Ratunkowym argumentem, który pozwala złapanym na używaniu prywatnych skrzynek mailowych do komunikowania się w sprawach zawiadywania państwem lekceważyć treść tych metodycznie upublicznianych maili, jest ich ewentualna nieprawdziwość. Teoretycznie oczywiście możliwa, ale kompletnie rujnująca wiarygodność ich dysponenta, a zatem i ideę ich upubliczniania. Ich siłę i zasadność.
Sfałszowanie ich choćby przecinka byłoby partactwem i głupotą na miarę próby lądowania we mgle w gęstym lesie. Pierwsze drzewo i po przewożącej kulisy rządzenia Polską awionetce. Prawdziwie cenna jest tylko prawdziwość maili.
Tyle tytułem strategii i wiarygodności. W temacie technicznego ustalenia prawdziwości nie ma w ogóle o czym gadać. Nie da się niezauważalnie sfałszować cyfrowych danych, koniec kropka. W cyfrowym świecie cuda nie istnieją.
I to właśnie techniczna kategoryczność powoduje, iż Dworczyk i spółka nie że nie chcą - bo chcieć to sobie mogą co chcą - ale zwyczajnie NIE MOGĄ powiedzieć, że wykradzione im konta są nieprawdziwe. Wracamy więc do początku - Dworczykowi - czy jakiemukolwiek zhakowanemu - do przypisywania sobie wiarygodności wystarczyłby jeden zmieniony przecinek przez hakera...
Ale dobra. Nie zamierzają się do swoich słów i standardów przyznawać, bo takie te standardy po prostu mają. Ujawniać obecnych dysponentów też im się nie opłaca, bo to oznacza ujawnienie również i dowodów. No to potrwają sobie z majtkami u kostek.
Lecimy więc dalej. Awionetka zatankowana, z dotankowaniem nie ma żadnego problemu, bo złoża zostały przechwycone prawdopodobnie bogate.
Zyskiem demokratycznej Polski jest niespodziewanie duża, CO NAJMNIEJ sześcioletnia transparentność układu o nazwie PiS. Do wyborów jeszcze dwa lata, najlepsze zapewne dopiero przed nami.