plastic surgeon plastic surgeon
1298
BLOG

„Walek” partyzant niepokorny; historia nikomu nie znana

plastic surgeon plastic surgeon Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0


Można powiedzieć, że historia upomniała się o swoje. Żołnierze Wyklęci, ci, którzy mieli pozostać wymazani z kart historii po wsze czasy, powrócili. Dziś, nawet najwięksi historyczni ignoranci, bądź przeciwnicy odkrywania historii, nie mogą zaprzeczyć ich istnieniu. Edukacja w tym zakresie, faktycznie przyniosła skutki. Historia jednak, czasem płata figle i najciekawsze biografie pozostają niezauważone. Życiorysy tym bardziej ciekawe, że niejednoznaczne i niedające się w sposób prosty określić.


image

Walenty Ponikowski to dla jednych bohater, partyzant, członek oddziału „Jędrusiów”, który nie szczędził krwi ani zdrowia w walce z okupantem. Dla innych to bandyta, morderca, który ma na rękach krew niewinnych. A dla większości to postać anonimowa, o której nic, a w każdym razie niewiele wiadomo. A szkoda, bo to jedna z ciekawszych postaci z czasów wojny na ziemi sandomierskiej.


Szewc z Koprzywnicy

Jak w wielu przypadkach, tak i w tym, to wojna wpłynęła na życie naszego bohatera. Przed wojną zwyczajny człowiek, z zawodu szewc. Gdy wybuchła wojna, poszedł do wojska na ochotnika. Po porażkach naszej armii, opuścił rejon chcąc udać się na emigrację do Rumunii. W niedługim czasie jednak powrócił do Koprzywnicy. Na tym terenie, od 1939, prężenie działała organizacja Odwet, założona przez tarnobrzeskiego nauczyciela, Władysława Jasińskiego ps. „Jędruś”. Dziś trudno stwierdzić, kto zwerbował Ponikowskiego do organizacji. Prawdopodobne wydaje się, że byli to bracia Tosiowie, ówcześni sąsiedzi, którzy w organizacji działali od początku. W styczniu 1940 Walenty Ponikowski zostaje zaprzysiężony i tym samym zostaje członkiem „Odwetu”. Początkowe zadanie są proste: czuwanie nad wydawaną gazetą i kolportowanie pisma do okolicznych wiosek. Przez blisko rok organizacja funkcjonuje bez przeszkód. W 1941 mają miejsce aresztowania członków organizacji. Jasiński – „Jędruś” postanawia pomóc towarzyszom. Żeby pomóc, potrzebne są pieniądze. Wtedy rodzi się pomysł założenia zbrojnego ramienia „Odwetu” - oddziału partyzanckiego „Jędrusie”. Po odpowiednim przeszkoleniu do oddziału dołącza Walenty Ponikowski, przyjmując pseudonim „Walek”. To pod tym pseudonimem będzie znany w okolicznych wsiach i tym samym szukany przez Niemców. W oddziale „Walek”, jako szewc odpowiada za obuwie, naprawia i wykonuje nowe. Obok „zwyczajnych” obowiązków bierze udział niemal we wszystkich akcjach dywersyjno – zbrojnych tzw. „angryfach”. Jedną z pierwszych akcji jest „angryf” na młyn we wsi Wiązownica, gdzie partyzanci zdobywają ok. 10 ton zboża. Do najbardziej znanych i spektakularnych należą m.in.  napad na magazyn i bank Społem w Mielcu, zdobycie cukru na stacji w Bogorii (ok. 30 t.), rozbrojenie oddziału niemieckiego w Koprzywnicy, napad na bank w Pacanowie (tego napadu dokonują „Walek” i „Jędruś”). W 1943 „Jędrusie” nawiązują współpracę z AK, stając się tym samym oddziałem wojskowym. Ponikowski otrzymuje stopień starszego sierżanta. Dzięki tej współpracy możliwe stają się akcje, które bez wątpienia przeszły do historii: rozbicie dwóch więzień w Opatowie i w Mielcu (w obu akcjach bierze udział Ponikowski). W czerwcu 1943 „Walek” jako członek siedmioosobowej grupy partyzanckiej bierze udział w walce z oddziałem niemieckim liczącym ok. 150 osób, który pacyfikował wieś Strużki. Oddział „Jędrusiów” oprócz walki z okupantem zajmował się pilnowaniem porządku na terenie swojej działalności. Do takiej działalności należało rozbijanie band rabunkowych. Jedną z większych grup była „banda Kozodoja”, którą dzięki sprytnemu fortelowi rozbroili „Walek” i „Czarny”. Na Kozodoju oraz jego zastępcy wykonano wyrok śmierci,  na rynku w Osieku. W 1943 w „Jędrusiach” powstała grupa, której celem było  likwidowanie konfidentów oraz szczególnie niebezpiecznych tzw. granatowych policjantów. Do grupy tej należał „Walek”. Wykonał wyrok na żandarmie von T tze, sekretarzu gminy w Połańcu oraz rodzinie szpicli we wsi Sulisławice. W marcu 1943 razem ze Stanisławem Wiąckiem ps. „Inspektor” zlikwidowali konfidenta Schneidera. Oprócz tych wydarzeń partyzant cały czas bierze udział w kilkudziesięciu akcjach zbrojnych na terenie ziemi kieleckiej i Podkarpaciu.

Twardy charakter

Walenty Ponikowski wielokrotnie dał się poznać, jako osoba bezkompromisowa o niezłomnym charakterze. Pierwszy raz zamanifestował swoją postawę 25 maja 1942 w Sulisławicach, gdzie odbył się zjazd „Jędrusiów”. Po określeniu przez Jasińskiego celów działania oraz idei, część oddziału wysunęła żądania gratyfikacji finansowych za akcje zbrojne. W większości byli to ludzie z Koprzywnicy. Jasiński bez zastanowienia usunął ich z organizacji. Wierni „Jędrusiom” i ideałom pozostali: Walenty Ponikowski, bracia Tosiowie, bracia Goryccy oraz kilka innych osób. Bezkompromisowa postawa i twardy charakter wielokrotnie dawały o sobie znać. Kiedy do Władysława Jasińskiego dotarła wiadomość o napadzie na Komunalną Kasę Oszczędności w Tarnobrzegu, padło pytanie: „kto”? Okazało się, że Ponikowski wiedział o akcji i znał skład grupy. Pomimo nalegań Jasińskiego, a nawet groźby wydalenia z oddziału, nie zdradził nazwisk, tłumacząc, że dał słowo honoru. Wolał sam odejść z oddziału. Po kilku dniach pogodzony z „Jędrusiem” powrócił.

Ciemne karty historii

Tak ciekawy życiorys mógłby spokojnie posłużyć za scenariusz filmowy. Niestety Walenty Ponikowski w swojej biografii ma też epizody, które pozostają niewyjaśnione i do dziś wśród mieszkańców terenów, gdzie działali „Jędrusie” wywołują polemikę.

W 1942 roku zaistniało podejrzenie, że działalność partyzantów może być zagrożona wskutek współpracy pewnych osób z okupantem. Informacje te posiadał Ponikowski. Wedle jego późniejszych relacji, najważniejszym  czynnikiem pozostawał czas. I to właśnie ze względu na czas Ponikowski postanowił zlikwidować potencjalne zagrożenie, nie informując o tym dowództwa. Cała sytuacja była o tyle dramatyczna, że celem miała być osoba bardzo blisko spokrewniona z narzeczoną partyzanta. Nikt nie wie, co wydarzyło się felernego poranka. Od zabłąkanej kuli (rykoszet) zginęła narzeczona „Walka”. To wydarzenie położyło cień na obrazie Ponikowskiego, jako partyzanta i osoby o nieposzlakowanej opinii. Sam Walenty Ponikowski nigdy nie unikał odpowiedzialności za swój czyn. Stanął przed sądem partyzanckim. Sytuacja była o tyle niejednoznaczna, że Jasiński nie zdecydował się wydać wyroku na członka oddziału, ani wydalić „Walka” z oddziału za samowolny wyrok. Wyrok, jaki zapadł brzmiał: na każdą akcję „Walek” idzie, jako pierwszy. Zgodnie z wyrokiem, „Walek” brał czynny udział w każdej akcji zbrojnej. To dało początek sławie wśród mieszkańców okolicznych wiosek. Zaczęto mówić o odwadze i brawurze Ponikowskiego. Niemcy też to zauważyli, wystawiając za nim list gończy.


W lutym 1944 miał miejsce kolejny wypadek. Ponikowski zastrzelił bezbronnego mężczyznę. Sytuacja również pełna niedomówień, jak w 1942. Sam oskarżony tłumaczył się tym, ze usłyszał za plecami „Hönde hoch”, sadząc, że to niemiecki patrol, odwrócił się i  natychmiast strzelił. Jak się okazało był to niemądry i tragiczny w skutkach żart. Wiarę temu dali koledzy z oddziału, niestety wśród ludzi, którzy nie zapomnieli zdarzeń sprzed dwóch lat zaczęło panować przekonanie, że to o jeden zbieg okoliczności za dużo. Na partyzanta zaczęto mówić „krwawy Walek”. Opinie wśród ludzi zaczęły być mocno podzielone. Z jednej strony człowiek pogodny, towarzyski. Umiejący zabawić, pocieszyć, poprawić humor. Z drugiej strony, osoba bezwzględna, która bez wahania sięga po broń, nawet wtedy, gdy nie jest to konieczne. Nie wiadomo, jaki do końca był „Walek”.  Według relacji krewnych miał trudny charakter i raczej był bezkompromisowy, ale z drugiej strony niezłomny w swych zasadach, do końca pozostający przy swoim zdaniu.

Zachowała się relacja, mówiąca, jak „Walek” był ubezpieczeniem w orszaku weselnym Mariana Wiktorowskiego ps. „Marian”. Według wspomnień, to on jeden potrafił rozweselić nie do końca przekonaną do ślubu przyszłą teściową „Mariana”. Później, w kościele w Bogorii, podczas ceremonii razem z „Czereśnią” podjęli się ról ministrantów, zakładając komże na pełen rynsztunek.

     Kwaterą, gdzie „Jędrusie”  często bywali był dom Andrzeja Wieczorka „Chebonsa” we wsi Bukowa, gdzie partyzanci nocowali również u ludzi nie zaangażowanych w ruch oporu. Z tych terenów pochodzą relacje, które przedstawiają Walentego Ponikowskiego, jako osobę, której niewątpliwie trzeba było się bać, ale jednocześnie, jako osobę, na którą zawsze można było liczyć, która nie zostawiła w potrzebie nikogo. Mój dziadek, urodzony we wsi Bukowa „Walka” pamięta jako kilkunastoletni chłopak. – Pamiętam, jak z ojcem wróciliśmy z wywózki drzewa.  Pomagałem przy obrządku. Wywózka to była ciężka praca i dla ludzi i dla koni, tym bardziej, że  zima była wtedy sroga. Nie wiadomo skąd, przyszedł jakiś pan ubrany w płaszcz i każe ojcu zaprzęgać konia. Jakiś obcy to był, tych swoich, to się znało. Ojciec mu tłumaczy, że dopiero co wróciliśmy, trzeba te zwierzęta nakarmić i dać im odpocząć. Nieznajomy rozpiął płaszcz pokazał karabin i mówi „bez dyskusji”. Czmychnąłem do domu i mówię matce, co się dzieje. Akurat „Walek” u nas spał. Obudził się i pyta, co się dzieje. Kiedy mnie wysłuchał, wskoczył w buty i ruszył do stodoły. Ja za nim, ciekawy, co się będzie działo. Przed stodołą  przeładował pistolet i wszedł do środka. Jak tylko znalazł się w środku wziął nieznajomego na muszkę i mówi: „facet, co ty tu robisz, uciekaj stąd, młody jesteś, przejdziesz się, nic ci nie będzie”. Facet poszedł tak szybko i cicho, jak przyszedł.

Aresztowania

W okresie akcji „Burza” oddział „Jędrusiów” został kompanią 2pp Leg AK. Z Armią Krajową nawiązała kontakt radziecka czołówka pancerna walcząca o przyczółek sandomiersko baranowski. Do radzieckich wojsk pancernych mieli dołączyć spadochroniarze zrzuceni w tym regionie. Zadanie doprowadzenia spadochroniarzy do swoich dostał m.in. „Walek”. Kiedy partyzanci doprowadzili czerwonoarmistów do swoich, zostali rozbrojeni i związani. Uciec zdołali dzięki pomocy okolicznych mieszkańców. Dla wszystkich stało się jasne, że mimo odwrotu Niemców, dalej trzeba się ukrywać. Ci, którzy wierzyli w dobre chęci armii idącej ze wschodu, szybko zrozumieli swój błąd, kiedy zostali aresztowani przez NKWD. W sierpniu 1944 zostaje również aresztowany Ponikowski. Po aresztowaniu wywieziony do Niemiec. Stamtąd wraz z jeńcami niemieckim do Krakowa. Po kilku miesiącach przetransportowany do obozu jenieckiego w Rostowie nd. Donem. Z obozu udaje mu się uciec. Dociera niemal do tureckiej granicy, gdzie zostaje ujęty i z powrotem odesłany do obozu. Po raz kolejny okazja do ucieczki natrafia się podczas przetransportowania więźniów. W okolicach Przemyśla, Walenty Ponikowski ucieka z transportu. Tym razem nie zostaje złapany. Wraca w rodzinne strony i wciąż się ukrywa, gdyż cały czas jest poszukiwany przez nowe władze. Jest rok 1946. W końcu zostaje aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa (najprawdopodobniej został zadenuncjowany). Zostaje osadzony w siedzibie UB w Kielcach. Rozpoczyna się śledztwo i przesłuchania. Ponikowskiemu stawiany jest szereg zarzutów. Do najpoważniejszych należą: zabicie narzeczonej, udział w zbrojnej bandzie, nielegalne posiadanie broni oraz działalność przeciw państwu polskiemu i Związkowi Radzieckiemu. Podczas śledztwa partyzant przyznaje się i prosi o najwyższy wymiar kary. W sądzie odwołuje swoje zeznania, wyjaśniając, że były wymuszone torturami. Ostatecznie wyrok brzmiał: kara śmierci, zamieniony na wyrok piętnastu lat pozbawienia wolności. Karę odbywa w więzieniu w Rawiczu i w Strzelcach Opolskich. Po dziesięciu latach wychodzi warunkowo na wolność. Cały czas pod obserwacją odpowiednich służb, jako element wrogi nowo powstałemu państwu.

Zacząć od nowa

Po wyjściu z więzienia Walenty Ponikowski wraca w rodzinne strony. Osiada w Koprzywnicy pomagając ojcu prowadzić gospodarstwo. Jednak rzeczywistość, w której przychodzi mu żyć nie jest łatwa. W nowym ustroju partyzancka przeszłość, a także poglądy byłego „Jędrusia” nie są czymś mile widzianym. Do tego dochodzą sprawy samowolnych wyroków, o których niektórzy wciąż pamiętają. To wszystko powoduje, że Walenty postanawia zacząć od nowa – im dalej, tym lepiej. Los mu sprzyja w tym postanowieniu, gdyż najmłodszy z rodzeństwa wyjechał na Wybrzeże. Po roku spędzonym na ojcowiźnie „Walek” wyjeżdża do najmłodszego brata. W Gdańsku                   zaczyna życie od nowa. Żeni się i podejmuje pracę w Spółdzielni Inwalidów. Z czasem wyrok uległ przedawnieniu i Ponikowski mógł cieszyć się prawami kombatanta. Wielokrotnie odznaczony m.in. Dwoma Krzyżami Walecznych (jeden nadany w Londynie), Krzyżem Armii Krajowej (również nadanym w Londynie), Krzyżem Partyzanckim, czterokrotnie otrzymał Medal Wojska Polskiego, Międzynarodowy Krzyż Partyzancki oraz Krzyż Zasługi Kombatantów Francuskich, oba nadane w Paryżu.  Potwierdzono jego udział w dziewięćdziesięciu akcjach zbrojnych przeciw okupantowi niemieckiemu Przedstawiony został wniosek o nadanie Srebrnego Krzyża Virtuti Militari.  Pomimo swoich poglądów został członkiem ZBOWiD. Z korespondencji Walentego Ponikowskiego z kolegami z oddziału wiadomo, że nigdy nie zmienił swoich przekonań i poglądów politycznych. I to właśnie te poglądy stanęły na drodze do pełnego uhonorowania naszego bohatera. Na zjeździe ZBOWiD-u padło hasło, że Polska zawdzięcza wolność tym, którzy szli od Lenino do Berlina. Po raz kolejny bezkompromisowy charakter byłego partyzanta dał o sobie znać. Poprosił o głos i w ostrych słowach wyraził swój sprzeciw odnośnie takiego stanowiska. Przypomniał o członkach oddziałów partyzanckich, którzy polegli oraz osobach cywilnych, którzy oddali życie wspierając partyzantkę. Za swoje wystąpienie otrzymał owacje. Jednak niedługo, po tym zajściu, pisemnie został poinformowany o wydaleniu z organizacji kombatanckiej. Jako powód podano zatajenie przedawnionego wyroku. Nie pomogło odwoływanie się i pisma do władz. Negatywnie również rozpatrzono wniosek o nadanie najwyższego wojskowego odznaczenia.


Walenty Ponikowski zmarł w Kołobrzegu w 1985r. Jest pochowany na cmentarzu w Gdańsku-Oliwie. Do końca bezskutecznie walczył o swoją rehabilitację.


SŁOIK W WIELKIM MIEŚCIE

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura