Zdjęcie ilustracyjne. Każdy może mu przypisać znaczenie, jakie chce. Zrobione w Warszawie, niedaleko Hali Mirowskiej. 1.1.2022.
Zdjęcie ilustracyjne. Każdy może mu przypisać znaczenie, jakie chce. Zrobione w Warszawie, niedaleko Hali Mirowskiej. 1.1.2022.
Aleksandra Aleksandra
372
BLOG

Czy konserwatyst(k)a może wspierać nielegalnych migrantów?

Aleksandra Aleksandra Społeczeństwo Obserwuj notkę 9

Temat dzisiejszego wpisu wyłonił się w wyniku dłuższej dyskusji, którą miałam na twitterze. Bodźcem do dyskusji był wpis Janiny Ochojskiej, która wysłała zdjęcie 14-letniej Tiby z Iraku. Dziewczynka trzyma w ręku egzemplarz Gazety Wyborczej z opublikowanym swoim listem zawierającym opowieść o swoich losach oraz apel o zwolnienie swojej rodziny ze strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców. Sama Tiba przebywała w tym czasie w szpitalu, gdzie również była pilnowana przez strażników. Pod wpisem wywiązała się dyskusja, w której poruszono wiele wątków, w tym znacznie wykraczających poza historię tej dziewczynki. Twitter nie pozwala na systematyczne przedstawianie argumentów, bo ogranicza znacznie długość wypowiedzi, a to do rzeczowej dyskusji nie zachęca. Obiecałam więc Współtwitterowiczom napisać dłuższą wypowiedź na temat tego co myślę o kryzysie migracyjnym. Mój wpis będzie długi, ale podzielę go na podrozdziały, tak by się lepiej czytało.

Historia Tiby

Ponieważ od tej historii się zaczęło, któtko przypomnę. Tiba pochodzi z Iraku, wraz z matką Ayyam, ojcem Atheere, siostrą Zeinab oraz dwójką braci - Alim i Mohemmedem opuściła rodzinny kraj i przez Białoruś usiłowała dostać się do Polski. Po kilku „push-backach” rodzinie udało się dostać do Polski i złożyć wniosek o azyl, ale po ośmiu dniach pobytu pod opieką lekarzy rodzinę umieszczono w ośrodku strzeżonym dla cudzoziemców na okres 60 dni. Dziewczynka komentuje to tak, że skazano ich na 60 dni więzienia, co z formalnego punktu widzenia nie jest ścisłe, ale o tym później. W każdym razie z wyglądu ośrodek od więzienia się nie różnił: drut kolczasty, umundurowani strażnicy, wyjścia na spacer tylko w określonych godzinach itp. Dziewczynka pisze: „Zaczęłam potwornie bać się wojska i straży. Nawet gdy spaliśmy, przychodzili do naszego pokoju, żeby sprawdzić, czy nadal jesteśmy w łóżku, czy nie uciekliśmy.”. Gdy 27.12. 2021 r. sąd przedłużył pobyt w ośrodku o 4 miesiące dziewczynka popadła w depresję. Przestała przyjmować posiłki oraz napoje. Początkowo odmawiano jej wszelkiej pomocy (poza dawaniem tabletek nasennych), twierdząc, że dziewczynka symuluje. W końcu jednak stan na tyle się pogorszył, że jeden ze strażników wysłuchał prośby siostry Tiby i wezwał karetkę. Tibę zabrano do szpitala. Stamtąd napisała wspomniany już list, w którym prosi o wolność dla siebie i swojej rodziny. List przetłumaczyła Nina Michnik z kolektywu Podróżnych Ugościć. 9.02. 2022 r. list wydrukowała Gazeta Wyborcza (Uchodźcy. Mam 13 lat. Pragnę wolności dla siebie i mojej rodziny (wyborcza.pl), a następnego dnia rodzinę zwolniono z ośrodka zamkniętego, przewieziono do ośrodka otwartego, a następnie mieszkania, które wynajęła Fundacja Leny Grochowskiej. Pierwotnym celem fundacji była pomoc w repatriacji Polaków ze wschodu, ale w sytuacji kryzysu migracyjnego Władysław Grochowski, właściciel hoteli Archee wraz z żoną zadeklarowali, że rozszerzą działalność o pomoc migrantom (Tiba zakończyła głodówkę. Ona i jej rodzina zwolnieni z ośrodka zamkniętego w Białej Podlaskiej (wyborcza.pl)). Będę tu używać określenia migranci, a nie uchodźcy, by nie wzniecać niepotrzebnej dyskusji terminologicznej. Prawidłowo byłoby pisać o osobach ubiegających się o status uchodźcy, ale to za długa fraza. Uchodźca też jest migrantem, więc myślę, że słowo to jest neutralne.

