kemir kemir
1893
BLOG

Jakie są, a jakie powinny być polskie interesy narodowe?

kemir kemir Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 54

Henry Temple, żyjący w latach 1784–1865 brytyjski arystokrata, polityk i premier wypowiedział kiedyś słowa, które na zawsze zdefiniowały politykę zagraniczną Wielkiej Brytanii: Anglia nie ma wiecznych wrogów ani wiecznych przyjaciół, ma tylko wieczne interesy. No właśnie: interesy rozumiane jako interes narodowy: tego pojęcia, tak jak i pojęcia "naród” – wbrew przekonaniom wielu osób – nie można ani nie należy odkładać do lamusa historii. Przekonująco pisał o tym Jerzy Szacki, wybitny historyk warszawskiej szkoły historii idei: "Wiele już razy stwierdzano, że era narodów zbliża się do końca i przedstawiano całkiem rozsądne argumenty na poparcie tej tezy. Istotnie, mogłoby się wydawać, iż w świecie "odczarowanym” pod wpływem nowoczesnej cywilizacji nie ma ju ż miejsca na emocje, które umożliwiły dominację idei narodowej w świadomości społecznej i polityce.  (...) Siła uczuć narodowych jest wprawdzie zmienna w czasie i ogromnie zróżnicowana w przestrzeni, ale nic nie wskazuje na to, byśmy mieli gdziekolwiek do czynienia z wyraźną tendencją zniżkową".


Jakie w tych kontekstach są interesy narodowe Polski? W nawiązaniu do Konstytucji RP określone są one następująco: zapewnienie niepodległości, nienaruszalności terytorialnej, wolności i bezpieczeństwa, poszanowania praw człowieka i obywatela, zachowanie dziedzictwa narodowego, ochrona środowiska naturalnego w warunkach zrównoważonego rozwoju. A jak praktycznie wygląda realizacja każdego z tych punktów? Niektórzy twierdzą, nie bez racji zresztą, że warunki, w jakich żyjemy na początku nowego stulecia, są radykalnie odmienne od tych, z którymi Polacy mieli do czynienia przez ostatnie trzysta lat. Polska suwerenna, w granicach, których nie kwestionuje żadne mocarstwo, bezpieczna sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi i innymi państwami wspólnoty transatlantyckiej - taki stan rzeczy w przeszłości musiałby wydawać się niedoścignionym marzeniem… Ale niektórzy "inni", bardziej "sfokusowani" na tych składowych naszego interesu narodowego dostrzegają mnóstwo niedoskonałości, luk i rys na tej z pozoru (?) idyllicznej rzeczywistości.


Doktryny Henry'ego Temple nie da się w Polsce zastosować w przełożeniu jeden do jeden. Nie tylko nie jesteśmy wyspą jak Wielka Brytania, ale na dodatek nasze położenie geopolityczne sytuuje nas między dwoma odwiecznymi wrogami: Niemcami i Rosją. Parafrazując słowa brytyjskiego arystokraty, Polska ma wiecznych wrogów, nie ma przyjaciół, a nasze interesy determinuje właśnie ów stan. Stąd piękny obrazek suwerennej, bezpiecznej, związanej sojuszami Polski jest tylko pewnego rodzaju iluzją, na dodatek dosyć płynną i nietrwałą. Albo inaczej - jest umowną formą, bardziej teoretyczną niż praktyczną. Nie może być bowiem mowy o suwerennym i bezpiecznym państwie skoro, skoro różne naciski, presja, ba - żądania, sprawiają, iż demokratycznie wybrane władze są sparaliżowane w działaniach na rzecz budowy systemu sprawiedliwości wolnego od komunistycznych zaszłości i powiązań z sitwami kolesi, kręcącymi lody na licznych aferach i przekrętach. Te, pozamiatane pod dywan przez dyspozycyjnych sędziów, którzy jednoznacznie deklarują polityczną przynależność, w większości nawet nie doczekały się  upublicznienia  i społecznego osądu. Dyspozycyjnej kasty  nie należy ich mylić z sędziami - durniami, który kradną części do wiertarki w supermarkecie, bo chodzi o pryncypia, a nie o durni. Tyle, że durni, jeżeli są sędziami, też w  tym naszym "suwerennym" państwie nie można ukarać, bo to... "niepraworządne".


Równie "suwerennie" jawi się zarządzanie gospodarką - w tym kluczowe dla suwerenności i bezpieczeństwa każdego państwa zarządzanie energetyką. Zachowanie dziedzictwa narodowego? Dobrze, ale musi to być dziedzictwo lewackie, zgodne z ideami "postępowej" Europy. W tej "suwerennej" Polsce marsz patriotów pod szyldem Marszu Niepodległości to marsz nazistów, rasistów i ksenofobów. Nawet środowisko naturalne ma być "suwerenne" według europejskich norm spłodzonych w brukselskich gabinetach - patrz Puszcza Białowieska, za którą wybitny fachowiec leśny, najpierw zapłacił zdrowiem, a w konsekwencji życiem. Poszanowania praw człowieka i obywatela? Jasne, ale z pierwszeństwem aborcji i dziwolągów LGBT z piórkami w tyłku, ostatnio także z obywatelami w kagańcach na twarzy i presją na "wyszczepianie" przeciwko modnemu wirusowi. "Suwerenne" państwo, które nie może przymknąć gęby antypaństwowym "wolnym" mediom i nie może adekwatnie reagować na brednie o "polskich obozach koncentracyjnych"  i "holocauście z  udziałem Polaków". To wiecie co? Biorąc to wszystko pod uwagę mam gdzieś taką "suwerenność" i takie polskie interesy. 


Czy w warunkach definiowania interesów determinowanych zachowaniem naszych wielkich sąsiadów należałoby je (interesy) zmienić? Oczywiście nie, ale - jak sądzę - należałoby je zupełnie inaczej realizować. Także na nowo określić warunki w jakich się znajdujemy. Przede wszystkim skończyć ze złudnym poczuciem partnerstwa z Niemcami i z jakimiś z gruntu fałszywymi tezami o rzekomym pojednaniu polsko-niemieckim i niemieckim poczuciu winy za wojenne krzywdy. W 1688 r. Wacław Potocki ujął to tak:  "Nigdy w szczerej nie żyli Polak z Niemcem zgodzie, Polaka pycha, Niemca wolność bodzie. Stąd przypowieści miejsce, że póki świat światem, nie będzie nigdy Niemiec Polakowi bratem. Od tego czasu nie zmieniło się nic, Niemcy nie tylko z głośno wyrażanym niezadowoleniem przyjęli zmianę rządu w 2015 roku, ale wręcz ( dziś już otwarcie) dążą do instalacji w Warszawie proniemieckiego rządu. Niemcy nie byli i nie są zainteresowani silną, partnerską Polską, bo nie jest to w ich interesie (znów magiczne słowo: interes). Z tego punktu widzenia interesy Polski i Niemiec są całkowicie sprzeczne: Niemcy widzą Polskę jako ciecia zatrudnionego do sprzątania klatki schodowej, a za sumienne wykonywanie poleceń gotowi są co najwyżej dać lepszy mop i podwyższyć nieco stawkę godzinową. Nic poza tym. W tym duchu Niemcy traktują wszystkich członków UE - jednych trochę lepiej, innych trochę gorzej, o czym przekonali się Brytyjczycy i w zgodzie z doktryną Temple'a zrozumieli, że to nie leży w ich interesie i z UE wyszli.


Jest oczywistością, że przynależność do organizacji takiej jak UE to złożenie na ołtarzu wspólnoty jakiejś części narodowych interesów. Pytanie jest takie: jak duża może być to część, ile można poświęcić - no właśnie -  w imię własnych interesów? Odpowiedź jest prosta: tyle, żeby korzyści przynajmniej równoważyły straty. I tu czas chyba powiedzieć jasno: Polska swoich strat nie równoważy i trwanie w związku, któremu przewodzą nieprzyjaźni Polsce Niemcy nie ma żadnego sensu. Interesem Polski powinno być na najszybsze pożegnanie z UE, bo tylko wtedy możliwa jest realizacja konstytucyjnych interesów. Co więcej, można zaryzykować postawienie tezy, że tylko będąc poza UE można nawiązać poprawne, partnerskie relacje z Niemcami, zbudować autentyczne powiązania polityczno - biznesowe zamiast iluzorycznej bańki "przyjaźni" w ramach UE.


A Rosja? Perspektywy - moim zdaniem - byłyby identyczne, nie musimy bowiem przywracać "przyjaźni polsko - radzieckiej", wystarczy, że nawiążemy współpracę handlowo -gospodarczą. Między bajki włożyłbym wróżby, jakoby Putin wysłałby wtedy czołgi na Warszawę, bo po pierwsze Putin idiotą nie jest, po drugie bezpieczeństwo gwarantuje nam NATO. A jeżeli w rosyjskich planach jest agresja na Polskę, to nasze członkostwo ( lub nie) w Unii nie ma żadnego znaczenia. Natomiast uwolniona z unijnych kajdan Polska siłą rzeczy stałaby się dla Rosji jeżeli nie atrakcyjnym partnerem, to przynajmniej państwem znacząco zmieniającym układ geopolityczny w naszej części Europy - liczącym się samodzielnym graczem. Układy niemiecko - rosyjskie zawierane ponad naszymi głowami straciłyby na znaczeniu.  

 

Wbrew nachalnej propagandzie utrzymującej, jakoby wyjście Polski z UE oznaczało same plagi egipskie, życie bez UE bez wątpienia istnieje - na teraz nie chcę rozwijać tematu, bo to rozległe. Dla jasności, nie mówię o opuszczeniu Unii Europejskiej w drodze "terapii szokowej”, w formie np. zerwania z dnia na dzień wszystkich układów z Unią i gwałtownego przestawienia polskiej polityki na inne tory. Niewątpliwie powinniśmy jednak brać pod uwagę wariant taki, jak np. etap przejściowy, w którym rozpoczniemy przygotowania do "rozwodu", opuścimy Unię i tymczasowo dołączymy do Europejskiego Obszaru Gospodarczego na zasadach podobnych do Norwegii czy Islandii. Być może nawet same negocjacje dotyczące POLEXITU otrzeźwiłyby unijnych decydentów i diametralnie odmieniły naszą posadę "ciecia". Na dziś warto jednak podkreślić, że tylko poza UE Polska jest w stanie coś czerpać z doktryny Temple"a, czyli urzeczywistnić realizację swoich interesów. Tylko poza UE jesteśmy w stanie myśleć o Niemczech i Rosji w kategoriach partnerów, a nie wrogów. Tylko poza UE możemy z naszej największej słabości - położenia geopolitycznego - uczynić atut i paliwo dla powstania silnego, stabilnego państwa w środku Europy. Jestem przekonany, że warto to przynajmniej poważnie przemyśleć. 




kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka