HareM HareM
1124
BLOG

Dwa skandale w jednym

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 15

Czekałem trochę z tym tekstem, żeby ochłonąć, ale nie tylko. I w sumie dobrze. Dobrze tylko w tym sensie, ze będzie nieco kulturalniej napisane, natomiast tak w ogóle to źle, żeby nie napisać paskudnie, bo bydlęcej wręcz masakry Lewandowskiego nic nie odwróci. Ale po kolei.

Po pierwsze. Zastanawiam się jak nasze instytucje państwowe czy publiczne, na przykład typu TVP, są jeszcze rzeczywiście nasze, skoro w oficjalnie polskiej telewizji, w jej głównym programie, w najlepszym czasie antenowym, przez grubo ponad dwie godziny puszcza się co? MECZ PÓŁFINAŁOWY PUCHARU NIEMIEC!

Dla ewentualnych obrońców czci i cnoty ludzi i środowiska, które o tym zdecydowało, krótka informacje. W zasadzie przypomnienie. MECZÓW PÓŁFINAŁOWYCH PUCHARU POLSKI w najlepszym czasie antenowym głównego polskiego programu telewizyjnego w tzw. „wolnej’ Polsce nie transmitowano NIGDY. W Polsce zniewolonej przez ZSRR nie pamiętam, ale nawet w niej przykładano wielką wagę do spotkań finałowych (bardzo często w telewizji i to z wyjątkową oprawą). I to sobie przypominam dobrze, a lepsze oprawy za III RP to dopiero Boniek, jako taki i jako takie, wprowadził.

Po drugie. Traktowanie Lewandowskiego przez sędziów i zawodników drużyn przeciwnych Bundesligi, jest naprawdę skandaliczne. Od kiedy zaczął coś w tej lidze znaczyć, niemal w każdym spotkaniu rywale stosują wobec niego wszelkie dozwolone i niedozwolone chwyty. Niemieccy sędziowie pozwalają natomiast wszelkiej maści piłkarskim chamom na używanie sobie na Polaku i realizowanie trenerskich dyrektyw, a przy okazji odbijaniu sobie przez nich na nim niedostatków własnych umiejętności.

Duża część arbitrów bardzo rzadko na te, często brutalne, faule reaguje. Ten pajac, który sędziował w ostatni wtorek, szczególnie. Nie znam go z nazwiska, ale w każdym spotkaniu z udziałem Lewandowskiego, które gwizdał (a spotkań Polaka w Borussi i teraz, w Bayernie, oglądałem dziesiątki, jak nie ponad sto, przy czym z udziałem rzeczonego arbitra dobrych kilka) dopuszczał do brutalnych i ordynarnych fauli na Robercie. Gdyby Langerak, tak jak to zrobił wczoraj, zaatakował jakąś monachijską „świętą krowę” albo nawet, powiedzmy, Robbena, to dostałby karę meczu, pół roku zakazu gry w Bundeslidze, a kto wie czy nie wilczy bilet do swojej Australii, gdzie ze sportów mógłby co najwyżej uprawiać boks. Z kangurami. Co zresztą byłoby, dodajmy, karą zupełnie zasłużoną. Tymczasem, ponieważ faul był na Lewandowskim, nic się nie stało. Mało kto pisze o beznadziei prezentowanej w zawodach przez sędziego i ewidentnym wypaczeniu przez niego rezultatu spotkania wcześniej (ewidentnej ręki Schmelzera w polu karnym mógł nie zobaczyć tylko zespół sędziów, którzy brali udział w ustalaniu wyniku już przed meczem), ale prawie nikt nie gani arbitra za brak reakcji przy haniebnym czynie Langeraka. Dzisiaj, po trzech dniach dopiero, przeczytałem, że przerwał ten zaklęty krąg milczenia Beckenbauer. A samego Australijczyka uznaje się jeszcze, szczególnie w Westfalii, gdzie Lewandowskiego powinni nie tylko po rękach, ale i po dupie całować, za bohatera meczu. To ja się pytam. Czy w tym spotkaniu chodziło o to, by okaleczyć Lewandowskiego do tego stopnia, by nie mógł grać z Barceloną? Jeśli tak, to ok. Wtedy nie mam pretensji do takiej oceny przez prasę. Jeśli jednak mamy przestrzegać jakichś, przynajmniej elementarnych, reguł to jednak wypadałoby, żeby prasa niemiecka dostrzegła grozę sytuacji. I nie chodzi mi o żaden Bayern i jego porażkę, którą mam równie głęboko jak miałbym porażkę Borussi. Chodzi o to, że sędzia tego meczu nie zareagował, moim zdaniem świadomie, na kto wie czy nie trwałe okaleczenie  najlepszego cudzoziemca Bundesligi. Po trzech dniach arbiter spotkania oraz związek niemieckich sędziów piłkarskich, czy jak się to bractwo nazywa, nie mają w sprawie nic do powiedzenia, a sprawca tej bestialskiej napaści pierdoli, że jest przyjacielem Lewandowskiego. Po tym jak tuż po fakcie, zamiast łapać się za głowę i płakać nad tym co zrobił, przybijał piątkę z jakimś innym dortmundzkim bandziorem.

Lewandowski musiał w tym starciu ucierpieć naprawdę poważnie, nie tylko zdaje się fizycznie, skoro mówi, i to bez cienia żartu, że chce grać w środę z Barceloną. Mam nadzieję, że w zespole mistrza Niemiec znajdą się jacyś sensowni ludzie, którym szansa na wygranie Ligi Mistrzów nie przesłoni całego horyzontu myślowego. Na tych baranów, którzy kazali mu wbiec na boisko zaraz bezpośrednio po starciu z australijskim bokserem, bym nie liczył. Na Rummenigge, po tym co powiedział, też. Ufam, że w Bayernie Monachium jest paru mających tam coś do powiedzenia ludzi, którzy zdają sobie sprawą z możliwych konsekwencji gry Roberta w Lidze Mistrzów najbliższą środę. I przez parę kolejnych śród też.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Rozmaitości