kemir kemir
4117
BLOG

Nie dokazuj Andrzej, nie dokazuj...

kemir kemir Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 262

...Przecież nie jest z ciebie znowu taki cud. Słowa kultowej już piosenki Marka Grechuty, zupełnie jednoznacznie kojarzą mi się z ostatnimi decyzjami Prezydenta Andrzeja Dudy. Co więcej, pewnie dokładnie takie słowa nuci sobie codziennie Prezes Kaczyński, wespół z Antonim Macierewiczem i Zbigniewem Ziobrą. Właściwie mogliby stworzyć wokalny tercet i z chórem prawicowego betonu reaktywować przebój Grechuty na festiwalu w Opolu. Grand Prix  murowane!

Nie będę ukrywać, że pewnie w tym betonowym chórku chętnie sam bym zaśpiewał, bo pomimo pewnego zrozumienia dla prezydenckich decyzji, w istocie ich nie akceptuję. Właściwie to stoję w pewnym rozkroku, bo problem polega na tym, że każda ze stron ma swoje racje i każda ze stron popełniła w tzw. międzyczasie piramidalne "wielbłądy".

O wielbłądach napiszę za chwilkę, bo ważniejsze jest na teraz narastające przekonanie, że prawicy wystarczy dać chwilę spokoju, a zaczynają walić w siebie nawzajem i żadnego wroga zewnętrznego im już nie potrzeba. Taka klasyka, lub - jak to woli - bardziej dosadne określenia bufoniastego "klasyka"  - murzyńskość.

Żeby uświadomić sobie stan pisowskiej klasyki, trzeba wrócić do źródeł, czyli kampanii wyborczej PiS i Andrzeja Dudy przed wyborami 2015. Chyba wszyscy są zgodni, że wynik PiS z 2015 wynika m.in. z taktyki pochowania twarzy Macierewicza, Błaszczaka, Ziobry  a nawet samego Kaczyńskiego. W sposób absolutnie perfekcyjny, wykreowano wtedy wizerunek Andrzeja Dudy i Beaty Szydło, jako charyzmatycznych, zdecydowanych i błyskotliwych polityków, zdolnych do naprawy postkomunistycznego państwa, rządzonego przez mafijną klikę na usługach Berlina i Brukseli. Pytanie jest takie: co z tego zostało? Teraz Ziobro, Macierewicz i Błaszczak to jedne z pierwszych skrzypiec w pisowskiej orkiestrze, Beata Szydło stała się premierem tytularnym, a Duda miał (i ma) robić (jak niesławny Bul) za pisowskiego notariusza. Czy takie rozdanie jest fair wobec wyborców PiS i duetu PAD z PBS, pozostawiam ocenie Czytelników.

Andrzej Duda w sposób autentycznie wiarygodny i spontaniczny przedstawił siebie w kampanii wyborczej jako polityk mający spore ambicje i własną wizję naprawy Polski. Dlatego wygrał z kalekim intelektualnie Komorowskim i niech nikt nie mówi, że jego wielkie zwycięstwo, to zasługa Jarosława Kaczyńskiego. Jarkacz po prostu wystawił Dudę do walki tak, jak trener wystawia zawodnika do rywalizacji sportowej, ale w tych zawodach - jak sportowiec - Duda musiał już radzić sobie sam.  Analogicznie ma się do tego "przypadek" Beaty Szydło. Doprawdy, liczenie na to, że ci "zawodnicy" dadzą się przesuwać na politycznej szachownicy w sposób dowolny, według uznania szachistów z Nowogrodzkiej jest myśleniem naiwnym, żeby nie napisać - głupim.

Problem w tym, że PAD, korzystając z konstytucyjnej niezależności, może postawić się "szachistom", natomiast Szydło dała się zepchnąć na zupełny margines i właściwie nie może nic - no, może poza uprawianiem gry pozorów, która wychodzi sztucznie i nie ma nic wspólnego z autentyczną niezależnością przypisaną urzędowi Premiera. Szydło się najwyraźniej poświęciła i chwała jej za to, ale namawiałbym Panią Premier do walki o swój urząd z determinacją godną osoby, która - tak naprawdę - wygrała dwie kampanie: prezydencką i parlamentarną. Jej ewentualny opór wobec Nowogrodzkiej przyniósłby wiadomy skutek w postaci zesłania w polityczny niebyt, ale przysporzyłby też niemały ból głowy Prezesowi, bo jeżeli nie Szydło, to kto? Morawiecki pozbawiłby ten rząd jakiejkolwiek politycznej wiarygodności, Gliński to śmiech na sali, reszta to  Monthy Python - chyba że sam Prezes, ale pewne oczywiste analogie, z góry czynią takie przedsięwzięcie chybionym.

I w tym miejscu pora rozważyć, co z tego wszystkiego wynika. Doskonałą ilustracją są w tym miejscu słowa bodajże Piotra Semki, który nie tak dawno wyraził się o teraźniejszym Zbigniewie Ziobrze: ze Zbyszka wreszcie wyszedł Zbigniew. Bo rzeczywiście Zbigniew Ziobro w rządzie Beaty Szydło, to już nie jest Zbyszek z poprzedniego rządu PiS - zmężniał, nabrał ministerialnej "dostojności" i wyzbył się nałogu bycia medialnym number one. Podobnie zresztą można napisać o Antonim Macierewiczu - to już nie Antek-policmajster, ale w miarę wyważony i charyzmatyczny szef MON, który przynajmniej sprawia wrażenie kogoś właściwego na właściwym miejscu. Wielka szkoda, że Zbigniew znów zmienia się w Zbyszka, który w mocnym wywiadzie dla "W Sieci" jasno podkreśla, że głowa państwa postawiła się przed wyborem: historyczna wielkość albo groteska. Antoni z kolei uważa Dudę za harcerzyka w krótkich spodenkach, który ma bez cienia refleksji i oporu szorować kible w MON. Klasyka gatunku (murzyńskość) w czystej postaci, bo trudno sobie wyobrazić, że słowa Ziobry nie są mówione z przyzwoleniem Nowogrodzkiej, a Macierewicz robi sobie tylko takie żarty.

Zatem mamy do czynienia z czymś kuriozalnym: czyżby po wygranych przez PiS wyborach nie uzgodniono reguł gry i ram współpracy/samodzielności między czołowymi postaciami "dobrej zmiany"? Jeżeli tak jest, to takie "niedopatrzenie" niweczy w sposób oczywisty wysiłki partii rządzącej - bo dzięki dobrym wynikom gospodarczym, działaniom prospołecznym (500+), fatalnej opozycji, polityce historycznej i "stawianiu się" Berlinowi i Brukseli, PiS ma potencjał na wynik sporo powyżej 40%. Niestety - błędy w resortach, ale przede wszystkim fatalna "medialność" i brak spójnej polityki w kwestii eksponowania pani Premier i pana Prezydenta marnują ten potencjał.

Duda mógłby (i pewnie tak jest) usłyszeć od Prezesa: zgodziłeś się na psa, musisz więc szczekać. To jest problem zasadniczy, bo "szczekanie" też ma swoje granice, których Duda najzwyczajniej nie chce przekraczać. Winię jednak prezydenta za to, że swoje "szczekanie" chce ograniczyć właśnie teraz, kiedy ważą się losy "nadzwyczajnej kasty"  -  a miał pierdylion okazji, żeby uczynić to wcześniej. Jeżeli dziś PAD kreuje się na polskiego Macrona, to musi wiedzieć, ze dla Nowogrodzkiej jest zagrożeniem dużo bardziej niebezpiecznym niż wszystkie KODy, Obywatele, Schetyny, Petru i co tam jeszcze jest -  razem wzięci. Nowogrodzki beton, nie jest w stanie tego zaakceptować - stąd dosyć jasny sygnał ustami Ziobry i czynami Macierewicza.

Sytuacja którą mamy, krystalizuje dosyć wyraźne podziały wśród Zjednoczonej Prawicy, która - moim zdaniem - dzieli się na trzy obozy: liberalny, koncyliacyjny i toruński beton. Nie pokuszę się na personalne przykłady w samej partii, ale odniosę je do "zwierciadeł" tych obozów, którymi są prawicowi publicyści. I tak  - liberałowie czyli np. Ziemkiewicz, Warzecha, Lisicki oraz "uśpiony i nasz" Igor Janke, byli na ten przykład konsekwentni w czasie całego sporu o "nadzwyczajną kastę". Od początku domagali się prezydenckiego  weta oraz nie zostawiali suchej nitki nie tylko na samej ustawie, sposobie jej dopychania kolanem, ale generalnie na całym sporze rząd - opozycja. Natomiast obóz koncyliacyjny to np. Zaremba i Sakiewicz. Zaremba z jednej strony nie był zwolennikiem ustroju jaki wprowadzały ustawy i bardziej oponował za wetem, ale pisał także, że ważne jest zachowanie jedność obozu pisowskiego. Z kolei Sakiewicz na tle niektórych oszołomów wydawał się bardzo zrównoważony. Oczywiście nie popierał weta prezydenckiego, ale także odróżniając się od Karnowskich był zwolennikiem konsensusu i braku wojny na górze.

No i twardy beton - czyli  Karnowscy, Semka, Wildstein. Czyli ci, którzy najbardziej chcą uciekać do przodu w kwestii reform i nie uznają żadnych ograniczeń. Jako wyborca PiS stoję zatem w "betonie", bo jestem zdecydowanym zwolennikiem nawet brutalnie przeprowadzonych reform w myśl zasady, że cel uświęca środki. Przyczyna takiej postawy -  mimo irracjonalności takiego wyboru - jest jedna: jako Polska mamy - być może - pięciominutowe 'okienko" w którym możemy ugrać tyle, ile nigdy i nikomu w historii Polski się nie udało. Jeżeli nie wykorzystamy tego "okienka" to następne będzie może za 100 lat,a może już nigdy. Na to nas nie stać i jeżeli Polska nie stanie się polską tu i teraz, to czarno widzę polskość następnych pokoleń. Reasumując: beton tak, ale głupota polegająca na pomijaniu Dudy i Szydło - zdecydowane nie! To jedyne zastrzeżenie dla "betonowej" postawy.

 Jako wyborca PiS mam właściwie "gdzieś" te tarcia na górze i domagam się jedynie spełnienia obietnic PiS dotyczących odrodzenia prawdziwej, realnej państwowości i podmiotowości Rzeczpospolitej. Stawka jest zbyt wysoka, żeby nie godzić się na poświęcenie  kilku czy kilkunastu "świętych figur", tylko dlaczego mają to być osoby piastujące najwyższe urzędy w państwie: prezydenta i premiera? Genialny strateg z Nowogrodzkiej powinien wiedzieć, że bez spójnej współpracy z małym i dużym pałacem, zrobią się "kwasy" których nikt nie ścierpi.

Czy nie wie także, że gdyby zrobić sondaż zaufania i poparcia dla Duda/Szydło versus Macierewicz/Ziobro, to wynik byłby miażdżący i jednoznaczny? Nie da się zmieniać państwa bez a) większości konstytucyjnej i b) bez osób, które mają ponad przeciętne zaufanie wyborców/społeczeństwa. Bez tego cała, choćby najbardziej genialna strategia, jet gówno warta - tak jak autor takiej strategii. Jarosław Kaczyński jakimś niezrozumiałym dla mnie dogmatem, ma opinię nieomylnej wyroczni, co jakoś nie przekłada się do końca  na real-politic i tworzy problemy powszechnie znane i rozpoznawalne z jego premierostwa w latach 2006-2007. Można mieć (i ja mam) gigantyczny szacunek do Prezesa za jego patriotyzm, uczciwość i niezłomność, ale to nie znaczy, że nie można mu powiedzieć - i tu pozwolę sobie (świadomie) - odwrócić tytuł notki i napisać:

Nie dokazuj, Jarek, nie dokazuj...

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka