kemir kemir
420
BLOG

Ryba po polsku, czyli finansowy matrix

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 15

Od razu napiszę, że nie jestem przeciwnikiem "dawania" przez państwo pieniędzy na dzieci. Popierałem (i zdania nie zmieniam) 500 plus, uważając, że pieniądze inwestowane w dzieci to dobrze wydane pieniądze. Nawet, jeżeli te pieniądze są wyciągane m.in. z mojej kieszeni. Mam, co prawda, zastrzeżenia do systemu dystrybucji tej zapomogi, bo pojąć nie mogę, dlaczego nie wprowadzono kryterium dochodowego ( przez co system jest niesprawiedliwy) i do bardzo nieudanego zamysłu, według którego miał radykalnie wzrosnąć dzietność Polaków. Ta finansowa motywacja nie zadziałała, zatem można by pomyśleć co zrobić, jak powiązać finansową motywację ze wzrostem dzietności, żeby ten niewątpliwie szczytny i potrzebny cel efektywnie realizować.


Nie wiem, czy pomysł z zamianą 500 plus na 800 plus cokolwiek w tej materii zamieni. Wątpliwe to bardzo, ponieważ 500 plus jest przez ludzi wykorzystywane jako pewnego rodzaju bonus do comiesięcznych dochodów, wykorzystywany jako źródło finansowanie ekstra wydatków. Tutaj znów kłania się pominięte kryterium dochodowe, które sprawia że bogacze mają państwowy dodatek na luksusu, a biednym i tak nie wystarcza na wszystko. Problem to w praktyce prawie nie do rozwiązania, bo każdy system zasiłków, zapomóg, dodatków, bonusów itd., finalnie zawsze prowadzi do jakiegoś marginesu patologii, w którym uczciwie pracować się po prostu nie opłaca. Znam i słyszę o rodzinach i osobach, które z 500 plus oraz całej gamy zasiłków i zapomóg żyją sobie całkiem dobrze, a praca według ich mniemania to zajęcie dla frajerów i głupców. Potwierdza się znany truizm: "Daj komuś rybę, a nakarmisz go na jeden dzień. Naucz go łowić ryby, a nakarmisz go na całe życie!" No właśnie - o tym wszystkie partie i wszyscy rządzący w Polsce słyszeć nie chcą i ścigają się w obietnicach dawania ryby. Niestety, ryba jest coraz bardziej nieświeża i prawdę powiedziawszy śmierdzi.


Od wczoraj Polska żyje zapowiedzią prezesa PiS o zwiększeniu 500 plus o całe trzysta złotych - do poziomu 800 plus. Znaczy, że PiS znów rzuca rybę, licząc oczywiście na wdzięczne głosy "nakarmionych". Ów rzut rybą można traktować jako sztandarowy przykład populizmu, ba - jako próbę wyborczej korupcji, ale zostawmy to, bo PiS niczego nowego nie wymyśliło. Po prostu tego rodzaju działanie jest wręcz normą powszechnego populizmu wyborczego. Rzecz jasna, państwo jako takie, może dać swoim obywatelom właściwie wszystko (pensję, dom, samochód) nie wymagając niczego w zamian, ale w teoretycznie nieograniczonym rozdawnictwie musi spełniać jeden podstawowy warunek: musi być bogatym państwem o stabilnych dochodach ( np. z ropy naftowej).


Powstaje pytanie, czy Polska jest krajem na tyle bogatym, żeby pozwalać sobie na coraz większe rozdawnictwo pieniędzy w postaci całej gamy zasiłków i zapomóg?  Nie, nie jest takim państwem  - choćby dlatego, że nie posiadamy ani wyjątkowych zasobów, ani wiodącego w jakimś zakresie przemysłu gwarantującego nam stały, stabilny dochód. Dlatego z nieukrywaną grozą czytam komentarze niektórych zwolenników rzucania ryby, którzy prezentują bardzo uczone wywody, jakoby więcej ryby, czyli pieniędzy na rynku, miało spowodować większy popyt, który z kolei napędzi podaż i wszystkim będzie się żyło w kraju mlekiem i miodem płynącym. Trzeba przyznać, że takie rozumowanie wydaje się być nawet logiczne, ale niestety - tylko się tak wydaje. W każdej bowiem gospodarce ( chyba nawet w tej "księżycowej) istotą jest tzw. równowaga rynkowa, czyli miejsce, w którym przecinają się  krzywe wykresu popytu i podaży. Wtedy popyt na jakiś towar zrównuje się idealnie z dostępną na rynku podażą produktu. Regulatorem tego zjawiska jest cena. Cena natomiast to m.in pochodna ilości pieniędzy na rynku - cena zawsze rośnie, kiedy pieniędzy na rynku przybywa. W Polsce przerabialiśmy już taką lekcję: zarabialiśmy miliony miesięcznie, którymi można było co najwyżej napalić w piecu, bo nic nie można było za te miliony kupić. NIC. Sklepy  były kompletnie puste. Obawiam się, że wesoło zmierzamy do powtórki tego zjawiska.


Wszystkim tym domorosłym ekonomistom, którzy wręcz maniakalnie wierzą w pisowską rybę, trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Załóżmy, że mają rację - dosypane pieniądze na rynek spowodują boom gospodarczy. Tyle tylko, że wydane pieniądze (te dosypane) zasilą budżety bynajmniej nie polskie, ponieważ lwia część towarów to produkty zagraniczne i lwia część handlu jest w zagranicznych rękach. Część tych pieniędzy zostanie w Polsce z racji podatków, ale nie oszukujmy się  - większość zostanie wytransferowana z Polski jako zysk zagranicznych przedsiębiorców i zagranicznych budżetów.  W jaki sposób na to spowodować napędzanie polskiej gospodarki? Szczególnie, że dotychczasowe 500 plus także jakiegoś  prosperity nie uczyniło - wręcz przeciwnie, bo inwestycje notują wciąż dramatyczny regres. Inwestycje, które - jakby kto nie wiedział -  są niezbędne dla długotrwałego wzrostu, a których to niezwykle istotne znaczenie zostało przez PiS zbagatelizowane i zmarnowane. Zatem... z czym do ludu? Przestańmy wreszcie opowiadać i - co gorzej - wierzyć w bajki. Pisowskie, chociaż oczywiście nie tylko.



I na koniec jeszcze jedna rzecz -  pozabudżetowe wydatki pisowskiego rządu. Obrazowo już o czwarta złotówka długu jest poza kontrolą parlamentu i społeczeństwa. PiS sfinansował w ten sposób wydatki na astronomiczną kwotę około 400 mld złotych. To 6000 "sasinów”, 2000 rocznych budżetów gminy Końskie, ok. 3000 stadionów narodowych, ok. 5000 pociągów pendolino. Skąd te olbrzymie pieniądze? Z pracy? Z zasobów? Nie, to pieniądze z kredytów, które w kreatywnej i oficjalnej księgowości wcale nie są jakieś dramatyczne. Ale PiS w swojej propagandzie ochoczo wykorzystuje niewiedzę zwykłego obywatela, który przez pojęcie "budżet państwa" rozumie wszystkie finanse całego państwa. Guzik prawda -  te wydatki i ich finansowanie nie są wpisane ani do samej ustawy o budżecie, ani nie mają charakteru wiążącego i ne są przedmiotem rozliczenia rządu z tego, jak zarządza finansami publicznym! Hulaj dusza, piekła nie ma, po nas choćby potop. I tak  sobie myślę, że potop to może nie, ale scenariusz wenezuelski - przy czekającym nas prędzej czy później finansowym krachu -  może okazać się zbyt optymistyczny...


Co dedykuję cymbałom wierzącym święcie w zbawienne właściwości ryby po polsku (właściwie po pisowsku) i żyjącym w finansowym matrixie Kaczyńskiego.




kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka