Wielka Pętla, zwana z francuska Tour de France, rozstrzygnięta! Lider brytyjskiej grupy Sky, Christopher Froome, znokautował dzisiaj wszystkich rywali w sposób przesądzający jednoznacznie, kto za niecałe dwa tygodnie wjedzie do Paryża jako zwycięzca całego wyścigu.
Anglik (choć niektórzy twierdzą, że biały Kenijczyk) rozwiał wszelkie wątpliwości. Jeśli ktoś je w ogóle miał. Ja akurat miałem. To znaczy bardzo chciałem mieć, bo go całym sercem nie lubię, i dlatego trzymałem się, jak tonący brzytwy, tego Alberto Contadora. Ale Alberto Contador, który już w końcówce Giro pokazał, że nie aż tak trudno z nim, jak się chce, wygrać, jest w tym wyścigu na Froome’a zdecydowanie za cienki Bolek. Nie tylko on zresztą. Nibali, Van Garderen, Valverde czy nawet Quintana, również. Wszyscy najlepsi.
Dawno nie pamiętam, żeby po pierwszym górskim etapie wszystko było w Pętli jasne. Właściwie to chyba nigdy tak nie było. Po tym co pokazał dziś Froome można być pewnym że, jeżeli przez najbliższe dwa tygodnie nie umrze tudzież nie weźmie udziału w kraksie wykluczającej jego dalszy udział w wyścigu, jego zwycięstwo w tegorocznym Tour de France jest pewne jak dwa raz dwa jest cztery. Więcej. Jak mu się będzie chciało to może, bez wysiłku, wygrać Pętlę z przewagą 10 minut. Na razie już ma prawie trzy nad drugim Amerykaninem, ponad trzy nad Kolumbijczykiem i ponad cztery nad następnymi, w tym Contadorem. To był dla jego rywali taki cios, jak ten, jeżeli stosować już język boksu, po którym Cassius Clay powalił w Kinszasie George’a Foremana. I pewnie też się będzie o tym ciosie przez czterdzieści lat mówiło. Tyle, że wśród cyklistów.
Co z tego wszystkiego wynika dla nas? Może sporo, choć nie musi. Wszystko zależy od wodzów Tinkow-Saxo. Mam nadzieję, że uznają, że nie ma sensu kopać się z koniem, to jest bić się o końcowe zwycięstwo Contadora, bo nie ma na to szans. I pozwolą Majce powalczyć o etapowe zwycięstwa tak jak w zeszłym roku. Są na to szanse. Majeczka jest mocna. Jak mocna nie wiem, ale mocna jest. Towarzyszyła Contadorowi do ostatnich 10km, a potem odpuściła myśląc, że dalsza pomoc mu niepotrzebna. Jak się okazało, że jest inaczej, to już było po ptokach i żaden Majka nie był w stanie pomóc. I dobrze. Dzięki temu jest szansa, że będzie jeździł w górach na swoje konto. Mała, ale znacznie większa niż wydawało się jeszcze kilka godzin temu.
Wszystko zależy więc od Tinkowa. Albo pozwoli Majce jeździć na swój rachunek albo jego team okaże się największym przegranym Pętli. Inaczej. To, że Majka będzie jeździł na swoje konto, nie oznacza od razu, że zrobi w tegorocznym turze furorę albo że cokolwiek zrobi. Ale dostaje na to szansę. Jazda Majki na Contadora może natomiast przynieść drużynie z Danii miejsce tego drugiego, jak dobrze pójdzie, w czołowej piątce klasyfikacji generalnej. To jest, z punktu widzenia zarówno Hiszpana jak i całego zespołu, nic. A jeśli tak, to liczę jednak na elementarną znajomośc rachunku prawdopodobienstwa u Tinkowa i jego najważniejszych współpracowników.
Ciekawie zapowiada się walka o drugie miejsce w wyścigu. Przy czym wyścig byłby 10 razy atrakcyjniejszy, gdyby walczono w nim o zwycięstwo. Ale, jak to mówią, jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. I tego się trzymajmy. Również w kontekście występu Michała Kwiatkowskiego. Mamy mistrza świata w jednej z najbardziej widowiskowych dyscyplin sportowych na świecie. I to jest ważne. A że jedzie jak jedzie? W przyszłym sezonie zmieni team i będzie znów wśród najlepszych. Miejmy nadzieję:)
BTW. Tak na marginesie to Majka też mógłby zmienić grupę. Najlepiej na tę co Kwiatkowski. Jeden byłby jej liderem na turach, drugi na klasykach. Tylko czy jakiś zachodni sponsor by to zaakceptował? I gdzie takiego znaleźć? Oto jest pytanie!
Inne tematy w dziale Rozmaitości