Jeden z blogerów Salonu był uprzejmy dosyć niewybrednie wyrazić się o zwolennikach Antoniego Macierewicza, podważając przy okazji intencje byłego już Ministra Obrony wobec jego mocodawców, wyborców i w ogóle Polski. Upraszczając, Antoni Macierewicz to wg. Autora cyklu notek z tego gatunku publicystyki, to człowiek ze zbyt wybujałymi ambicjami, szalony w pędzie do władzy, szkodnik i dywersant filozofii "dobrej zmiany".
Jest bezdyskusyjne, że osoba Antoniego Macierewicza jest mocno kontrowersyjna i w różnych miejscach politycznego teatru budzi różne emocje. Z tego punktu widzenia Antoni Macierewicz jest człowiekiem niezwykłym - chociaż jego "niezwykłość" ma różne oblicza. Jednak w tej "różności" bezdyskusyjnym jest fakt, że przez wiele lat polskojęzyczne media i rozmaici agenci wpływu przyprawiali temu niezwykłemu człowiekowi gombrowiczowską gębę. Wizerunek byłego ministra, wykreowany przez te ośrodki propagandowe w oczywisty sposób odbiega od rzeczywistości. Powtarzane tysiące razy brednie, usiłujące zniszczyć niewygodnego i niebezpiecznego - dla nieprzyjaciół PiS - człowieka sprawiły, że część Polaków przyswoiła sobie negatywny obraz Antoniego Macierewicza. Prawda jest zgoła inna. W opinii tych, którzy Macierewicza znają, jest on człowiekiem działania, nie akceptującym głupców, gadaczy, podpowiadaczy i lizusów. Świetny mówca, erudyta, niezwykle elokwentny, obdarzony doskonałą pamięcią, znakomicie odpierający ataki dziennikarskich hien. Jest przy tym w osobistym kontakcie niezwykle miły i uprzejmy, imponuje kindersztubą, której mogliby uczyć się od niego politycy opozycyjni. Z drugiej strony sprawia wrażenie człowieka niedostępnego, zbyt zasadniczego, przez co nie jest kimś, kogo się lubi "od pierwszego wejrzenia". Jednak Antoni Macierewicz nie potrzebuje "obrońców" - stoi za nim praca dla dobra Polski i nieskazitelny chart ducha oraz służba Polsce - i tak odbierają jego wyborcy PiS.
Jeżeli zatem w atmosferze politycznych napięć i niedomówień odwołuje się Macierewicza z urzędu Ministra Obrony Narodowej, to jest absolutnie naturalnym odruchem emocjonalna reakcja części tych wyborców, którzy właśnie w nim widzą gwarancję kontynuacji " dobrej zmiany"
Czy zatem można w jakiś sposób usprawiedliwić takie określenie, jakie padają pod adresem zwolenników Antoniego Macierewicza - cyt:
"Nie ukrywam, iż notkę tę napisałem także w tym celu, by pokazać pisowskim analitykom blogosfery, jeśli takich w ogóle posiadają, jaki poziom prezentują komentarze pisane przez oszołomionych „ultrasów Macierewicza”, z którymi nie da się przeprowadzić praktycznie żadnej racjonalnej dyskusji, gdyż charakteryzuje je agresywne prostactwo, na które po prostu nie warto odpowiadać."
I dalej:
"Słowem, w kraju jednego narodu i dwóch zwalczających się plemion rozkwita zagorzała wzajemna nienawiść i pogarda okazywana nie tylko przez totalną opozycję, lecz niestety także przez rzeczonych pisowskich ultra-radykałów, dla których każdy, kto ich racji nie podziela mając choćby odrobinę inne od nich zdanie to zdradzający narodowe ideały zaprzaniec i niedobry Polak. A najgorsze jest to, że ci „prawicowi ultrasi” to, co wyprawiają patriotyzmem nazywają."
Każda akcja budzi reakcję i zazwyczaj determinuje działania. Czym innym jest bowiem stawianie kontrowersyjnej tezy i przedstawienie swojego zdania - do którego każdy ma niezbywalne prawo - a czym innym ubranie tego w szaty "prawdy objawionej", z którą nie wolno dyskutować, a jeżeli już, to tylko na zasadzie narzuconej przez Autora konwencji potwierdzania owej "objawionej prawdy" - notabene zaczerpniętej z dosyć wątpliwej w reputację "Gazety Wyborczej".
To nie "agresywne prostactwo" wypłynęło z "ultrasów Macierewicza", ale naturalne reakcje obronne wobec kolejnej oszczerczej akcji wobec niego. Nie ma tu znaczenia prawdziwość - albo nie - przedstawionych faktów (a raczej sugestii faktów) - chodzi wyłącznie o zupełnie błędny i agresywny sposób ich przedstawienia. Doprawdy, nie trzeba być tu "ulrasem" żeby oburzyć się na sposób i styl w jakim Autor notki prezentuje swoje poglądy. Nazywanie natomiast "ultrasami" ludzi, którzy poczuli się dotknięci i zaatakowani w kwestii własnych poglądów - do których także mają niezbywalne prawo - jest co najmniej mało taktowne, żeby nie napisać chamskie. Jeżeli Autor tejże notki uważa, że wyborcy PiS to niedzielne kółko różańcowe i zawsze nadstawi drugi policzek, to tkwi w błędzie i nie powinien więcej się dziwić, że dostaje, takie a nie inne komentarze. Naprawdę warto sobie zapamiętać, że akcja determinuje reakcję. Oby jak najmniej było tego na Salonie.
„Umiemy się tylko kłócić albo kochać, ale nie umiemy się różnić pięknie i mocno” powiedział Cyprian Kamil Norwid. Niestety chyba miał rację. A może jednak nie?
Komentarze