Pewien ucieszny człowieczek (nie zaglądam na jego blog - czytam wyłącznie tytuły, co zazwyczaj wystarcza do poprawienia sobie humoru) wyartykułował dziś "Tak dla obowiązkowej edukacji seksualnej w szkołach". Przeczytałam ten tytuł, chwilę pomyślam, i jednak humor, zamiast się poprawić, to jednak zepsuł.
Nie wiem, jakiej płci jest indywiduum, które gwałtem - nomen-omen - chce seksualnie edukować moje dziecko. Nie mam też pojęcia, czy jest to osobnik stary, śliniący się do dzieci, czy raczej bardzo młodziutki i infantylny. Jedno i drugie nakazuje zachować czujność.
Jeśli wybryk natury jest podstarzałym samcesm, mającym inklinacje do "kwaśnych winogron", to jego notkę należy odczytywać: słuchajcie, ludzie! To może być pedofil!
Jeeli jednak jest to chłopię lat 12-13, to administracja Salonu powiina bacznie go obserwować, co może dziecko w przyszłości uchronić przed niebezpieczną przygodą.
A tak na marginesie, to trzeba zauważyć, że aby "edukacja seksualna" miała sens, to konieczne są i zajęcia teoretyczne, i praktyczne. To chyba raczej oczywiste? ... To, oczywiście, MUSI przyciągać zboczeńców, chcących się wyżyć bezkarnie na naszych dzieciach. A ponieważ najlepszą zasadą handlu jest "tworzyć popyt", to takie stworki usiłują przekonać naiwnych ludzi, że "edukacja seksualna" to coś, co obowiązkowo musi być uczone w szkole.
Dobrze, że mój syn już się na te lekcje nie załapie - ale przecież mam nadzieję doczekać wnuków ... I jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że jakiś obleśny "sexdukator" uczyłby moją wnuczkę, do czego służy "palikot" własny, a do czego sztuczny, i gdzie je najlepiej wkładać.
Zajęcia to by się chyba odbywały na sali gimnastycznej, po zasłonięciu okien i ułożeniu materaców? .... No, może odrobinka światła by się przydała ... i muzyki.
... i to właśnie dlatego różnym takim "koneserom młodych ciał" uśmiecha się ta "obowiązkowa edukacja seksualna".
Inne tematy w dziale Rozmaitości