Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus
2942
BLOG

Mój dom murem podzielony. Podsumowanie trzech festiwali "muzycznych"

Ojciec 1500 plus Ojciec 1500 plus Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Jako muzyk na podstawie trzech takich imprez "Pol'and'Rock Festival", "Top of the Top Sopot Festival" i "Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej Opole 2021" niewiele mogę powiedzieć o poziomie polskiej muzyki. W tej od lat niewiele dobrego się dzieje, więc bez żalu w trakcie transmisji szedłem kontemplować w ciszy przyrodę nad jeziorem lub zmieniać kran w kuchni (autentycznie). Natomiast po tym co się tam działo wiele można powiedzieć na temat tutejszych mediów i tutejszego społeczeństwa (celowo nie użyłem słów "polskich" i "polskiego" bo w pierwszym przypadku brzmiałoby ono obraźliwie, a w drugim było powodem do wstydu). W Polskiej (i światowej) muzyce niewiele dzieje się ciekawego - gdy gram utwory z dwudziestolecia międzywojennego, to zachwycam się ich harmonią (już same akordy świetnie brzmią, a do tego linia melodyczna... nie mówiąc o aranżacjach najczęściej rozpisywanych na orkiestrę), gdy próbuję zagrać coś z klasyki hard rocka lub rocka progresywnego, to zachwycam się wirtuozowskimi solówkami wymagającymi miesięcy ćwiczeń. A gdy gram utwory z ostatniego dziesięciolecia? Nie mam ani jednego takiego utworu w repertuarze, bo trudno w nich czymś się zachwycić. Więc o poziomie muzycznym festiwali nie będę się wypowiadał. Napiszę o tym, o czym pisały media, czyli o tym, co według nich było w tych festiwalach "najważniejsze". 

O ile festiwal Woddstock (dokładnie "The Woodstock Music and Art Fair") odbywający się 15-18 sierpnia 1969 w miejscowości Bethel w stanie Nowy Jork reżyser filmu dokumentującego tę imprezę określił słowami "3 days of Peace and Music", to tegoroczny owsiakowy "Pol'and'Rock Festival" (który niegdyś nosił nazwę "Przystanek Woodstock") można opisać słowami: "3 dni werbalnego ***ania PiS, usprawiedliwiania ***ania PiS i wygrażania przeciwnikom ***ania PiS" - oczywiście to wszystko w imię "wolności słowa". W "wolnych" mediach słowa krytyki "przekroczenia pewnej granicy" rozkładały się na równi ze słowami usprawiedliwienia, a nawet pochwały wulgaryzmów rzucanych ze sceny i atakowania tych, co ośmielili się incydenty na imprezie Owsiaka skrytykować. Oczywista i banalna jest odpowiedź na pytanie: co by się działo gdyby na jakiejkolwiek ogólnopolskiej imprezie padły słowa "***** PO", nie mówiąc już o "***** LGBT", "***** muzułmanów" lub "Żydów"? Organizatorowi i uczestnikom tego skandalu byłoby to wypominane do końca świata i o jeden dzień dłużej. A tu jakaś dziwna pobłażliwość, usprawiedliwianie, wciskanie zewsząd, że w tych okolicznościach "mieli prawo"... że OFIARY bluzgów, złorzeczeń same są sobie winne... Skąd my to znamy? Czytelników pewnie już znudziły pojawiające się ostatnio na moim blogu porównania do antyżydowskiej histerii w III Rzeszy (a i ja sam jestem wręcz przytłoczony liczbą analogii do tamtych koszmarnych czasów). Więc tym razem zrobię analogię do festiwalu Woodstock z 1969 roku. Ponieważ odbywał się on w czasach wojny w Wietnamie (1955–1975) i miał zdecydowanie pacyfistyczny i kontrkulturowy charakter, więc było nim kilka mocniejszych lub słabszych prowokacji artystycznych sprzeciwiających się wojnie. Najmocniejszą prowokacją był hymn USA "The Star-Spangled Banner" zagrany przez Jimiego Hendrixa w taki sposób, że między oryginalne nuty wstawił on celowo fałszywe dźwięki oraz imitowane na gitarze odgłosy spadających bomb, wybuchów, serii z karabinu maszynowego i krzyków przerażenia. Muzycy na scenie jak i słuchacze nie mieli wątpliwości, że uczestniczą w czymś wielkim, epickim (przenosząc na nasze polskie poletko - niczym opisany w "Panu Tadeuszu" koncert Jankiela). Ze słabszych prowokacji najbardziej kojarzy mi się namawianie przez Country Joe'go (występującego z grupą "The Fish") publiczności do wykrzyczenia słowa "F**k!" w ramach wstępu do odśpiewanej przez niego piosenki antywojennej. Refren tej piosenki na festiwalu znali i śpiewali niemal wszyscy, bo ci którzy tam przyjechali zrobili to, aby zademonstrować swoją dezaprobatę dla wojny w Wietnamie. Robili to z czystych, autentycznych, potwierdzonych czynami przekonań - przykładowo David Harris mąż Joan Baez (występującej na Woodstocku w stanie błogosławionym z już sporym brzuszkiem) właśnie odsiadywał wyrok trzech lat więzienia za odmowę służby wojskowej w Wietnamie (nawet nie chcę się zastanawiać co by się działo, gdyby w "pisowskim reżimie" podobny los spotkał któregoś z policjantów biorących lewe zwolnienia lekarskie w trakcie "psiej grypy" - PeOwskiej prowokacji mającej doprowadzić do zamieszek w trakcie obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości... lub na przykład małżeństwo Kramków). Amerykańscy pacyfiści nie wiedzieli, że są jednocześnie "pożytecznymi idiotami" sowieckiej machiny propagandowej której celem było złamanie poparcia amerykańskiego społeczeństwa dla interwencji w Wietnamie aby zakończyła się tak, jak się zakończyła (jak ktoś oglądał filmy z lotniska z Kabulu po przejęciu władzy w Afganistanie przez talibów, to wtedy wyglądało to jeszcze dużo gorzej - komunistyczny Vietcong nie dał Amerykanom czasu na ewakuację, a jego okrucieństwo budziło dużo większe przerażenie niż fundamentalizm talibów). Ale ani na amerykańskim Woodstocku, ani na jakiejkolwiek innej dużej imprezie muzycznej jaką pamiętam (a mam prawie 50-tkę na karku) do tej pory nie pojawiały się rzucane ze sceny okrzyki nienawiści pod adresem konkretnej grupy. Pogooglałem trochę w sieci i znalazłem, że jedynymi imprezami do tej pory na jakich to tolerowano były niszowe festiwale neonazistowskie takie jak "Orle gniazdo" (więc wróciliśmy do tego, od czego próbowałem uciec). 

"Top of the Top Sopot Festival" odbył się w dniach 17-19 sierpnia, czyli zaraz po przegłosowaniu przez Sejm tzw. ustawy "lex TVN" (11 sierpnia). Dlatego od początku było wiadomo, że tam może być tylko gorzej niż na festiwalu owsiakowym. I było. Niekończące się deklaracje polityczne zarówno ze strony "artystów" jak i "konferansjerów" którzy na ten czas wskoczyli w buty politycznych hejterów. Ciągłe żałosne prześciganie się na to "kto bardziej zagra reżimowi na nosie" bez cienia refleksji nad tym, że gdyby ta władza rzeczywiście była takim "reżimem" to takie harce nawet w najmniejszym ułamku nie byłyby możliwe. O ile po ekscesach na imprezie Owsiaka i obronie ich sprawców przez samego organizatora nawet w "wolnych" mediach słychać było jakieś głosy krytyki, to tym razem festiwalowi szczucia i politykierstwa towarzyszyły same "ochy", "achy" i inne westchnienia zachwytu. W całym tym amoku umknął "nieistotny" fakt, że zaraz po podpisaniu przez Prezydenta Andrzeja Dudę nowelizacji Kodeksu postępowania administracyjnego utrudniającego żydowskie roszczenia wobec polskich właścicieli nieruchomości i po bardzo oszczędnej (prawie żadnej) reakcji administracji USA na tę ustawę rząd PiS całkowicie "olał" temat "lex TVN" - przestał się nim interesować i zapowiedział, że albo tę ustawę złagodzi tak, by nie robiła właścicielom TVN-u żadnej krzywdy, albo pozwoli jej umrzeć w Senacie, albo ostatecznie zawetuje ją Prezydent. Potwierdza to moją tezę, że cała ta ustawa była elementem rozgrywki z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi, aby administracja USA nie stanęła po stronie Lapida i nie uderzyła w Polskę. Ale za to "łowcy polskich nazistów" z TVN (wzmiankę o tolerowaniu nienawistnych haseł na festiwalu "Orle gniazdo" znalazłem właśnie w archiwach tej stacji) mieli takie "trzy dni nienawiści" o jakich nawet mistrzowi Orwellowi się nie śniło! A pomyśleć, że jeszcze w 2006 roku ta sama stacja potrafiła zorganizować w Sopocie świetną, międzynarodową imprezę (fakt, że głównie o charakterze wspomnieniowym... ale przynajmniej królowała na niej światowa muzyka, a nie krajowe konflikty polityczne). Zachwyty nad politycznymi tekstami i gestami rzucanymi na "Top of the Top Sopot Festival" trwały w mediach jeszcze przez ponad tydzień po jego zakończeniu. 

Gdyby w opowieściach o "pisowskiej szczujni", "reżimowej TvPiS" itp, itd... tkwiło chociaż jedno ziarno prawdy, to na zasadzie proporcji po takich imprezach zorganizowanych przez "pacyfistę" (który kiedyś wielokrotnie chwalił się "zdrowym, laickim wychowaniem" przez ojca - PRL-owskiego oficera KG MO) Jerzego Owsiaka i przez "wolną" telewizję TVN należałoby się spodziewać, że na organizowanym przez TVP Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej Opole 2021 polityka będzie królowała tak niepodzielnie, że na muzykę zabraknie czasu, a Jacek Kurski będzie schodził na chwilę ze sceny tylko po to, aby zrobić miejsce innym prawicowym publicystom (z "pręgierza" Leszka Balcerowicza) i politykom. A tu okazało się, że TVP zorganizowała całkiem apolityczną imprezę którą streściłbym słowami "festiwal odgrzewanych wspomnień i szałowych kiecek", o trzeba przyznać, że to kreacje niektórych artystek i prezenterek (tym razem cudzysłów nie był potrzebny, bo nie byli to polityczni hejterzy i harcownicy) najbardziej przykuwały uwagę. "Wolne" media starały się pisać o festiwalu w tonie sensacji lub nie pisać o nim wcale (koncert muzyki alternatywnej zupełnie przegapiłem, bo pierwsza wzmianka o nim na portalach pojawiła się dopiero po jego zakończeniu). Pojawiło się kilka artykułów o tym czego rzekomo "realizatorzy TVP nie chcieli pokazać" choć w rzeczywistości pokazali, jak to TVP rzekomo "chciała się zabezpieczyć przed antyrządowymi manifestami rzucanymi ze sceny transmitując koncert muzyki alternatywnej z opóźnieniem" choć cały koncert był transmitowany na żywo w TVP Kultura (w porze największej oglądalności TVP 1 powtórzyła koncert upamiętniający Krzysztofa Krafczyka - moim zdaniem niepotrzebnie... kto chciał, ten go już obejrzał, a ja znudzony powtórką poszedłem wymieniać kran). Nawet uniwersalne przesłanie "Mój dom murem podzielony" na podkoszulce Artura Gadowskiego (które moim zdaniem tak trafnie opisuje to co się dzieje w Polsce - zwłaszcza w kontekście "muzycznych" festiwali w "wolnych" mediach, że użyłem go w tytule niniejszego artykułu) próbowano jednostronnie obrócić przeciwko "PiSowskiemu reżimowi" (bo k***a po drugiej stronie nikt podziałów nie buduje - same aniołki, nikt ***** PiS na festiwalu Owsiaka nie krzyczał, a Morozowski i Olejnik w Sopocie nie popisywali się ze sceny swoją "apolitycznością" i "obiektywizmem"!!!). Pojawiło się kilka artykulików o tym jak to "internauci" (w liczbie jeden) "nie mieli litości" dla poziomu festiwalu w Opolu, jakieś utyskiwania jakiegoś Artura Orzecha (znanego głównie z tego, że "jest znany") na tenże poziom i oczywiście święte oburzenie Macieja Orłosia na artystów którzy ośmielili się wziąć udział w tej imprezie wiedząc, że "za tym wszystkim stoi Kurski". Nadmienię, że w Sopocie pojawił się m.in. zespół "Lombard", który wielokrotnie odcinał się od wykorzystywania muzyki w taki sposób jak to robi Total(itar)na oPOzycja (z KOD-em na czele), zespół ten doskonale wiedział, że za festiwalem stoi TVN i jakoś z "reżimowej" strony żadne słowa potępienia pod ich adresem nie padły. Z blogerskiego obowiązku przypomnę, że w roku 2017 Marek Jakubik, Kayah i kilku innych wokalistów ściśle powiązanych z jej firmą managerską i wytwórnią płytową próbowała prowokacją (teledysk z aktorem grającym biskupa pogardliwie spoglądającego ze swej limuzyny na tłum wiernych - znów zapytam co by się działo, gdyby w tym teledysku zamiast postaci biskupa pojawiła się postać rabina) i bojkotem całkowicie doprowadzić do upadku festiwalu w Opolu. 

Pora na podsumowanie.