Tak więc historia Tiby dla niej i dla jej rodziny na razie skończyła się happy endem, o czym w chwili dyskusji nie wiedziałam, ale i tak dyskusja w mniejszym stopniu dotyczyła tej konkretnej sprawy, bowiem raczej koncentrowała się na sprawach ogólniejszych.

Pakiet wiązany?

Zacznijmy od sprawy najogólniejszej. Czy ludzie zawsze muszą mieć poglądy zgodne z jedną z sił politycznych dominujących w kraju czy na świecie? Czy jeśli nie lubi się afirmacji „nowinek obyczajowych”, uważa się Antifę oraz Black Lives Matter za organizacje przestępcze, jest się krytycznym wobec politycznej poprawności, nie uważa się instytucji Unii Europejskiej za absolutną wyrocznię to czy koniecznie trzeba być nieczułym na cierpienia osób, które w poszukiwaniu lepszego życia podjęły decyzje pociągające za sobą złamanie prawa? Czy nie można w równym stopniu potępiać rozbijania „Marszu Niepodległości”, jak i stosowania procedury push-back? Pytania te tylko z pozoru są retoryczne, bo obywatel w końcu powinien zagłosować na jakąś partię. Może oczywiście nie głosować, choć nie w każdym kraju, bo np. w Belgii czy Australii głosowanie jest obowiązkowe, ale i tam może oddać głos nieważny, ale jest to równoznaczne z byciem nieobecnym, a ci jak wiadomo nie mają racji. Nie jest jednak tak, że „pakiety” są czymś sztywnym. Mogą być modyfikowane w zależności od woli elektoratu. Jeśli jakaś partia przekona się, że jej elektorat jakiegoś elementu pakietu nie przyjmuje – zmienia go. Dlatego warto deklarować swoje poglądy. Może okaże się, że nie jestem tak bardzo odosobniona?

Dwie skrajne postawy: WELCOME i MUREM

Postawy w podejściu do problematyki migracji nazwałam skrótowo „Welcome” od sloganu „Refugees Welcome!” oraz „Murem” od hushtagu „Murem za polskim mundurem”, a także „murów” czy raczej zapór stawianych na granicach różnych krajów. Może moje nazwy się przyjmą, może nie. Może nawet powstaną nowe słowa „welcomiści” (welkamiści?) i.. „murowi”(murowańcy?).

Postawa Welcome charakteryzuje się wolą przyjmowania migrantów, których z góry uznaje za uchodźców, choćby uchodźców ekonomicznych. Nikt nie opuszcza swego kraju, gdy jest mu w nim dobrze, więc powinniśmy go u nas przyjąć. Później ewentualnie martwić się, gdy okaże się niedostosowany społecznie. Informacje o problemach, jakie stwarzają migranci, albo ignorują, albo kwitują słowami „Polacy też gwałcą/zabijają itp.”. Trudno nie przyznać takiemu twierdzeniu racji, problem stanowi jednak statystyka, która pokazuje nadreprezentację poszczególnych grup etnicznych w popełnianiu różnego typu przestępstw. Statystyki jednak do wyobraźni nie przemawiają. Zwolennicy postawy Welcome często wskazują też na fakt, że Europa się starzeje i przypływ imigrantów jest więc wskazany. Ignorują argumenty, że przy masowym przypływie migrantów zmieni się skład etniczny kraju. Sytuacja, w której naród europejski stanie się mniejszością we własnym kraju nie jest znów tak nieprawdopodobna. Może nie dziś, nie jutro, ale za kilkadziesiąt lat? Już w Londynie większość stanową osoby, które nie są pochodzenia brytyjskiego (w znaczeniu anglosaskiego lub celtyckiego). Osoby reprezentujące inną kulturę będą zmieniać oblicze kraju. Ale dla „welkomistów” to nie problem, bowiem dla nich tożsamość narodowa nie jest wartością samą w sobie. Wartością za to jest różnorodność, rozumiana specyficznie, ale traktowana jako dogmat. Przypomina mi się, gdy wypełniałam ankietę i jedno z pytań było czy dana reklama popiera różnorodność. Założenie było takie, że powinna popierać. Nie było możliwości wybrania opcji „nie musiała popierać”.

Zwolennicy opcji Murem uważają, że przypływ imigrantów, zwłaszcza tych obcych kulturowo, jest z zasady rzeczą złą. Co do tych bliższych kulturowo (Ukraińcy) zdania są podzielone. Oficjalnie sprzeciw dotyczy jedynie imigrantów nielegalnych, ale tu zdania też są podzielone. Kierowcy Ubera, właściciele egzotycznych restauracji ostatecznie mogą być, ale tu też są różnice zdań. Zgoda jest natomiast co do sprzeciwu wobec przyjmowania osób, które zwracały się o azyl polityczny na granicy, a wobec praktycznego zamknięcia takiej drogi – osób, którym udało się granicę przejść nielegalnie. Ich zdaniem każda taka osoba powinna być odesłana tam skąd przyszła. A co jeśli w praktyce oznacza to wypchnięcie do lasu i duże ryzyko utraty życia? No cóż, nie trzeba było szukać nielegalnej drogi. A jeśli tu chodzi o dziecko? Posługiwanie się dziećmi to szantaż moralny. A jeśli to dziecko umrze? Tu już nie ma jednej odpowiedzi, ale idea jest taka, że nie można stwarzać precedensu.

„Murowi” w praktyce nie dopuszczają myśli, że któraś z osób przekraczających nielegalnie granicę faktycznie była prześladowana. „Przecież w Iraku nie ma wojny” – pada argument. Opisy zamachów, ciągłego strachu przed bojówkami islamistów na „murowych” nie robią wrażenia. Dla nich to wszyscy oni to islamiści. Nawet jeśli to chrześcijanie lub jazydzi, bo pewnie są muzułmanami, a tylko kłamią by dostać status uchodźcy.

Jeśli już jednak sprawa zagrożenia jest niewątpliwa to pada inny argument: Białoruś jest krajem bezpiecznym dla uchodźców z krajów takich jak Irak, Syria, kraje afrykańskie, więc tam powinni prosić o azyl. To, że Białorusini ich wypychają? Wróć do poprzednich argumentów.

Błędem obu stron jest brak zrozumienia dla obaw drugiej strony. Welcome ignoruje obawy związane z niekontrolowanym napływem masy ludzi reprezentujących inną kulturę, a Murem ignoruje konsekwencje związane z odesłaniem kogoś, komu faktycznie groziło niebezpieczeństwo. Uważa, że w razie wątpliwości należy migranta odesłać. Tymczasem, gdy przyjmiemy osobę niezagrożoną to w większości przypadków ryzykujemy jedynie niepotrzebny wydatek finansowy, gdy zaś odeślemy zagrożonego ryzykujemy jego zdrowie, albo nawet życie.

Ostatnio jednak (chyba na skutek działania mediów i organizacji humanitarnych) jakby rzadziej stosuje się push-back, zwłaszcza wobec rodzin z dziećmi i osób chorych. Te więc trafiają do ośrodków strzeżonych. Trafiają tam też osoby, które zatrzymane były w obecności przedstawicieli organizacji humanitarnych i złożyły wniosek o azyl, czemu już nikt nie mógł zaprzeczyć.

Czy warunki w strzeżonych ośrodkach są nieludzkie?

Komentując list i zamieszczone w GW zdjęcie zwracano uwagę na to, że dziewczynka jest uśmiechnięta, mimo głodówki niewychudzona, a pomieszczenie, gdzie się znajduje jest czyste. Oburzano się na sformułowanie „nieludzkie warunki”. Sprawa wymaga szerszego wyjaśnienia. Po pierwsze – zdjęcia nie zrobiono w ośrodku, lecz w szpitalu. Co do uśmiechu to wygląda na upozowany do zdjęcia. A nawet gdyby był autentyczny? Co z tego? Cieszy się, że ktoś ją odwiedził, że jej list wydrukowano. Nie świadczy to o nieprawdziwości twierdzenia o „nieludzkich warunkach” w ośrodku strzeżonym w Białej Podlaskiej.

Zarzucano mi, że nie odwiedzałam nigdy w ośrodka strzeżonego. Nie jest to prawda, bo odwiedzałam takowy, wprawdzie dawno, bo 2000 r. i nie w Białej Podlaskiej (wtedy go chyba nawet nie było). Warunki tam panujące może nie były „nieludzkie”, ale niewiele odbiegały od więzienia może o złagodzonym rygorze, ale więzienia. W bloku dla mężczyzn obowiązywała pobudka o 6:00 oraz wieczorny apel o 22:00. W bloku dla kobiet i rodzin nie było określonej pory wstawania czy kładzenia się spać. Spacery były tylko w wyznaczonych godzinach (2 godziny dziennie), choć matkom z dziećmi pozwolono przesiadywać przed blokiem. Problemem w ośrodku było jedzenie (podawano wieprzowinę, nie uwzględniając, że było tam wielu muzułmanów) oraz niewystarczająca ilość środków higieny, w tym pieluszek dla niemowlaka (tak, w ośrodku był niemowlak). Można było jednak temu zaradzić przynosząc odpowiednie artykuł z zewnątrz. Wtedy nawet sugerowałam by zajęła się tym Polska Akcja Humanitarna, ale otrzymałam odpowiedź, że powinnam sama się tym zająć. Teraz, po 22 latach PAH i inne organizacje zbierają środki higieny, książki, słodycze. Mnie to tylko cieszy, choć powoduje, że trudno mi znaleźć kontrargumenty przeciw oskarżeniom względem obecnej Pani Eurodeputowanej, że działalność humanitarna służy jej do robienia kariery. Przyznać jednak muszę, że wtedy to nie ona odpowiedziała mi na list. Nie ulega wątpliwości, że działalność humanitarna pomaga w robieniu kariery politycznej, choć nie musi to automatycznie dyskredytować samej działalności. Można przytaknąć Pani Ochojskiej, gdy zwraca uwagę na niehumanitarne postępowanie funkcjonariuszy SG czy złe warunki w ośrodkach strzeżonych, a równocześnie wyrazić oburzenie na jej absurdalne słowa o ludobójstwie na granicy (Cały ten zgiełk. O odpowiedzialności za słowa i niszczeniu języka | Dziennik Polski (dziennikpolski24.pl).

Obecnie faktycznie w ośrodkach strzeżonych nie byłam. Z opisów wygląda, że warunki nie poprawiły się, a nawet pogorszyły. To znaczy nie pogorszyły się już w istniejących ośrodkach, ale zaczęto naprędce tworzyć nowe, gdzie warunki zostawiają dużo do życzenia. W niektórych są gorsze niż warunki w większości więzień. W jednym z ośrodków rodziny mieszkają w kontenerach (czasem po 2 w jednym), a ubikacje są na dworze (w tym regionie tak się chyba mówi). W innym powierzchnia przypadająca na osadzonego wynosi 2 m2, o metr mniej niż przewiduje norma w więzieniach w Polsce. Oczywiście, można argumentować, że w Polsce są osoby żyjące w gorszych warunkach. Bezdomni, niektóre osoby mieszkające na wsi. To prawda, ale przynajmniej osoby te nie mają drutów kolczastych wokół ani towarzystwa uzbrojonych strażników.

Z listu dziewczynki wynika, że w Białej Podlaskiej warunki bytowe nie stanowiły problemu. Nieznośny był natomiast sam fakt uwięzienia i wspomniane już „akcesoria” więzienne. Stale musimy pamiętać, że mówimy o dziecku i to dziecku uprzednio już mocno straumatyzowanym. Dla niej „nieludzkie warunki” będą czym innym niż np. dla złodzieja, który „odsiadki” ma wkalkulowane w „ryzyko zawodowe”. O ile zdecydowanie protestują przeciw słowu „ludobójstwo” w odniesieniu do działań SG, to określenie „nieludzkie warunki” uznaję za nieco na wyrost, ale w kontekście pobytu straumatyzowanego dziecka czy nastolatki za dopuszczalne.

Kara czy konsekwencje?

Padł też argument o tym, że nielegalne przekroczenie granicy jest przestępstwem i jako takie podlega karze. No cóż. Są przestępstwa, co do których istnieje powszechny konsensus, że są to przestępstwa, czy raczej czyny zabronione, bo np. osoba niepoczytalna czy dziecko nie popełnia przestępstwa, nie może więc formalnie zostać ukarana, a jedynie leczona lub wychowywana (nie, poprawczak nie jest karą, ale powiedzcie to dzieciom, które mają tam trafić lub trafiły). Dla uproszczenia będę pisać „przestepstwa”. Przestępstwa, co do których oceny panuje jako taka zgoda to głównie przestępstwa przeciw osobie: zabójstwo (nawet nieumyślne), gwałt, pobicie, kradzież. Na przeciwległym biegunie są czyny, które stanowiły przestępstwo w świetle prawa uznanego powszechnie za nieludzkie. Nie chcę tu dawać przykładów ze zbyt „grubej rury”, ale choćby przebywanie przez osoby czarnoskóre w strefach przeznaczonych dla białych czy łamanie zakazu mieszanych małżeństw w niektórych stanach USA do 1967r. czy handel walutą w PRL. Pomiedzy tymi skrajnościami są przypadki złamania prawa takie jak właśnie przekroczenie granicy. Każde państwo ma prawo pilnować swoich granic, ale czasem istnieje stan wyższej konieczności. Osoby przybyłe na Białoruś w pewnym momencie nie miały innego wyjścia jak próbować przekroczyć granicę, władze Białorusi nie pozwalały im bowiem wracać. Fakt, że osoba przekroczyła granicę nielegalnie nie oznacza więc, że koniecznie musi zostać ukarana i nie może być żadnych wyjątków. Nie stanowi ona bowiem zagrożenia dla innych ludzi.

W dyskusji pojawiło się też pytanie czy zawsze pozbawienie wolności jest karą. Moim zdaniem w potocznym sensie, w warunkach pokojowych tak, chyba że jest to izolacja osoby chorej psychicznie. W warunkach wojny sytuacje jest oczywiście inna (obozy jenieckie, internowanie obywateli państw, z którymi toczy się wojnę, internowanie żołnierzy obcych wojsk w państwach neutralnych). Wbrew retoryce części mediów, w Polsce wojny nie mamy. Wojna hybrydowa nie usprawiedliwia pozbawiania wolności dzieci.

Co robić?

Na to pytanie można odpowiedzieć dwojako: co robić tu i teraz i co robić w ogóle. Tu i teraz trzeba widzieć w drugiej osobie człowieka. Paradoksem jest, że za „twardą” polityką wobec migrantów są częściej osoby wyznające religię chrześcijańską (głównie katolicką) niż osoby niereligijne, a przecież jednym z zaleceń religii katolickiej jest „podróżnych w dom przyjąć”, a w Piśmie Świętym Jezus przedtawiając Sąd ostateczny mówi „byłem przybyszem”. Tymczasem w retoryce polityków publicznie deklarujących przywiązanie do katolicyzmu, przybysze traktowani są jedynie, jako zagrożenie. Zwolennicy „Murem” odpierają ten zarzut mówiąc o „porządku miłosierdzia”, ale o niczym takim nie czytałam ani w Piśmie Świętym, ani Katechizmie Kościoła Katolickiego. Poza tym, nawet uznając „porządek miłosierdzia” ma on znaczenie, gdy chodzi o jednakowe zagrożenie życia „swojego” i „obcego”, a nie dyskomfort „swojego” i utrata życia lub zdrowia przez „obcego”.

Rozwiązania długofalowe nie są już takie proste. Podkreślane jeszcze przez Panią Premier Beatę Szydło „pomaganie na miejscu” jest rozwiązaniem jedynie w przypadku biedy, ale już nie zagrożenia wojennego czy prześladowań politycznych.

Australia znalazła pewne rozwiązanie, choć też niedoskonałe – zawarła umowy z państwami, którym płaci za trzymanie uchodźców w obozach. Następnie wybiera z tych obozów osoby, które byłyby dla ich kraju przydatne oraz te, które faktycznie były prześladowane. Niestety w obozach dochodzi do licznych nadużyć. Rozwiązanie byłoby dobre, gdyby personel obozów i warunki były lepiej nadzorowane, a procedury rozpatrywania wniosków szybsze. Na razie jedyne rozwiązanie, jakie proponuje Unia Europejska to pilnowanie granic, więc nie odbiega to zbytnio od postępowania Polski.

Często słyszane hasło „murowych”: „Jeśli Pan/i tak bardzo chce przyjmować migrantów to niech ich przyjmie u siebie”. Gdy jednak pojawia się deklaracja przyjęcia jest to i tak krytykowane. Tiba i jej rodzina mieszkają w mieszkaniu wynajętym przez prywatną fundację, ale i tak pojawiają się głosy, że wieku Polaków czeka na mieszkanie. Całkowity brak konsekwencji. Z drugiej strony pomoc państwa w integracji przybyszów pomogłaby zapobiec wielu antyspołecznym zachowaniom z ich strony. Obcięcie funduszy na zajęcia wśród uchodźców nie zniechęciło potencjalnych przybyszów, spowodować może jedynie, że ci, którzy już w Polsce są będą się integrować słabiej.

Na koniec mały apel o wzajemne zrozumienie i umiejętność postawienia się w sytuacji drugiego człowieka, niezależnie czy ten człowiek jest migrantem, funkcjonariuszem, wolontariuszem, rządzącym czy politykiem opozycji.

Aleksandra
O mnie Aleksandra

Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo