#prawo-cytatu
#prawo-cytatu
Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
1643
BLOG

Dwie panie od wirusów. I cała narracja się pruje...

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Czy wirus SARS-CoV-2 jest tylko mocno zaraźliwy, lecz nie tak groźny, jak sugerowały to obrazy z Wuhan czy Bergamo? Czy ten odzwierzęcy patogen nie został zremasterowany w laboratorium?

Dociekliwych pytań o genezę wydarzeń, które już od pięciu miesięcy dezorganizują życie setek milionów ludzi na całym świecie, a części z nich niemal je uniemożliwiły, pozbawiając pracy i środków do życia, nie można raczej znaleźć w mediach głównego nurtu. A wątpliwości wyrażone w leadzie tego tekstu, wydawałoby się, że wobec faktów całkiem zasadne, narażają na marginalizację lub etykietkę oszołoma.

Mimo to operacja, którą za polskim tytułem katastroficznego filmu Stevena Soderbergha można by nazwać „Pandemią strachu”, zaczyna się sypać na całego. Puszczają szwy, trzeszczą oficjalne interpretacje. Oligarchiczny front właścicieli największych stacji telewizyjnych, rozgłośni radiowych, agencji informacyjnych, tradycyjnej prasy oraz dominujących portali internetowych, wyraźnie traci rząd dusz na rzecz spluralizowanych, niewielkich inicjatyw crowdfundingowych w sieci.

Technologia ułatwia kontakt, przyspiesza rozchodzenie się informacji, umożliwia wskazanie drogi do źródeł uznanych za niezatrute. Czasem nawet ze szkodą dla prawdy o realnym stanie rzeczy, bo przecież nie wiemy jeszcze, jak się zachowa ten nowy wirus-agresor w swym ewentualnym nawrocie. Nie wiadomo, do jakiego stopnia dadzą się uzłośliwić inne, wcale liczne koronowirusy pochodzące od nietoperzy. Czy też jakiego stopnia zjadliwości można oczekiwać w przypadku odzwierzęcych patogenów wyizolowanych z odmiennych źródeł? 

Pandemia czy kosztowny spektakl?
Niewiara w zabójczy potencjał wirusa SARS-CoV-2 bierze się ze sporego rozziewu między emocjonalnymi przekazami, które mają wytłumić krytycyzm u odbiorcy przestraszonego dramatyczną wizją globalnej katastrofy sanitarnej, a zobiektywizowanymi danymi liczbowymi ze sprawiającej wrażenie wiarygodnej witryny https://www.worldometers.info/coronavirus/#countries

Ktoś, kto ma jeszcze w pamięci quasi-totalitarne obrazy z zimowych Chin, sporządzone wkrótce po uroczystości księżycowego Nowego Roku, albo osławione rzędy trumien z Bergamo czy ocierające się o senny koszmar relacje z początkowej fazy ataku wirusa w Hiszpanii musi się zdziwić, że ta ludobójcza pandemia po pięciu miesiącach terroryzowania świata ma na swym koncie 367, 5 tys. przypadków śmierci (stan na dzień 30 maja br.), podczas gdy przeciętny sezon grypowy zamyka się zwykle liczbą ofiar sięgającą pół miliona.

Z całym szacunkiem wobec ofiar tego patogenu, gdyż śmierć każdej osoby to dla niej osobisty koniec świata (oraz czas żałoby dla jej najbliższych), rodzi się jednak pytanie o kryteria, jakie sprawiły, że akurat ta fala zachorowań została tak radykalnie wyróżniona. Dziś wiemy, że podobnie jak nagły i dość powszechny lockdown stanowił wstrząs dla wielu krajowych gospodarek, tak system powszechnie zarządzonych obostrzeń wpłynął na psychofizyczną kondycję milionów poddanych tym regulacjom mieszkańców globu.

Gdy ludzie ochłonęli nieco z pierwszego szoku, zaczęli dostrzegać brak spójności między kolejnymi zaleceniami, np. w sprawie maseczek (nosić – nie nosić, pomagają – szkodzą, spełniają wymogi bezpieczeństwa czy brak im stosownych certyfikatów), odnośnie pozostawania w domach czy tzw. społecznego dystansowania się. Pojawiły się głosy osób spoza bieżącego instytucjonalnego układu, ale o pewnym merytorycznym autorytecie (głównie lekarzy, ekspertów- wirusologów, specjalistów od epidemii), którzy – jak np. dr Wolfgang Wodarg – niemal natychmiast zakwestionowali zarówno sam fakt pandemii, jak i metody terapii stosowanej przy CoViD-19.

Osoby, które zachowały zdrowy krytycyzm i nie uwierzyły wersji oficjalnej, często lekceważącej dostrzegalny brak spójności, ale też nie popadały w wykładnie nazbyt fantasmagoryczne, musiały dostrzec szczęśliwie niski – zwłaszcza w Polsce – poziom śmiertelności oraz relatywnie wysoką cenę, jaką przyjdzie zapłacić za nagłe, z dnia na dzień, zamknięcie gospodarki. Oczywiście, zwłaszcza w pierwszym okresie panowała dość powszechna zgoda na priorytet: życie ludzkie przed gospodarką, ale skoro ludzie nie dają się jednak wirusowi, to...

Batwoman z Wuhan versus wirusolog z Fortu Detrick
Brak pytań podstawowych, w rodzaju: co się właściwie z nami stało i kto nam tę utopię negatywną zafundował, rodził kolejne wątpliwości. Skąd ta niemal powszechna zgoda rządzących, żeby płacić rujnujący okup za pandemię, która kryteriów pandemii nie spełnia? To znaczy, teraz owszem spełnia, ale trzeba było w tym celu – to kwestionowana „zasługa” WHO – znacząco obniżyć progi umieralności.

Dramaturgię światowego spektaklu grozy łatwo skojarzyć z receptą Hitchcocka. Bomba Z (jak zaraza) wybuchła w Wuhan, niedaleko od Instytutu Wirusologii Chińskiej Akademii Nauk, którego istotną postacią pozostaje Shi Zhengli. Urodziwa dr Shi od 16 lat specjalizuje się badaniu koronowirusów, których naturalnym nosicielem (host) są nietoperze zamieszkujące jaskinie w chińskiej prowincji Junnan.

Na próbkach krwi, śliny i kału tych latających ssaków, którymi od 2004 roku zajmuje się zespół chińskiej pani wirusolog, pracują badacze z całego świata. Z kolei ona sama wchodziła w skład międzynarodowego zespołu, który w 2015 roku na Uniwersytecie Północnej Karoliny w Chapel Hill skonstruował hybrydę wirusa SARS z białkową kolczatką pochodzącą od koronowirusa właśnie z Junnan. I okazało się, że ten zmajstrowany czy ‘zremasterowany’ przez wirusologów w laboratorium fabrykat skutecznie potrafi zaatakować tkankę ludzkich płuc. Ale to daleko nie wszystko.

Specjalistce od wirusologii dr. Judy Mikovits (taka jest prawidłowa transkrypcja jej nazwiska) nawet po dwudziestu latach drży głos, gdy w rozmowie z Mikkim Willisem opowiada m.in. o swej pracy w Forcie Detrick, w laboratoriach Medycznego Instytutu Badań nad Chorobami Zakaźnymi Armii USA.
– Moim zadaniem było nauczyć Ebolę, jak zarażać ludzkie komórki bez ich zabijania... Wirus Ebola nie był w stanie tego robić, dopóki nie wzięliśmy go do laboratoriów i nie usposobiliśmy do tego – wyjaśnia dr Mikovits, w wywiadzie udzielonym Willisowi wiosną tego roku.

Amerykańska wirusolog pracowała w Forcie Detrick w roku 1999, ale choć powodowana przez Ebolę gorączka krwotoczna znana była w krajach afrykańskich od lat 60. zeszłego wieku, to prawdziwie groźna jej epidemia rozwinęła się w Afryce Zachodniej dopiero w latach 2013–2016. W USA i Europie wirus pojawił się jedynie incydentalnie, natomiast w krajach afrykańskich choroba zaatakowała ponad 28 tysięcy osób, z czego przeszło 11 tysięcy zmarło.

Co ciekawe, gorączka krwotoczna jest przenoszona przez zwierzęta, głównie zresztą przez nietoperze. Wydaje się zatem, że popkulturowa atrakcyjność Batmana (podobnie jak Batwoman) została wykreowana mocno ponad ich realne zasługi.

Pyrrusowy sukces zespołu dr. Menachery’ego  
Rok 2014 przyniósł w Stanach Zjednoczonych zakaz dalszych badań m.in. nad uzłośliwianiem odzwierzęcych patogenów, ale projekt badawczy związany z hybrydą wirusa typu SARS prowadzony przez zespół dr. Menachery’ego na Uniwersytecie Północnej Karoliny w Chapel Hill, jako rozpoczęty przed wejściem w życie tej regulacji, został spod jej działania wyłączony.

Jak wiadomo, jesienią roku 2015 eksperyment przeprowadzony w laboratoriach tamtejszego uniwersytetu zakończył się sukcesem, choć obecna sytuacja naszego globu spowodowana przez niosące grozę, ruinę i śmierć swawole wirusa SARS-CoV-2 nakazywałaby sądzić, że w tym przypadku mamy raczej do czynienia z pyrrusowym sukcesem.

Pytanie, czy uśmiechnięty dr Vineet D. Menachery bierze pod uwagę uogólnione wnioski, jakie wydają się płynąć z zasady nieoznaczoności Heisenberga. Oczywiście, zasada niemieckiego uczonego odnosi się do sfery zjawisk z zakresu fizyki kwantowej, ale spostrzeżenie, że pewne procedury/techniki badawcze ingerują w realny stan rzeczy, istotnie zmieniając kondycję badanego obiektu w sposób oczywisty odnosi się do przywoływanych wyżej eksperymentów.

Należy sądzić, że ani dr Menachery, ani inni badacze – tacy jak dr Shi Zhengli czy dr Peter Daszak – ani zwłaszcza dysponenci funduszy na zaawansowane badania z zakresu mikrobiologii, genetyki, wirusologii czy immunologii nie zaprzątają sobie głowy możliwymi implikacjami odkrycia Heisenberga, a nawet – być może – traktują ich pojawienie się jako oczekiwaną i pożądaną premię. Śladem sugerującym, że takie domysły nie są wyssane z palca osoby szukającej wyłącznie sensacji, mogą być choćby granty, przekazywane w ostatnich pięciu latach dla Instytutu Wirusologii w Wuhan, w którym pracuje dr Shi, specjalistka od nietoperzy oraz mnogości ich koronowirusów. 

Nauka w labiryncie sławy i pieniądza
Od roku 2014 US National Institute of Health, czyli amerykańska agencja rządowa pod nazwą Narodowy Instytut Zdrowia, na badania ewentualnego zagrożenia ludzi przez wirusy, których nosicielami są nietoperze z Południa Chin, przekazała przeszło 3 miliony dolarów. Dystrybucją tych funduszy, za wiedzą i zgodą władz NIH, zajmował się Brytyjczyk Peter Daszak, szef pozarządowej organizacji non profit EcoHealth Alliance, rezydującej w Nowym Jorku. Wiemy dziś, że 600 tys. USD, czyli 20 proc. tych środków z kieszeni amerykańskiego podatnika poszło do chińskiej badaczki nietoperzy.

Gdy w kwietniu br., w ślad za wcześniejszą zapowiedzią prezydenta Trumpa, kierownictwo NIH zdecydowało o nieodnowieniu dotacji na kolejne pięć lat dla naukowców zrzeszonych w EcoHealth Alliance, podniósł się szum i rozgwar, który dobrze znamy z publicznej sceny krajowej. Jak to, ktoś nam śmie odciąć dopływ funduszy? Postawie „nam się to przecież od państwa należy” towarzyszy zupełny brak refleksji w rodzaju: czy uzłośliwianie odzwierzęcych patogenów niegroźnych wcześniej dla człowieka nie stanowi naprawdę ślepej uliczki dla rodzaju ludzkiego?

Nie wolno przecież robić wszystkiego, co dzięki coraz skuteczniejszej technologii da się obecnie sfabrykować. Kiedyś, dopóki człowiek nie stawiał się w centrum Wszechświata, było to oczywiste. Czy wszyscy ci eksperymentatorzy z laboratoriów – albo zaślepieni swą pozorną omnipotencją, albo zwodzeni wizją zysków, jakie może im przynieść np. opatentowanie skutecznego leku na wytworzone wcześniej przez siebie śmiertelne zagrożenie – zupełnie nie biorą tego pod uwagę?

Waldemar Żyszkiewicz
(30 maja 2020)

pierwodruk: Obywatelska. Gazeta im. Kornela Morawieckiego  nr 220, 5 – 18 czerwca 2020

Zobacz galerię zdjęć:

#prawo-cytatu
#prawo-cytatu

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości