kemir kemir
2283
BLOG

Trójpodział głupoty

kemir kemir Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 66

Wiem, że upał nie sprzyja twórczym myślom, ale proszę wyobrazić sobie państwo, w którym trójpodział władzy (ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza) doszedł do doskonałości i każdy z tych rodzajów władzy jest całkowicie autonomiczny względem dwóch pozostałych. Tak sformułowana autonomia prowadzi w końcu do sytuacji, w której każdy hamuje każdego – ustawy uchwalane przez parlament nie są wdrażane przez rząd, sądy wskazują na niezdolność przepisów prawa celem ich wejścia w życie, rząd blokuje możliwość swobodnego obradowania zarówno parlamentowi, jak i sądom. Konsekwencje takiego stanu rzeczy są dosyć łatwe do przewidzenia: państwo w istocie rzeczy przestaje być państwem, ponieważ rodzaje władz nie mają wspólnego interesu państwowego, tarcia między nimi generują kryzys społeczny i polityczny, dochodzi także do osłabienia takiego państwa w relacjach międzynarodowych.


W takiej sytuacji możliwe są tylko dwie opcje: albo rodzaje władz dogadują się w kwestii wspólnych interesów państwa - a to oznacza rezygnację z autonomii i utworzenie jednego mechanizmu państwa, albo jedna z władz musi uzyskać przewagę nad pozostałymi władzami. O ile pierwsza sytuacja może okazać się dobrą dla państwa, o tyle ta druga jest  ryzykowna i dla państwa i dla zainteresowanych rodzajów władzy. W tym wariancie demokracja staje się mocno fasadowa, taka "demokracja" powoduje nierówność organów państwowych i "wojnę" na kompetencje między organami państwa. Obydwie możliwości pokazują jednak tak samo, że trójpodział władz jest fikcją prawną, jak mawiał klasyk - bujdą na resorach, która utrzymuje społeczeństwa w poczuciu fikcyjnej demokracji,  zachowującej dla "gawiedzi" pewne  pozory i puste gesty wsparte propagandą. Można się na to oburzać, ale takie są współczesne mechanizmy rządzenia. Miał rację Kardynał Richelieu mówiący, iż tylko jeden sternik może trzymać dłonie na kole sterowym państwa!


A teraz przenieśmy się w czasie - do czasów sprzed Oświecenia, w którym władza sądownicza była rozproszona: istniały sądy miejskie, duchowne, wiejskie, królewskie, z których większość nie była opłacana z centralnie pobieranych podatków. Zatem niezależność sądów nie była tylko pustosłowiem, lecz poparta była argumentem finansowym. Polska prowincja przez długie wieki sądziła się sama i z państwowej apelacji korzystała sporadycznie. Podobny mechanizm funkcjonował zresztą niemal w całej Europie. Aż nastało Oświecenie i zlikwidowano lokalne autonomie, a powstające wówczas silnie scentralizowane administracje państwowe odbierały miastom oraz podmiotom kościelnym resztki niezależności. Okres ten przyniósł fatalne w skutkach przeniesienie ciężaru władzy na jeszcze wyższy szczebel, co zaowocowało zresztą m.in. rewolucją francuską. Na dworach "oświeconych” monarchów absolutnych, spotkać można było wówczas całe armie marionetek władzy w postaci jeszcze bardziej "oświeconych” filozofów, takich jak Wolter i Kant, którzy głosili skrajne i pozbawione związku z rzeczywistością teorie, tuszujące niespotykany dotąd rozrost kompetencji państw, które tak naprawdę stawały się państwami totalitarnymi.


I tu do "akcji" wkracza  francuski filozof, prawnik, wolnomularz i pisarz epoki Oświecenia - Charles Louis de Secondat, baron de La Brède et de Montesquieu. Dziś znany jako Monteskiusz, baron de Montesquieu podjął się dzieła karkołomnego - jak urządzić wolność w państwie, które nie mogło z definicji żadnej realnej wolności ludziom zapewnić. Monteskiusz, uważany za ojca tzw. trójpodziału władzy,  próbował złagodzić całe zło rodzącego się totalitaryzmu, ale jego skądinąd szczytne ideały od początku były utopijne i sam Monteskiusz chyba zdawał sobie z tego sprawę. Oświeceniowe, scentralizowane do granic absurdu totalitarne państwa, które zdeptały samorządność, lokalną autonomię oraz świadomie zwalczały Kościół, przez wieki zapewniający całej cywilizacji prawdziwy fundament wolności, nie były nigdy zdolne do tego, aby zrealizować cokolwiek z postulatów francuskiego myśliciela.


Weźmy władzę sadowniczą. Według  Monteskiusza sądy powinny być całkowicie niezależne od władz państwowych. Dzięki temu sędziowie, nie obawiając się nacisków ze strony władzy, mogliby wydawać sprawiedliwe wyroki. Pięknie! Tyle, że to kompletna bzdura - w trójpodziale władzy, w ramach skrajnie scentralizowanej i omnipotentnej struktury oświeceniowego państwa, sędziowie nigdy nie byli (i nigdy nie będą) niezależni wobec władzy wykonawczej. Wynika to chociażby ze sposobu finansowania ich pracy. Zarobki sędziów nie są wyłaniane w sposób rynkowy, lecz stanowią część jednego, wielkiego budżetu państwa. Nie ważne zatem, jak wiele frazesów padłoby na temat niezależności sądów - utrzymuje je i tak (zawsze) skarb państwa, czyli tak naprawdę dwie inne władze. Pominę już, że sędziowie nie spadają z nieba i zawsze są mianowani przez władzę ustawodawczą lub wykonawczą. Dzieje się tak, ponieważ innej możliwości nie ma - chyba, że sędziowie byliby wybierani w obywatelskich wyborach. Pozorna niezależność sędziów utrzymywana jest przez państwo zapisami w prawie, które pozwalają sędziom wydawać wyroki w sprawie poszczególnych urzędników czy nawet całych instytucji. Państwo jednak dba o takie prawne status quo, które całkowicie wyklucza możliwość osądzania państwa, bo byłby to absurd porównywalny do sytuacji w której pracobiorca zwalnia pracodawcę, pomijając już fakt, że sędzia na garnuszku państwa (dwóch rodzajów władzy) wszędzie na świecie ma się dobrze, a nawet lepiej. Co do  rozdziału władzy wykonawczej i ustawodawczej, Monteskiusz pragnął przede wszystkim, aby Francja wzorowała się na modelu brytyjskim i holenderskim, w ramach którego parlament przejął od króla kluczową kompetencję w zakresie zarządzania skarbem państwa. Ten  postulat Monteskiusza nie był zresztą nigdy traktowany serio przez żadne państwo świata, gdyż rozdzielenie kompetencji władzy ustawodawczej i wykonawczej jest praktycznie niemożliwe. Powód jest banalnie prosty: władza ustawodawcza nie zapewnia żadnych rynkowych dóbr, za których sprzedaż mogłaby później liczyć na dochód zapewniający utrzymanie, lecz jest zawsze uzależniona od skutecznego poboru podatków przez władzę wykonawczą.


Idea trójpodziału władz to mit , narzucający kłamliwą tezę według której ludzkość opuściła "mroczne i niesprawiedliwe" czasy  dopiero wtedy, kiedy pojawili się myśliciele w rodzaju Monteskiusza. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że podział ten stanowi tylko dosyć marny zamiennik prawdziwych wolności, które nasza cywilizacja zapewniała wcześniej przy pomocy zdecentralizowanego państwa, silnego właśnie lokalnymi administracjami, działających w ramach określonych przez państwo interesów i racji stanu. Z tego punktu widzenia, trójpodział władzy to w sporej mierze iluzja, funkcjonująca jako teoria, która  nigdy i nigdzie nie była faktycznie urzeczywistniona, ponieważ jest ona nie do urzeczywistnienia. Pamiętajmy, ze  władza ustawodawcza zawsze będzie dominować nad władzą wykonawczą (albo na odwrót), a władza sędziowska nie będzie nigdy żadną władzą - ona tylko wzmacnia władzę wykonawczą i jej tak naprawdę służy. Poza tym, ustawodawcy i sędziowie nie mogą być pojmowania jako władza, ponieważ nie posiadają oni zasadniczego atrybutu władzy w postaci środków przymusu.



Nie ukrywam, że wszelkie podobieństwa, analogie i tezy zawarte w niniejszej notce są jak najbardziej zamierzone i napisane z premedytacją. Wobec realizowanych przez Prawo i Sprawiedliwość zmian w kwestiach "kastowych" usług sądowniczych i prawnych podniósł się bowiem wielki wrzask ze strony środowisk postkomunistycznych, środowisk haniebnej III RP Tuska, zdegenerowanej "kasty" i zdrajców, którym bliższy jest pijany Juncker, niż zamordowany (przynajmniej mentalnie) polski Prezydent Lech Kaczyński. Charakterystyczne dla tej histerii - oprócz tysiąckrotnie powtarzanych kłamstw -  są  niebywale płytkie argumenty, świadczące o  intelektualnym dnie zarówno  partyjnych liderów tzw. opozycji, jak i nierozumnych uczestników tłumnych zgromadzeń. Jednym z jego przejawów jest nieustanne powoływanie się na ogromną wartość trójpodziału władz jako fundamentu ładu społecznego. A to absolutna fikcja, propagandowa bzdura, wciskana jak tani kit w każdą niezagospodarowaną sprawnym umysłem szczelinę.


Jeżeli zatem mamy jakiś trójpodział, to jest to trójpodział głupoty, rozłożony równo między coraz bardziej antypolską opozycją, tłuszczę biorącej udział w demonstracjach, oraz mediami, które perfidnie utrwalają mitologię "wolnych sądów" w "trójpodziale władzy.




https://wolnosc24.pl/2017/07/30/mitologia-trojpodzialu-wladz-o-co-chodzilo-monteskiuszowi/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Monteskiusz

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka