Używam dziwnego określenia antecedentny do opisu nie tylko, żeby podkreślić elokwencję marszałka Sejmu, ale także dla podwójnego znaczenia tego słowa. Jego potoczne (o ile ktoś zna kogoś kto potocznie używa słowa antecedentny, np. jakiegoś geologa) znaczenie to „dawny, poprzedzający”, zaś jego specjalistyczna definicja to przecinanie grzbietu górskiego przez rzekę w miarę wypiętrzania się górotworu.
Hołownia naprawdę jawi mi się jako kandydat poprzedniego pokolenia. Cięty w dowcipie, zawsze dobrze ubrany, elitarny a jednocześnie na swój sposób ludyczny trybun ludowy, zaściankowy w poglądach, a pozujący się na światowca świetnie pasowałby Polski lat 90. Mogę go sobie bez problemu wyobrazić, że w jednej wypowiedzi poskreśla szanse cywilizacyjną z wejścia do UE i twierdzi, że nieważne, czy Polska jest biedna czy bogata ważne, czy jest katolicka.
Jest w swoim braku elastyczności i jednocześnie próbie istnienia we współczesnym świecie szybkozmiennej polityki podobny do tej rzeki, co napotyka na swojej drodze góry i zamiast szukać nowej drogi usiłuje się przez nią przebić.
Czy to dobra cecha u przywódcy? To zależy. Czasem dobrze się móc czegoś kurczowo trzymać, a czasem jednak trzeba porzucić dotychczasowe bezpieczne drogi, jeśli prowadzą donikąd. I polityk powinien umieć to rozpoznać, co Hołowni wychodzi niestety raczej gorzej niż lepiej.
Hołownia to po prostu kandydat klaszycznie konserwatywny w odróżnieniu od zwących się konserwatystami populistycznych narodowych socjalizmów z cienką powłoką religii w rodzaju obecnej partii Republikańskiej w USA, Fideszu Orbana, AfD, czy tak uwielbiających te partie naszych socjalistów z PiS.
Inne tematy w dziale Polityka