HareM HareM
1657
BLOG

Lewandowski – ikona czy raczej kolec w stopie Bundesligi?

HareM HareM Robert Lewandowski Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Przy okazji wielkiego, było nie było, wyczynu Polaka, który dołączył był właśnie w minioną sobotę do bardzo wąskiego grona piłkarzy, którzy strzelili w niemieckiej ekstraklasie 200 bądź więcej goli, przyszło mi do głowy tytułowe pytanie. W zasadzie to wyrażenie „kolec w stopie” w pierwotnej wersji wyraziłem w sposób mniej wykwintny, gdzie fraza zaczynała się nie od kolca, a od wrzodu, a potem została przywołana odległa, tak mniej więcej o pół ciała od stopy, zupełnie inna jego część, ale pomyślałem, że nie będę stosował tanich chwytów zwiększających oglądalność bloga.

Zanim jednak odpowiemy sobie na to tytułowe pytanie, zdajmy sobie sprawę z tego, co stało się w sobotę udziałem naszego snajpera. Otóż. W całej historii pięciu najsilniejszych lig Europy (od siebie dodam jeszcze szóstą – portugalską) jest tylko 20-tu graczy, którym się to udało. Najwięcej jest wśród nich przedstawicieli Serie A, bo siedmiu. Potem sześciu reprezentantów La Liga, pięciu graczy Bundesligi i dwóch zawodników, którzy osiągnęli ten wynik w Premier League. Francuska Lique 1 i portugalska NOS takich piłkarzy z siebie nie wydały. Jest im zresztą zrobić to dużo trudniej, bo ich najlepsi zawodnicy z reguły, jak już osiągną jakiś poziom, to odpływają.

Jak napisałem wyżej, w Bundeslidze Lewandowski jest piątym graczem, który przekroczył granicę dwustu goli w rozgrywkach ligowych. Przed nim są tylko: ikona niemieckiej piłki i każdego pola karnego Gerd Mueller, filar niemieckiego ataku przełomu lat 70-tych i 80-tych Klaus Fischer, słynny prawoskrzydłowy Borussi Moenchengladbach i reprezentacji kraju, niedawny trener Polaka, Jupp Heynckes i typowy, aczkolwiek niezwykle skuteczny, ligowy niemiecki rzemieślnik, strzelający głównie dla Dortmundu, ale nie tylko, Manfred Burgsmueller.

Gerd Mueller jest poza zasięgiem. Strzelił 365 bramek. Potrzebnych mu było do tego 427 meczów. Lewandowski, żeby go dogonić i strzelając gole w tym samym rytmie co do tej pory, musiałby jeszcze zagrać w 234-ch spotkaniach. Siedem sezonów i cały czas w takim gazie jak do tej pory. Nawet mając skończone prawie 38 lat. Mission impossible.

Wyprzedzenie drugiego w kolejce Klausa Fischera (268 goli w 535-ciu meczach) wydaje się zupełnie realne. Gdyby nasz napastnik utrzymał dotychczasowe tempo, to wyprzedzi Niemca po, mniej więcej, 96 potyczkach. Czyli za około 2,5 sezonu. W tym momencie rodzi się pytanie. Po co? Warta skórka wyprawki?

W tym samym czasie mógłby, na przykład, grać przez dwa lub trzy lata w Realu Madryt albo w jakimś naprawdę solidnym teamie z Anglii. Np. u Pepa. Z jednej strony jest ryzyko, no bo ono zawsze jest. Z drugiej, jeśli już ktoś zdecyduje się go kupić, to musi tworzyć zespół w oparciu o niego, a nie poza nim. No i jak Guardiola stwierdzi, że gramy na Lewego, to będą na niego grać. Takich typów jak Robben w tej chwili, poza Monachium, się nie spotyka.

Poza tym. Lewandowski zrobił już teraz dla Bundesligi więcej niż ich obecna reprezentacja razem wzięta. Jest jej kołem zamachowym. Był długi czas, że jedynym. Tymczasem cały czas ichnie środki musowego przykazu walą w niego jak w bęben. I nie chodzi mi wcale o Lewandoofskiego, choć wtedy również w żadnym momencie na takie teksty nie zasługiwał i było to wyjątkowo podłe. Chodzi mi o kilka ostatnich lat. Wystarczy, że nie wyjdzie mu mecz albo, że zagra spotkanie na poziomie obecnego Thomasa Muellera (który to, a ponoć jest dla Niemców większą gwiazdą, gra kiepsko już trzeci sezon), że w dwóch meczach z rzędu nie strzeli gola i już wielkie larum. Wystarczy, że skrytykuje (zawsze robi to zasadnie) klub albo wypowie się niezgodnie z jego linią. Wtedy obraza majestatu i wróg publiczny numer jeden! Wszystkie charty, jak na rozkaz, czy to „Bild’, czy „Kicker” czy rożne inne „Die Welty”, skaczą po nim niczym po burej suce. To samo sędziowie. Ja naprawdę nie uważam Lewandowskiego za Messiego. Ale za Messiego Bundesligi to już bez łaski. No to zobaczmy jak obchodzą się sędziowie hiszpańscy ze swoim skarbem, a jak Lewandowskiego traktują sędziowie w Niemczech. Można go kopać jak worek treningowy. Żaden arbiter nic sobie z tego nie robi. To, m.in., przez to Bayern został dwukrotnie pozbawiony szans na wygranie Ligi Mistrzostw. Raz przez Langeraka, drugi raz przez Burkiego. Ale widocznie ważniejsze było, żeby pokazać Lewandowskiemu, że nie jest taki ważny jak mu się wydaje. A potem się dziwią, że rękami macha. Teraz zresztą trochę przestał, bo widzi, że szkoda energii i to panów sędziów tylko nakręca.

No więc, reasumując, po co Lewemu do szczęścia siódme czy 10-te mistrzostwo Niemiec? Po co mu grać w lidze, która nie potrafi docenić tego, co dla niej zrobił? Po co mu szmatławce, które zamiast opisywać jego klasę i profesjonalizm, cały czas mu brużdżą?

Oczywiście nie mam zielonego pojęcia czy w obecnym Realu albo Manchesterze go chcą. Od tego ma menago, żeby to sprawdził. Gdyby się okazało, że jest popyt, to ja bym się na jego miejscu poważnie zastanowił. Czas na nowe wyzwania, Robert!


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport