kemir kemir
922
BLOG

Elektromobilność? Tak, ale...

kemir kemir Motoryzacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Premier Mateusz Morawiecki zakłada, że do 2025 roku po polskich drogach będzie poruszać się około miliona samochodów elektrycznych. "Antypis"  bardzo sceptycznie, wręcz szyderczo podchodzi do ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych, która zgodnie z założeniem ma stworzyć warunki do upowszechnienia transportu elektrycznego w Polsce. Stare porzekadło uczy, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, zatem - zanim przystąpimy do tego lub innego chóru prześmiewców - przyjrzyjmy się całościowo zjawisku, które nazywa się samochodem elektrycznym.


Zanim przejdziemy do bardziej szczegółoych rozważań, warto przyjąć do wiadomości, iż od samochodów elektrycznych nie ma odwrotu - wobec zaniechania w praktyce technologii wodorowej, powolnego odwrotu od paliw ropopochodnych na skutek priorytetów wynikających z ochrony środowiska, braku poważnych działań na rzecz paliw takich jak biopaliwa, metanol i gaz, wreszcie coraz bardziej widocznej mody na elektromobilność - państwo, które w porę nie zorientuje się samochody elektryczne, zostanie białą plamą na motoryzacyjnej mapie świata.


Z tego punktu widzenia ustawa o elektromobilności jest bezdyskusyjnie potrzebna i jest krokiem we właściwym kierunku. Nie zaprzeczę, że pewien w problem tkwi u źródeł, czyli producentów aut, które w marginalny sposób traktują to alternatywne źródło zasilania. Przeznaczają oni znikome środki na reklamę i marketing, wciąż nastawiając się na promocję aut zasilanych benzyną, olejem napędowym, czy hybryd. Jednak wiele wskazuje na to, że już wkrótce w tej polityce nastąpi radykalny zwrot i nastąpi potężna ofensywa reklam aut elektrycznych. Stanie się tak - po pierwsze na skutek coraz bardziej zawyżanych norm ekologicznych, po drugie na skutek stopniowego zmniejszania znaczenia potężnego lobby paliw płynnych,  na rzecz lobby energetycznych - zresztą współpraca obu tych lobby jest nie tylko nie wykluczona, ale całkiem możliwa.

Korzyści z tak przyjętej opcji mogą być dla Polski ogromne - elektromobilność może stać się napędem nowoczesnej gospodarki, przyczynić się do wzrostu innowacyjności w sektorze energetycznym oraz stanowić skuteczne narzędzie w walce z zanieczyszczeniem powietrza. Rozwój rynku pojazdów elektrycznych pozwoliłby Polsce na stworzenie nowych gałęzi przemysłu i przyczyniłby się do skokowego wzrostu gospodarczego. Czy ten ambitny plan ma szanse na powodzenie?

W powszechnie panującej opinii jest mniej więcej tak: Samochód elektryczny jest o 200-300 albo i więcej kg cięższy od swojego spalinowego odpowiednika, bo akumulatory są ciężkie. Do poruszania tej dodatkowej masy, trzeba dostarczyć dodatkową energię. Cykl sprawności prądu nie jest rewelacyjny i sceptycy już wyliczyli, że z 1 kg węgla wykorzysta się użytkowo ok. 15-25%. Ilość wyemitowanego CO2 w elektrowni jest kolosalna, zatem ochrona środowiska to rzecz dyskusyjna, a już w samym samochodzie utylizacja i wymiana akumulatorów co 5-6 lat, to koszt używanego, w dobrym stanie "benzyniaka". Do tego zasoby kobaltu i litu które są ograniczone, starczą max na 1-2% ( w skali globalnej) potrzebnych baterii do samochodów - w związku z tym będą słono drożeć. Trasa z Poznania do Wrocławia zajmie 3 dni a przy bardzo drogim ładowaniu - 2 dni. Średnioszybkie ładowarki mają 3 godziny na naładowanie na 100 km jazdy. - czyli szybkość użytkowa - 20 km /godz.

Właściwie nie ma z czym dyskutować - sceptycy mają rację. Mało tego, bo kolejnym problemem jest wysoka cena samochodów elektrycznych. Modele obecne na rynku polskim kosztują powyżej 80 tys. zł, choć częściej to wydatek znacznie większy, bo rzędu 130-150 tys. zł - przykładowe ceny najpopularniejszych modeli: Nissan Leaf – 128 tys. zł, BMW i3 – 153 tys. zł). Sama Tesla S – elektryczny hit za Oceanem kosztuje od 63 tys. do 100 tys. dolarów. Co prawda są modele tańsze, ale umówmy się, że trzeba naprawdę bardzo, ale to bardzo chcieć jeździć samochodem elektrycznym, żeby zdecydować się na cokolwiek z tego, co oferuje nam polski rynek. Albo po prostu mieć tyle gotówki, żeby móc pozwolić sobie na kolejne auto w rodzinie – trochę do miasta, a trochę jako ciekawostkę. Na dokładkę w dalszym ciągu samochody elektryczne często nie przekonują swoimi parametrami – szybko osiągają prędkości miejskie, ale już w przypadku jazdy po drogach krajowych czy autostradach nie mają żadnych szans na cokolwiek innego, niż niezbyt dostojne... toczenie się prawym pasem

I to - jakby tego wszystkiego było mało -  często toczenie się od stacji do stacji ładowania, których w dalszym ciągu w naszym kraju nie ma zbyt wiele, a właściwie nie ma wcale. To następna - po cenach - bariera, która w Polsce jest w powijakach i bez której o projekcie Morawieckiego możemy rozmawiać tylko ... akademicko. Spróbujcie sobie Państwo wyobrazić sytuację, w której jednocześnie do gniazdek w całym kraju podpina się milion pojazdów elektrycznych. Przestarzałej sieci energetycznej groziłby blackout, czyli poważna awaria, paraliżująca dostawy energii. Klops, klapa, armagedon -  nic , tylko spieprzać gdzie pieprz rośnie, bo tak żyć się nie da.


Czy w takim razie elektromobilność ma w ogóle sens i czy ewentualne korzyści nie są tylko zaklinaniem rzeczywistości? Infrastruktura, ( bo o niej mowa)  czyli stacje ładowań powoli  "się dzieją". Firma GreenWay Polska ma największą sieć stacji ładowania w Polsce. Ich ładowarki wyposażone są w trzy najczęściej spotykane złącza dla samochodów elektrycznych. Są one zgodne z ogólnymi standardami szybkiego ładowania (CHAdeMO, CCS oraz AC Type 2). Czas ładowania? W oficjalnej informacji Prezes GreenWay Polska Sp. z o.o., Rafał Czyżewski poinformował, że naładowanie akumulatorów pojazdu elektrycznego na przejechanie 100 km, zajmuje mniej niż 30 minut. Ceny? Koszt ładowania pojazdu elektrycznego przy wykorzystaniu punktów ładujących prądem stałym o mocy do 50 kW GreenWaya wyniesie 1,89 zł/kWh z VAT. Za korzystanie z wolniejszych punktów (prąd zmienny o mocy do 22 kW) opłata będzie niższa, gdyż wyniesie 1,19 zł/kWh z VAT. Są to ceny dla zarejestrowanych użytkowników. W przypadku, gdy nie dokonamy rejestracji, (członkostwo jest darmowe) ładowanie będzie wynosić odpowiednio 2,29 zł/kWh z VAT – w szybkich punktach oraz 1,49 zł/kWh z VAT na półszybkich.

A jak to wygląda w eksploatacji - zwłaszcza w porównaniu do "tradycyjnych" samochodów? Wszelkie analizy wykazują, że przejechanie 100 km w samochodzie z silnikiem benzynowym wynosi 37 zł. Dla diesla jest to 27 zł, a dla popularnego w naszym kraju LPG to 23 zł. W przypadku aut elektrycznych wszystko zależne jest od sposobu ładowania, ale można przyjąć, że przy wykorzystaniu szybkich ładowarek, koszt przejechania 100 km wynosi 28 zł. Dla wariantów półszybkich jest to 18 zł. Jeszcze taniej jest, jeżeli pojazd zasilamy z domowego gniazdka. Na chwilę obecną szacuje się, że 70-80% ładowań odbywa się właśnie w domu. W tym przypadku wolne ładowanie pozwala zmniejszyć ten koszt do 10 zł. Natomiast jeżeli uwzględnimy nocną taryfę to cena ta maleje do 5 zł. To pokazuje, że ładowanie baterii pojazdu elektrycznego w domu, jest nawet kilkukrotnie tańsze niż przy wykorzystaniu szybkich ładowarek. Te różnice wynikają przede wszystkim z opłat, jakie firma musi ponieść za wysoką, zamówioną moc, aby przyspieszyć ładowanie pojazdów, jak też z kosztów poniesionych na wybudowanie stacji, co na chwilę obecną wycenia się na około 150 tys. zł. Ale... te koszty będą maleć wraz z popularnością samochodów elektrycznych, bo jest to naturalna tendencja - jak ze wszystkim, co staje się masowe.

Ceny samochodów elektrycznych to następny ważny temat. I tutaj wszystkie poważne analizy wskazują - np. analizy  The Bloomberg New Energy Finance - iż rosnąca produkcja samochodów elektrycznych na świecie, spowoduje znaczące obniżenie cen. W efekcie już w 2025 rok, ceny „elektryków” mają zrównać się z cenami samochodów spalinowych. Dokładając do tego politykę poszczególnych rządów (jak np. w Chinach, gdzie w efekcie dopłat "elektryk" kosztuje 40% mniej, niż "benzyniak"). można spodziewać się cenowego prosperity i  definitywnego tym samym usunięcia bariery cenowej. Oczywiście żaden rząd nie zrobi dopłat i ulg z dobrego serca - Chińczycy wyliczyli, że to po prostu się opłaca i finalnie przynosi spore zyski. Skoro to się opłaca w Chinach, dlaczego nie miałoby opłacać się w Europie - w tym w Polsce?
 
Detale techniczne... temat rzeka, ale między bajki już można włożyć opowieści, jak to do doładowania baterii "elektryka" trzeba poszukać hotelu, a prędkość na trasie Poznań - Wrocław wyniesie 20 km/h. Wiele wskazuje też na to, iż następuje koniec baterii litowo - jonowych: w Japonii prowadzi się zaawansowane badania nad akumulatorem z elektrolitem w postaci stałej - wyniki są rewelacyjne i wskazują na kilkukrotnie większą niż dotychczas trwałość takiej baterii, a czas naładowania takiego akumulatora, to ... poniżej jednej minuty, a więc mniej, niż tradycyjne tankowanie baku benzyną lub olejem napędowym. Podobne nadzieje niesie akumulator opracowywany przez Amerykanów, który ma przynieść rewolucję na rynku "akumulatorowym" - idea amerykańskiego wynalazku opiera się na zupełnie innego rodzaju płytach akumulatora i równie nieznanego dotąd rodzaju  ciekłego elektrolitu. 

Znikają zatem problemy związane z zasięgiem i ładowaniem "elektryka". Osiągnięcia technologiczne sprawiają, iż samochód elektryczny może być poważnie "odchudzony" o psujące się podzespoły niezbędne w samochodzie "tradycyjnym", może być wyposażony w inteligentny i łatwy do sterowania silnik/silniki elektryczne, dawać nieporównywalne ( w odniesieniu do "benzyniaka") wrażenia z jazdy w praktycznie każdym terenie. Miałem przyjemność prowadzenia "elektryka" i mogę napisać, że w tym pojeździe zniewala absolutna cisza i szum toczących się opon, sprawiający, że ma się wrażenie "płynięcia w przestrzeni. Niesamowite.

Według raport  "Czym i jak chcą jeździć Polacy? ” aż 40% polskich kierowców jest gotowych na zakup samochodu elektrycznego. Atutami, które najczęściej wskazywali respondenci są: ekologia (83% wskazań), koszt paliwa/energii (57%) oraz poziom hałasu w kabinie (57%).  Samochody elektryczne są bezemisyjne, a więc nie przyczyniają się do zanieczyszczenia powietrza w miastach. Są tańsze w eksploatacji, ciche i zapewniają płynną jazdę, co wpływa na komfort użytkowania – mówi Miłosz Franaszek, szef projektu VOZILLA, Miejskiej Wypożyczalni Samochodów Elektrycznych we Wrocławiu.


Wracając do polskiej rzeczywistości ustawy o elektromobilności jedno jest pewne: rząd premiera Morawieckiego czeka w tym obszarze niewyobrażalnie ciężka praca. Zaryzykuję tezę, że nawet nie tyle w kwestii techniczno - infrastukturalno - finansowej, (chociaż oczywiście też ) co  kwestiach edukacyjnych i zmiany motoryzacyjnej świadomości Polaków. Na szczęście czeka to w takim samym stopniu rząd Niemiec, Francji, Włoch czy Wielkiej Brytanii. Bo od elektromobilności raczej nie ma odwrotu, chociaż "spaliniaki" wciąż mają się dobrze.

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie