse na to ma w tej chwili niewielkie. Gdyby mi się chciało iść do buka (ponadto dziś chyba jest nieczynne) to postawiłbym duże pieniądze na Anglika. Jak kto ma blisko do kantoru albo mieszka przy niemieckiej granicy to stanowczo nakłaniam.
To będzie już szósty tytuł Ronniego. Wyrówna rekord Steve’a Davisa. Przed nim zostanie już tylko Stephen Hendry. Ale co to jest jeden tytuł różnicy? Za rok już tej różnicy może nie być. Czego Sullivanowi i sobie życzę.
BTW, bo nie wszyscy znają temat.. Jak ktoś nie oglądał nigdy snookera to niech zacznie od O’Sullivana. To, przekładając na piłkarski, taki Maradona z lat 80-tych. Ja tak kiedyś, przez przypadek, zacząłem. I teraz, po skokach i piłce, jest to dla mnie najlepszy sport do oglądania. Nie żebym robił za klakierka, ale to rzeczywiście wciąga. Przy czym tylko inteligentnych:).
Inne tematy w dziale Rozmaitości