Pierwsze moje skojarzenie, to scena z pewnego filmu, w którym wpływowy guru, pastor lub jakiś inny przywódca religijny (nie pamiętam dokładnie tytułu ani fabuły filmu, ale tę scenę zapamiętałem) oskarżony przez byłą członkinię swojego kościoła o poważne przestępstwo próbuje ją zastraszyć nakazując oddanym wiernym zasypywanie jej listami, mailami, telefonami, napisami na domu z "wyrazami potępienia i oburzenia", aby była przekonana, że wszyscy "porządni, normalni, uczciwi i pobożni ludzie" w mieście są przeciw niej i nie zeznawała przeciwko niemu w sądzie. Dokładnie to samo robią dziś politycy Total(itar)nej oPOzycji (proszę tylko porównać retorykę Donalda Tuska) i zblatowane z nią "niezależne media". Chcą wmówić wszystkim, że "porządni, normalni, uczciwi, nowocześni, inteligentni, tolerancyjni a nawet i pobożni ludzie" są przeciw PiS. W filmie mąż zastraszanej ofiary pastora w pewnym momencie prawie siłą każe jej wysiąść ze swojego samochodu i przejść kilka przecznic w centrum miasta, aby mogła się przekonać, że nikt jej nie zaczepi, nikt nie napluje w twarz, nikt nie skrytykuje, nikt nawet krzywo na nią nie spojrzy, bo to całe "święte oburzenie" jest jednym wielkim oszustwem i manipulacją. W realnym świecie nad Wisłą niestety nikt nikogo do weryfikacji tego co mu wciskają "wolne" media nie zmusi, bo ich wyznawcy są tak zniewoleni, że włączenie TVP (do której przy całym moim bardzo, bardzo, bardzo krytycznym stosunku do Jacka Kurskiego czasem zaglądam) jest czynem dużo bardziej obrzydliwym, niż wymachiwanie obnażonymi genitaliami na publicznej demonstracji. 

Drugie moje skojarzenie. Jeszcze w czasach rządów Tuska wielokrotnie pisałem, że ów wódz PO pod kamuflażem haseł typu "nie róbmy polityki - budujmy stadiony" przekształcił Polskę w neototalitarnego "potworka" w którym wszystko było polityką - od działań polityków przez media aż po powrót polskich medalistów z imprezy sportowej i sfałszowaną prognozę pogody WSZYSTKO ("totus" znaczy "cały") było podporządkowane NISZCZENIU, OŚMIESZANIUI I OBRZYDZANIU OPOZYCJI. Po demokratycznych wyborach w 2015 roku władza się zmieniła, ale mechanizm działał dalej - oczywiście tym razem nastawiony na niszczenie władzy. Na początku machina ta mocno wyhamowała bo PO straciła monopol medialny. Niestety zamiast pluralizmu pojawił się duopol, który systematycznie przekształcał się w dwie niemal hermetyczne bańki medialne, a wraz z tym procesem także proces podporządkowania wszystkiego w bańce "wolnych" mediów niszczeniu władzy znów zaczął przyśpieszać i dziś osiągnął niesamowite rozmiary - pochwalana jest nawet ZDRADA, bo niszczenia ogrodzenia na granicy Polski i niszczenia morale żołnierzy przez obrzucanie ich obraźliwymi epitetami w obliczu zewnętrznego ataku inaczej niż zdradą nazwać nie można. 

Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał, że w jakimś stopniu Jarosław Kaczyński też ponosi winę za zaistniałą sytuację. Wielokrotnie pisałem, że tak będzie (choć do głowy mi nie przyszło, że będzie aż tak źle) i nawet podałem gotowy przepis na to, jak tej kryzysowej sytuacji zaradzić. Skoro ja - bloger amator - przewidziałem zagrożenie związane z radykalizacją sporu politycznego, to tym bardziej powinien je dostrzec zawodowy polityk, lider rządzącej partii. Ale Kaczyński myślał, że nie trzeba rozbrajać tej bomby, bo jak długo poziom życia Polaków będzie się systematycznie podnosił, tak długo nie będą oni chcieli tracić danego im przez rząd PiS względnego dobrobytu, godności i poczucia bezpieczeństwa, a agresywne hasła PO będą ich odstraszały. Ale przyszedł koronawirus, zablokował wzrost poziomu życia, zabrał poczucie bezpieczeństwa i bomba agresji wybuchła. Więc mamy to co mamy: 

MÓJ DOM MUREM PODZIELONY... a już niedługo ten dom możemy utracić... ale to temat na osobny artykuł (publikacja już jutro).

Dlaczego "Ojciec 1500 +"? Z czystej przekory, na złość tym, co widzą w nas "patologię". Błędem, jaki popełniłem prowadząc mój wcześniejszy blog polityczny (Peacemaker) było wdawanie się w dyskusję z trollami i hejterami. Dlatego tutaj przyjmę radykalną strategię wobec osób rozwalających dyskusję i naruszających dobra innych - będę usuwał drastyczne komentarze, banował trolli i hejterów, a omentarze najbardziej ośmieszające hejtera pozostawiał dla potomności ku przestrodze (o nile nie naruszają prawa i dóbr osobistych. Jeśli chcecie mnie tu wkręcać w swoją spiralę nienawiści, to odpuśćcie sobie. "I got a peaceful easy feeling" jak to śpiewała moja ulubiona grupa The Eagles i nie mam zamiaru tego popsuć ani zmieniać.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura