nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna
317
BLOG

Korespondencja Falenty z Kaczyńskim. Czyli wina Tuska

nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna Polityka Obserwuj notkę 9

...Panie Prezesie, od kilku lat ludzie z Pana politycznego obozu mamią mnie obietnicami pomocy, ułaskawienia i amnestii. Tłumaczą, że jest ciężko, bo jest wiele frakcji...


Zanim PiS na małą chwilę przymknął pana Falentę, wpierw zorganizował mu możliwość publicznej ekspiacji. Zorganizował w ten sposób, że pan Falenta wszystko to, co samo z siebie z afery podsłuchowej wynikało zawarł w liście do prezesa Kaczyńskiego, a PiS to natychmiast przekazał do publicznej wiadomości. Falenta napisał dokładnie to, co cała Polska i tak wiedziała, a mianowicie, że zrobił to co zrobił dla PiS, czyli dla Polski. Wszyscy to wiedzieli, a pan Falenta jakoby skruszony do tego się przyznał. 

Najważniejsze w przekazie Falenty było to, że choć przyznawał się, że był jedynym i najważniejszym dysponentem podsłuchów, to budował aurę, że w ich posiadanie wszedł zupełnie przypadkowo. Jak, tego nie raczył do tej pory zdradzić. Zapewne znajdował na wycieraczce, choć kelnerzy zeznali, że nie wycieraczka była miejscem przekazywania dziesiątków użytecznych PiS taśm. 

Jakkolwiek było by to zabawne, to jednak sam list do Jarosława Kaczyńskiego jest zabawniejszy. Pod kątem literackim przypomina  poczciwy styl red. Gmyza. Zgadzałoby się to z tym, że i red. Gmyz potrzebował się pokajać, że choć przestępstwo było dyktowane polską racją stanu, to nie obarczają chłopaki w żaden sposób winą PiSu. Infantylne, ale niezbędne by ukręcić sprawie łeb, a prezesa Kaczyńskiego zapewnić na piśmie, że nikt nigdy nie chlapnie jęzorem o udziale PiS w aferze.

Oczywiście list pisany był w konwencji szantażu, ale patriotycznego, więc państwowotwórczego. Wszyscy beneficjenci podsłuchów jak i szantażu są prawi i szlachetni. Nawet te przerzutowe wycieraczki. Konwencja szantażu jest też doskonałym alibi na błyskawiczne upublicznienie okazjonalnej korespondencji Falenty z Kaczyńskim. A dokładniej, Falenty i wspólników. Jakoby skruszeni, ale z mordą i pretensjami. By wyglądało, że tylko prezes może w tym trybie, dlatego tak tego nie zostawia. 

Nie byłoby jednak tego listu, nie poznalibyśmy pana Falenty, nie bylibyśmy świadkami wielomiesięcznego nadzwyczajnego podniecenia red. Gmyza i w ogóle nie dowiedzielibyśmy się o kulisach wypływania taśm, gdyby sprawnie działały w tej sprawie służby. Służby oczywiście działały, ale równie profesjonalnie i państwowotwórczo, że tak sobie na koniec niewesoło zażartuję, jak Gmyz i Falenta. 

A na pewno zadziałałyby choć ciut bardziej profesjonalnie, gdyby pan Falenta tak bardzo nie był powiązany z ruskim węglem i  związany swoimi węglowymi długami z frakcją, z którą grzał się w ruskiej bani.

Stawiam więc czytelniczy wniosek, żeby oda Falenty do Kaczyńskiego nosiła tytuł: Do bani, ale i dla ojczyzny... 

Tylko której, redaktorze Gmyz? 


   

 

Bóg to za mało

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka