No i okazuje się, że cała ta wieloletnia antyaborcyjna nagonka - łącznie z wszystkimi zakazującymi aborcji łże-przepisami - poszła się praktycznie gonić. Przepisy nagle już nie zabraniają aborcji, bo w przypadku wyboru: zdrowie matki - godność człowiecza płodu, prawicowi politycy - jak i prolajferzy - zdecydowanie wybierają dzisiaj zdrowie i życie matki. Człowieczeństwo płodu wybierają tylko niektórzy przestraszeni lekarze, którym PiS dzisiaj mówi, że niepotrzebnie są tacy przestraszeni.
Płód wg PiS już można usunąć. Lekarze i ciężarne dzięki Morawieckiemu wiedzą, że już teraz nie trzeba się jego bać. Nigdy przecież nie musieli. Istniejące przepisy są więc chyba tylko po to, by kilku fanatyków mogło się w niedzielę klesze wyspowiadać, że w sprawie, którą sami wymyślili, nie są obojętni.
Skoro duch antyaborcyjnych przepisów nie jest już ważny nawet dla samych autorów, powstaje pytanie po co były w forsowane.
Cofając się do czasów tzw. "zgniłego kompromisu aborcyjnego", w obronie którego Maria Kaczyńska została nazwana przez Rydzyka czarownicą, można nawet spekulować, że Lech i Maria Kaczyńscy nie zamierzali wtedy jeszcze bardziej - niż była ona wtedy zdemolowana - demolować tkanki społecznej. Akurat odwrotnie niż pan Rydzyk.
I to tylko po to Jarosław Kaczyński przez lata wyciągał z klatki Godek i Hordy Iuris, których teraz Tusk kazał Kaczyńskiemu schować.
No bo nie oszukujmy się. Zmarła kobieta z Pszczyny okłamana została przez Tuska. To Tusk ją oszukał, że jeżeli umrze, to umrze z powodu antyaborcyjnej nagonki. Tak jak ta kretynka, która z poduszczenia Tuska popsuła Terleckiemu dobry humor.
I jak ten kretyn, który tylko podpuszczony przez Tuska mówił, że najważniejsze jest, by bezmózgi płód był ochrzczony.
Inne tematy w dziale Polityka